Jest Pan absolwentem technikum mechanicznego. Czy wiązał Pan swoją przyszłość z tym zawodem?
- Taki był wtedy trend. Wielu moich kolegów również rozpoczęło naukę w tzw. mechaniku. Po szkole podstawowej zdałem do technikum, po 5 latach ukończyłem je. Później dostałem się na studia na Wydziale Mechanicznym Politechniki Krakowskiej, które ukończyłem z wyróżnieniem w 1974 r., uzyskując tytuł inżyniera mechanika.
Jednak zawód mechanika poszedł w odstawkę i rozpoczął Pan pracę na WSK w Mielcu.
- Udało się dostać do WSK i rozpocząłem pracę. W Wytwórni Sprzętu Komunikacyjnego w Mielcu najpierw pracowałem na stanowisku technologa, później konstruktora i specjalisty ds. zamówień lotniczych części zamiennych. W Zakładzie Ceramiki Budowlanej zostałem szefem utrzymania ruchu.
Kiedy został Pan mianowany zastępcą naczelnika? Jak to się stało, jak to wszystko przebiegało, bo nie były to stricte wybory?
- W 1978 r. zostałem mianowany zastępcą naczelnika miasta Mielca, a w 1981 r. powierzono mi funkcję naczelnika miasta. Tak, to nie były wybory. Po prostu zwolniło się miejsce zastępcy naczelnika. Wtedy naczelnikiem był Stefan Ćwiok i szukał swojego zastępcy. Nie wiem dokładnie, skąd wziął się zamysł na to, żebym to ja został zastępcą. Nie znałem wówczas naczelnika. Na pewno był zrobiony wywiad na mój temat. Później zostałem zaproszony na spotkanie z naczelnikiem i zgodziłem się objąć tę funkcję.
Tego samego roku to Józef Król (za Ćwioka) został powołany przez wojewodę rzeszowskiego na stanowisko naczelnika miasta Mielca, więc automatycznie zostałem również jego zastępcą. Następnie w 1981 r. Król został powołany przez premiera na stanowisko wicewojewody rzeszowskiego i wtedy ja objąłem stanowisko naczelnika Mielca. I tak czas w urzędzie płynął.
Z dniem 1 stycznia 1985 roku miasto się powiększyło...
- Tak, miasto poszerzyło granicę o cztery nowe osiedla: Mościska, Smoczka, Wojsław i Dziubków. W związku z tym miasto Mielec przekroczyło 50 tysięcy mieszkańców. 1 lutego tego roku wojewoda rzeszowski Henryk Ficek zmienił mi tytuł z naczelnika na prezydenta miasta.
Mielec zaczął się wtedy jeszcze szybciej rozwijać.
- Głównym powodem, żeby powiększyć granicę, było to, by zdobyć terytorium, gdzie można by było zbudować nowe mieszkania, nowe miejsca pracy. Głównie przez to zostały dołączone te miejscowości. Wtedy też liczba mieszkańców wzrosła, tak jak i obszar miasta powiększył się dwukrotnie: z 23 km do 47 km kwadratowych.
Jakimi inwestycjami może się Pan dziś pochwalić? Które były ukończone bądź rozpoczęte dzięki Panu?
- Trudno tak dziś powiedzieć, ale na pewno był to wiadukt, który został ukończony. Głównie rozwijało się budownictwo. W tych czasach budowano w mieście w granicach 700-900 mieszkań. Było bardzo duże zapotrzebowanie na budynki mieszkalne. W związku z tymi potrzebami, trzeba było znaleźć miejsce, gdzie można było budować. Później do tego uzbroić je, podłączyć wodę, prąd, ścieki itd.
Było to pierwsze stanowisko prezydenta miasta, więc na pewno wiązało się to z trudnościami i wyzwaniami. Co najbardziej utkwiło Panu w pamięci?
- Głównie były to sprawy związane z brakiem wody. Osiedla się rozbudowywały, a wodociągi nie były z gumy, więc brakowało wody. Problemem były również ścieki. Były także problemy z handlem, brakowało towaru. To były główne i podstawowe problemy, z którymi na co dzień się spotykałem. Ale nie tylko ja. Miałem też wspaniałych zastępców: Jana Burego i Mieczysława Wdowiarza i to oni byli odpowiedzialni za infrastrukturę i handel.
