reklama

Pijane dzieci z Jam trafiły do rodziny zastępczej. Matce za narażenie synów na niebezpieczeństwo utraty życia bądź ciężkiego uszczerbku na zdrowiu grozi do pięciu lat więzienia.

Opublikowano:
Autor:

Pijane dzieci z Jam trafiły do rodziny zastępczej. Matce za narażenie synów na niebezpieczeństwo utraty życia bądź ciężkiego uszczerbku na zdrowiu grozi do pięciu lat więzienia. - Zdjęcie główne
Udostępnij na:
Facebook

Przeczytaj również:

Wiadomości W Wielki Piątek w małej miejscowości koło Mielca o włos nie doszło do wielkiej tragedii. W jednym z domów w Jamach policjanci znaleźli dwoje kompletnie pijanych dzieci. Jak się okazało, matka chłopców i ojciec jednego z nich również byli pod wpływem alkoholu.

Co ciekawe, w domu w Jamach przebywali też rodzice partnera kobiety, którzy nie zauważyli,  co się dzieje. Starsi ludzie, o dziwo, nie wiedzieli nic o stanie dzieci, twierdząc, że chłopcy wyszli rano z domu z matką. Kobieta miała zabrać ich na spacer, później dzieci najprawdopodobniej same wróciły do domu.

Zajmowali się dziećmi?

Jeden z chłopców, sześciolatek, chodzi do zerówki, a drugi, ośmioletni, do szkoły. Jak powiedziała nam jedna z sąsiadek rodziny, dzieci nie wyglądały wcześniej na zaniedbane.

- Często widywałam tych chłopców, bawili się w pobliżu domu. Ich rodzice, jak nie byli pijani, to widać było, że kochają dzieci. To, co się stało, jest straszne. Najgorsze, że teraz będą cierpieć dzieci, a wszystko przez alkohol – mówi mieszkanka miejscowości.

27 - letnia matka chłopców oraz jej 45-letni partner znani są mieleckiej policji. Jak się dowiedzieliśmy, dzielnicowy regularnie ich odwiedza. Policja wielokrotnie interweniowała w ich sprawie, wezwania te nie były jednak związane z rodzinnymi sprawami pary nadużywającej alkohol. Wiemy jednak, że często dochodziło do pijackich ekscesów z udziałem innych osób. Głównie miało to miejsce w budynku gospodarczym przy domu, w którym wspólnie mieszkają dziadkowie i rodzice dzieci.

Wypili alkohol z colą?

27-latka znana jest na wsi. Wszyscy wiedzą, że kobieta nie stroni od alkoholu.  - Często widziałam ją pijaną – przyznaje mieszkanka Jam.

W czwartek na polecenie prokuratury kobieta została zatrzymana i doprowadzona na przesłuchanie. Usłyszała zarzuty narażenia swoich dzieci na niebezpieczeństwo utraty życia bądź ciężkiego uszczerbku na zdrowiu. 

- Matka dzieci, będąc osobą, na której ciąży obowiązek opieki nad synami, była w stanie bardzo wysokiej nietrzeźwości, przez co w sposób nienależyty nadzorowała dzieci, dopuszczając do spożycia przez nie alkoholu. Kobieta naraziła w ten sposób synów na bezpośrednie niebezpieczeństwo przynajmniej ciężkiego uszczerbku na zdrowiu - mówi prokurator Marian Burczyk z Prokuratury Rejonowej w Mielcu.

Podejrzana, składając wyjaśnienia, powiedziała, że zmieszała alkohol z colą i postawiła w budynku gospodarczym, w którym przebywała, a chłopcy bez jej wiedzy sięgnęli po niego. Prokurator zastosował wobec kobiety dozór policyjny z zakazem opuszczania kraju. 27-latce grozi kara do pięciu lat pozbawienia wolności.

Tymczasem w ubiegłą środę sąd podjął decyzję o umieszczeniu chłopców w rodzinie zastępczej.

Libacja w Wielki Piątek

Przypominamy: W Wielki Piątek mielecka dyspozytorka otrzymała dramatycznie brzmiące zgłoszenie. Na podwórku jednego z domów w Jamach, w gminie Wadowice Górne, znajdowała się dwójka małych dzieci, których stan wskazywał na to, że potrzebują natychmiastowej pomocy; zataczały się i słaniały na nogach. Jedno z nich się nawet przewróciło i przez pewien czas leżało bez reakcji na ziemi. Na domiar złego dzieci były niekompletnie ubrane.

