reklama

Piękne kobiety - podsumowanie Metamorfozy z Korso

Opublikowano:
Autor:

Piękne kobiety - podsumowanie Metamorfozy z Korso - Zdjęcie główne
Udostępnij na:
Facebook

Przeczytaj również:

WiadomościNa początku był pomysł. Myśl: "że jak się uda, to tak raz na dwa tygodnie byśmy się spotkali". I jak w przypadku wakacyjnych akcji bywa, nikt się nie spodziewał, że "raz na jakiś czas" przerodzi się w... sześciotygodniowy, pełnowymiarowy projekt, w którego powstanie zaangażowanych było kilkanaście osób.

Po pierwszym zgłoszeniu nigdy nie wiadomo, czy coś najzwyczajniej w świecie "kliknie". Ale po drugim, trzecim, czwartym, i kolejnych kilku nadesłanych, pewnym było, że "działa" i... Będzie się działo!

A działo się wiele. Co wtorek na łamach tego oto tygodnika każdy z Was, drodzy Czytelnicy, mógł zobaczyć i na tyle, ile możliwości percepcyjne pozwalają, poznać kolejną bohaterkę, która odważyła się wziąć udział w metamorfozie.

Odważyły się. Otóż, to. Udowodniły innym, a przede wszystkim sobie, że mogą, że chcą i spróbują. Pokażą, że można, i jak się później okazało, warto. Ale zanim o tym, najpierw należy poznać te, dzięki którym wielu z Was zobaczyło, że choć łatwiej jest występować w roli obserwatora, to o wiele ciekawiej jest się nieco, tak ciut, ciut, ubrudzić.

Oto sześć wyjątkowych kobiet. W różnym wieku, na innym etapie swojego życia. Po co przyszły? Powodów było mnóstwo. Jednak jedna rzecz jest dla nich wszystkich właściwa. Jaka? Tylko spójrzcie. Widzicie?

Poznajcie Justynę, Melanię, Dorotę, Dagmarę, Joannę oraz Renatę, bohaterki "Metamorfoz z Korso".

Układ idealny
W niedalekiej przyszłości walczyć będzie o bielsze uzębienie wielu z nas. Justyna to ambitna, młoda kobieta, która ceni sobie klasykę, ale nie lubi nudy. Dlatego decydując się na udział w metamorfozie, chciała spróbować czegoś, co w jakiś sposób rozwinęłoby ją estetycznie. Sprawdzić, jak smakuje kolor, spróbować czegoś ostrzejszego, a przy tym zachować umiar, który tak sobie ceni. Ważne by wszystko dobrze zgryźć, a później elegancko popić wodą.

Pragmatyzm, który stanowi główny składnik Justyny, mówi sam za siebie – ma być ładnie, kobieco, ze szczyptą czegoś wyrazistego, ale bardzo funkcjonalnie. Proszę bardzo. Ale pod jednym warunkiem – kitel będzie w cekiny. Wykluczone! A spódnica? Już prędzej, ale...

Z tą spódnicą to było tak... Na początku Justyna nie chciała jej jakoś za bardzo polubić. "No bo ona jakaś taka błyszcząca, bardziej dla Dżagi niż Wróżki Zębuszki." Ale gdy zobaczyła, że w modzie to jednak można coś na opak, inaczej, po swojemu, zmieniła zdanie. Z białym T-shirtem, jeansową kurtką i pudrowo-różowymi sandałkami, spódnica nie była tylko i wyłącznie ostentacyjną syrenią łuską. Zyskała styl i klasę. "Teraz widzę. Chyba ją polubię." I tak się stało. Justyna dba o to, by Łuska ww. spódnica, zawsze miała równy cekin, zaś Łuska o to, by Justyna po pracy wyglądała nie tylko kobieco, ale i z pazurem – lekkim i bardzo stylowym.

Pociąg linii M
Maszynistka już czeka, konduktor sprawdza bilety, zaraz ruszamy. Kierunek: Moda. To będzie wyjątkowa podróż. Podróż przez dekady i style, wzory i kolory. Proszę zająć miejsca, pociąg rusza. Tym razem kieruje autopilot, maszynistka Melania ma coś lepszego do roboty. Jak przystało na prawdziwą gospodynię, musi zadbać o swoich gości – pokazać im to, czego sami mogą nie dostrzec.

Wagon nr 1: klasyka. Niech was nie zmyli pierwsze wrażenie. To klasyka z nutą punk rocka. Tutaj rządzą czerń, metal i błysk.
Wagon nr 2: wszystko jest możliwe. Sukienka noszona na spodnie, za duża kurtka, jeden kolczyk, turkusowe szpilki. Wow! Ten dział, to prawdziwy modowy raj. Dobrze, idziemy za ciosem – wagon nr 3. Lata 70. i 90. razem? Czemu nie! Jeśli tylko w swoich ulubionych trampkach, to zawsze i wszędzie. Osobowość zrobi swoje.

Proszę Państwa tu autopilot: Przed nami wielki finał – wagon nr 4. To miejsce, gdzie nasza maszynistka zdaje się czuć najlepiej. Ukryta gdzieś głęboko w środku Melanii "stara" dusza, ożywa w dźwiękach muzyki przełomu lat 70. i 80. Aż chciałoby się powiedzieć: "To widać, słychać i czuć".