Wtedy te problemy dosięgały nie tylko Mielca, ale i wszystkich miast w Polsce. Miasta rozbudowywały się i wszędzie brakowało mieszkań.
Został Pan odznaczony Srebrnym Krzyżem Zasług. Czy to wyróżnienie dostał Pan głównie za funkcję prezydenta?
- To odznaczenie nadawane jest osobie zasłużonej w pracy zawodowej lub w działalności społecznej i myślę, że dostałem je właśnie za całokształt mojej pracy. Pracowałem na WSK 13 lat, później w ceramice prawie 3, przez parę miesięcy byłem dyrektorem i niemal 13 lat pracowałem w urzędzie. Nie przywiązywałem wagi, w którym roku dostałem to wyróżnienie, ale w swoim życiu otrzymałem wiele odznaczeń. Odznaką Zasłużony dla Województwa zostałem wyróżniony trzy razy, więc nie mam głowy do takich dat.
Pełnił Pan funkcję prezydenta Mielca do 1990 r. Co było później? Czy zniknął Pan z życia politycznego?
- Cały system zaczął się zmieniać i wtedy prezydenta wybierała miejska rada. Zmienili się ludzie, otoczenie, reguły gry. Takie życie - trzeba iść do przodu, z duchem czasu.
Co poza życiem politycznym, co Pan robił? Ma Pan obecnie jakieś zainteresowania, pasje?
- Od 2010 roku jestem na emeryturze, wcześniej pracowałem w Miejskim Zarządzie Budynków Mieszkalnych w Mielcu. Mam kawałek swojej działki, ogrodu, więc to zajmuje głównie mój czas. Od 3 lat mieszkam w Mielcu. Mam 2 wnuczki i 4 wnuków, więc też oni zajmują mi czas.
Nie brakuje Panu tego życia politycznego?
- Nie i nie pełnię teraz żadnej funkcji. Śledzę na bieżąco, obserwuję z dystansem scenę polityczną, ale już jako zwykły obywatel. Nie tęsknię za polityką. Mam swoje zdanie na niektóre wydarzenia w kraju, część z nich mnie smuci, część cieszy. Jestem dumny, że Polska, ale i Mielec dalej się rozwijają.
Jak Pan postrzega dzisiejszego prezydenta?
- Mam zasadę, że nie oceniam nigdy moich następców, bo byłaby to ocena subiektywna. Miasto cały czas się zmienia jak żywy organizm. Inne problemy będzie miał Jacek Wiśniewski, mój następca Władysław Bieniek jeszcze inne. Funkcji prezydenta nikomu nie zazdroszczę, bo zawsze się ktoś do czegoś przyczepi, albo coś za późno zrobione, albo za wcześnie...
Chciałem tu wspomnieć także o Tadeuszu Ryczaju, który był długoletnim kierownikiem mieleckiego WSK i który dużo pomógł mi w pełnieniu funkcji prezydenta. Razem z nim jeździłem do Włodzimierza Oliwy, ministra administracji i gospodarki przestrzennej. Ryczaj żył na bieżąco sprawami miasta, także dążył do poszerzenia granic miasta.
Jak według Pana będzie wyglądał Mielec za 30 lat?
- Wróciłbym do naszej koncepcji sprzed 30 już lat: jeśli miasto ma się rozwijać, to musi poszerzać swoje granice. Po 1985 roku myśleliśmy o tym, by przesuwać granicę dalej, za Wisłokę - Podleszany i w tamtą stronę. Jeśli stworzy się dobre warunki pracy przede wszystkim dla młodych ludzi, to będzie widać ten rozkwit miasta, jeśli nie - to wszystko się zatrzyma, zamknie. Trzeba się rozrastać, tworzyć nowe miejsca pracy, zakłady.
Żałuję, że w Mielcu nie ma uczelni, a kiedyś były cztery uczelnie. Młodzi wyjeżdżają na studia do większych miast i tam już zostają.
Komentarze (0)
Wysyłając komentarz akceptujesz regulamin serwisu. Zgodnie z art. 24 ust. 1 pkt 3 i 4 ustawy o ochronie danych osobowych, podanie danych jest dobrowolne, Użytkownikowi przysługuje prawo dostępu do treści swoich danych i ich poprawiania. Jak to zrobić dowiesz się w zakładce polityka prywatności.