Dyspozytorka, mimo braku adresu, wysłała ekipę ratunkową, która bez trudu odnalazła opisany przez dzwoniącego dom. Na jego podwórku nie działo się jednak nic niepokojącego, nie było potrzebujących pomocy dzieci. Mimo wszystko ratownicy zapukali do drzwi domu. Otworzył im 45- latek. Widać było, że jest pod wpływem alkoholu. 

  Mężczyzna nie wpuścił ratowników medycznych do domu, twierdząc, że nie ma w nim żadnych dzieci. Dyspozytorka z mieleckiego pogotowia powiadomiła policję, podejrzewając, że w domu jednak mogą znajdować się osoby potrzebujące pomocy.

Szokująca prawda

Przybyły na miejsce dzielnicowy z Radomyśla Wielkiego dostał się przez piwnicę do domu mężczyzny, gdzie odkrył szokującą prawdę. Zobaczył dwójkę pijanych,  niemal nieprzytomnych dzieci. Jedno leżało w swoich wymiocinach. Stan sześciolatka był bardzo zły, nie było z nim kontaktu, w pewnym momencie chłopiec stracił przytomność. Ośmiolatek był w nieco lepszym stanie, mimo że jego zachowanie również wskazywało na znaczne upojenie alkoholem.

Jak się później okazało, młodszy z chłopców miał aż 2,2 promila alkoholu we krwi, a starszy 1,5 promila. Pijani byli również rodzice dzieci. 27-letniej matki chłopców nie było wtedy w domu, kobieta przebywała u swojego znajomego. Po przyjeździe policji, będący w domu ojciec jednego z chłopców nie poddał się badaniu alkomatem, twierdząc, że nie jest w stanie dmuchnąć w urządzenie. Mężczyznę udało się przebadać dopiero w szpitalu, wtedy policjanci stwierdzili za pomocą urządzenia manualnego, że ma ponad promil alkoholu w organizmie. 

Chłopcy zabrani zostali przez ekipę pogotowia do mieleckiego szpitala, tam pobrana została im krew do badań. Gdy matka dzieci dowiedziała się, co się stało, natychmiast pojechała za nimi do szpitala.

- W mediach podawali, że miała 3 promile alkoholu we krwi. Jednak zupełnie nie było tego  po niej widać, była roztrzęsiona i płakała - mówi osoba, która widziała kobietę tego dnia.

 

Renata Żelazko, pracownik socjalny w Gminnym Ośrodku Pomocy Społecznej w Wadowicach Górnych:

- Rodzina nie pobierała świadczeń w naszej placówce. Jednak widząc potrzebę pomocy, kontaktowałam się z tymi osobami i odwiedzałam je. Celem mojej pracy z tą rodziną był cykliczny monitoring, kontaktowanie się zarówno z nią, jak i szkołą, do której chodziły dzieci.
Ostatnie miesiące nie wskazywały na taki finał. Jako pracownik socjalny jestem bardzo zaskoczona tym, co się stało. Na pewno tej rodzinie potrzebna jest teraz pomoc. Podczas moich odwiedzin nie podejrzewałam, że coś takiego może się wydarzyć. Nigdy w tym domu nie zastałam osób, których zachowanie mogłoby wskazywać, że znajdują się pod wpływem alkoholu. Postawa i wypowiedzi dorosłych nie wzbudzały mojej wątpliwości, że coś niepokojącego mogło się tam dziać. Miejsce, gdzie przebywały dzieci, było czyste, a dzieci były ubrane zgodnie z temperaturą panującą w otoczeniu. Informacje, które uzyskiwałam ze szkoły, świadczyły o tym, że dzieciom nic nie brakowało. Do tej pory nie miałam żadnych zgłoszeń w sprawie tej rodziny, ani z policji, ani ze szkoły.
 

Udostępnij na:
Facebook
wróć na stronę główną

ZALOGUJ SIĘ - Twoje komentarze będą wyróżnione oraz uzyskasz dostęp do materiałów PREMIUM.

e-mail
hasło

Nie masz konta? ZAREJESTRUJ SIĘ Zapomniałeś hasła? ODZYSKAJ JE