reklama

Popołudnie z...Jackiem Cyganowskim [reportaż]

Opublikowano:
Autor:

Popołudnie z...Jackiem Cyganowskim [reportaż] - Zdjęcie główne
Udostępnij na:
Facebook

Przeczytaj również:

WiadomościAkademia Piłkarska Piłkarskie Nadzieje Mielec powstała w 2013 roku. Zaczynała od jednego trenera i dwudziestu podopiecznych. Dziś to prawie siedmiuset zawodników i dwudziestu pięciu trenerów. Za tym niewątpliwym sukcesem stoi Jacek Cyganowski.

Spotykamy się w siedzibie Akademii. Pierwsza rzecz, która przykuwa wzrok zaraz po wejściu, to obszerna gablota wypełniona pucharami. – To wszystko wasze? – pytam z ciekawością. – To tylko część. Reszta jest tam – Jacek Cyganowski wskazuje na drugą gablotę po przeciwległej stronie pomieszczenia. – Musimy zrobić jeszcze trzecią. W tych dwóch puchary przestały się mieścić już w zeszłym miesiącu – dodaje. Tak zaczynam rozmowę z Jackiem Cyganowskim, prezesem jednej z największych akademii piłkarskich na Podkarpaciu.

 

Serce ze Stali

Mój rozmówca to mielczanin z krwi i kości. Nie dziwi więc, że Stal Mielec zajmuje szczególne miejsce w jego sercu. Z klubem był związany od najmłodszych lat. – To były zupełnie inne czasy – wspomina. – Całe dnie spędzaliśmy na dworze. Do dziś żartuję, że poza szkołą można było znaleźć mnie tylko na boisku. Gdy dowiedziałem się, że Stal Mielec ogłasza nabór, od razu się zgłosiłem.

  - Na pierwszym treningu było ponad sto osób. Oczywiste było, że nie wszyscy się załapią. Zadaniem trenera było "wyłapanie" tych najbardziej uzdolnionych. Na szczęście udało mi się znaleźć w tej grupie – opowiada.

  Po kilku latach spotkał trenera, który nie tylko zmienił go jako piłkarza, ale również całkowicie zmienił jego postrzeganie piłki nożnej. Tym trenerem była legenda Stali Mielec, Zenon Książek. – Dziś mogę śmiało powiedzieć, że to on nauczył mnie piłki nożnej. Choć łatwo nie było. Był bardzo wymagający, nie tolerował lenistwa. Po pierwszym treningu z trenerem Książkiem do domu wracałem ponad trzy godziny. Już po rozgrzewce miałem dość. Z czasem organizm się przyzwyczaił – uśmiecha się.

 

Klub Morsa

Już jako kilkunastoletni chłopak przejawiał duży talent. Nawet odbył kilka treningów z pierwszym zespołem. Stale  grał w  rezerwach ekstraklasowego  klubu. Jednak w  klubie działo się wówczas bardzo źle. Problemy finansowe sprawiły, że najpierw w sezonie 1995/96 mielczanie spadli z ekstraklasy do drugiej ligi, a w tej klasie rozgrywkowej nie dograli nawet do końca sezonu. Wiosną 1997 roku podjęto decyzję o rozwiązaniu klubu.

  Klub reaktywowano kilka miesięcy później, ale zespół do rozgrywek zgłoszono dopiero latem 1998 roku. Zaczęto od 5. ligi. Do zespołu zaproszono wychowanków i ludzi, którzy bez zapłaty byli gotowi poświęcić się dla biało-niebieskich barw. Wśród nich znalazł się również Jacek Cyganowski.

 Z tamtym okresem wiąże się wiele zabawnych anegdot i historii. – Pamiętam, jak jeden z kolegów, który grał w dziurawym bucie, strzelił zwycięską bramkę w meczu z Resovią. Takie to były czasy – wspomina. Brakowało wówczas wszystkiego, zawodnicy grali za uścisk ręki, czasem za obiad. Po treningach kąpali się w zimnej wodzie. – To był nasz Klub Morsa – na twarzy Jacka po raz kolejny maluje się uśmiech. Widać, że powrót do tamtych czasów sprawia mu dużą przyjemność. 

  Ze Stalą Mielec ostatecznie rozstał się na początku lat dwutysięcznych. W kolejnych latach Cyganowski nie zawiesił butów na kołku, ale coraz bardziej zaczęła go wciągać praca trenera. Na przełomie 2012 i 2013 roku z inicjatywy mieleckiego MOSiR-u  i wielkiego przyjaciela lokalnego sportu, przedsiębiorcy Wiesława Bożka, powstała Akademia Piłkarska Piłkarskie Nadzieje. Okazało się, że zapotrzebowanie było dużo większe.

 

Wygrywają w całej Europie

Piłkarskie Nadzieje to dziś prawie 700 podopiecznych i 25 trenerów. Tą "machiną", obok Cyganowskiego, zarządzają także Paweł Mrozik (wiceprezes ds. szkolenia dzieci i młodzieży) oraz Roman Kowalik (prezes ds. piłki seniorskiej).

  Kierowana przez nich akademia to marka rozpoznawalna w całej Polsce. Pomogło w tym zwycięstwo odniesione latem ubiegłego roku na największym na świecie turnieju piłki nożnej nastolatków, Dana Cup. – To niesamowita impreza – Cyganowski nie ma wątpliwości. – Na turniej przyjechały drużyny z pięćdziesięciu krajów. My, by odnieść zwycięstwo w kategorii U-11, musieliśmy zmierzyć się z zespołami z Peru, Holandii, Indii, Danii, Ukrainy, Norwegii i Niemiec. Po finałowym zwycięstwie radość była ogromna.

Na tym lista międzynarodowych sukcesów się nie kończy, a na niej znajdziemy jeszcze puchary za zwycięstwo w turniejach, przywiezione m.in. ze Szwecji, Węgier, Austrii, Słowacji, Ukrainy, Finlandii, Niemiec oraz Wielkiej Brytanii.

  Do tego dochodzą zwycięstwa na "własnym podwórku". Właściwie nie ma tygodnia, w którym Piłkarskie Nadzieje nie wygrałyby jakiegoś turnieju. Sukcesy oczywiście cieszą, ale nikt nie ma zamiaru na tym poprzestać.

  Cele nadrzędne Akademii sięgają dużo dalej. – Marzeniem jest to, żeby nasz wychowanek zagrał w ekstraklasie. Nie spoczniemy, dopóki tego nie dokonamy –  mówi Jacek Cyganowski, który równocześnie mnie przeprasza. – Musimy kończyć. Śpieszę się na trening – uśmiecha się na koniec.

Udostępnij na:
Facebook
wróć na stronę główną

ZALOGUJ SIĘ - Twoje komentarze będą wyróżnione oraz uzyskasz dostęp do materiałów PREMIUM.

e-mail
hasło

Nie masz konta? ZAREJESTRUJ SIĘ Zapomniałeś hasła? ODZYSKAJ JE