Odlotowa agentka
Nie nosi kostiumu, ale energii i pogody ducha mogłaby jej pozazdrościć niejedna koleżanka z drużyny. Misję "życie" postanowiła przeprowadzić w sposób dla siebie właściwy – z podniesionym czołem i wielkim uśmiechem.

Dorota to prawdziwa torpeda. Jako kobieta pracująca żadnej pracy się nie boi, a każde zadanie wieńczy triumfalnym "banan". 

Jak to banan? – bulwersuje się agentka Drewno. Tak to. Żółty, dojrzały, po prostu pyszny! – kwituje Dorota. Sami widzicie, z nią nuda Wam nie grozi. Z nowymi gadżetami w postaci odpowiedniej garderoby jest nie do pokonania. Gdyby ktoś jednak próbował, bo się zapomni czy coś, to bez obaw. Odlotowa agentka zawsze jest gotowa. Jej najpotężniejszą bronią są prawda, szczerość i niczym nieograniczony optymizm. Bo Dorota to kobieta o barwnym charakterze. Lubi zmiany, łatwo przystosowuje się do nowych warunków. Zawsze stara się być najlepszą w tym, co robi. Teraz ma jeszcze jedną nową moc – modny wygląd.
Agentko Doroto, świat czeka!

Dobrej zabawy
Opowiem Wam bajkę...
Była raz sobie pewna dziewczyna, co pracować lubiła i kochać wszystkich chciała. Wielkie przy tym serce miała. Jednemu herbatę zrobiła, innej ogródek wypieliła, następnemu znów zagłówek poprawiła. Nigdy przy tym nic nie mówiła, zawsze uśmiechnięta była. Aż pewnego dnia, kiedy kolejny sok dla pani robiła, bardzo się ubrudziła. Przykro się jej zrobiło, bo jedyną sukienkę, którą bardzo lubiła, strasznie sobie poplamiła. Znowu musiała się przebrać, czego robić nie znosiła. Podeszła do swojej szafy, pierwszą lepszą rzecz wyjęła i wyszła z pokoju.

W drodze do kuchni każdego ranka mijała lustro. Nigdy się przy nim nie zatrzymywała, bo jak twierdziła: wie, jak wygląda, koniec i basta. Tym razem coś ją tknęło. Kiedy spojrzała w lustro, zobaczyła kogoś innego. Podeszła bliżej, oczom nie wierzyła. Przecież to ja! W kobaltowej sukience w drobny wzór, delikatnych pantofelkach, rozwianych włosach i mocno czerwonych ustach, od próbowania soku rzecz jasna, wyglądała tak beztrosko. Pomimo satysfakcji z niesionej pomocy i ogólnego szczęścia pierwszy raz poczuła, że radość sprawia jej to, jak wygląda.

Uśmiechnęła się szeroko i wróciła do pracy. Kiedy weszła do kuchni, przetwory były gotowe, a pani, której pomagała, już nie było. Zaskoczona tym, co zastała, podeszła do stołu. Leżała na nim kartka. Podniosła ją i na głos przeczytała: "Dobrej zabawy!".

Mała Mi
"Indywidualistka. Mówi to, co myśli i robi to, co chce. Ma pozytywny stosunek do życia." Oj, bardzo! Bo Joanna to prawdziwa kobieta, a "to wszystko jest w niej". Ahoj, przygodo! – krzyczy Mi.

Cieszy ją bardzo to, co tu zastała. Stwierdza nawet, że "mogłaby tak tu siedzieć do dwudziestej trzeciej". Jak na Mimblinkę przystało jest pewna siebie. Niczym gwiazda na scenie, błyszczy w świetle reflektorów. Jeśli zdarzy jej się wadliwy widz – taki co, to nie słucha i nie patrzy – subtelnie przywołuje go do porządku. "Mój występ to chyba był najlepszy!?" – pyta jakby samą siebie. Po czym puszcza oko i wybucha śmiechem. I widownia ożywa. Tylko Mi tak potrafi. Cała ona. Z jednej strony poważna, z drugiej nieprzewidywalna.

Jej autentyczność i bezpośredniość nie mają granic. "Uwielbiam buty. Zawsze wyglądają dobrze. Pasują do wszystkiego." I jak się z Joanną nie zgodzić. Gdyby ktoś chciał spróbować, będzie się musiał trochę namęczyć. Bo dla Małej Mi nie ma rzeczy niemożliwych, a zwykłe "nie" zawsze może stać się barwnym "tak".

Zabawna buzia
Kiedy fotografa zachwyci jakaś buzia, oczami wyobraźni widzi jej karierę. Tak jest ze wszystkimi, którzy mieli okazję obcować z Renatą. Jej urok zwala z nóg. Tylko ona zdaje się w to nie bardzo wierzyć i ze zdziwienia przeciera oczy. Jeżeli Ciebie też trzeba dalej przekonywać, proszę tylko spójrz jej prosto w oczy.

Spokojnie, to nie bazyliszek, to tylko zabawna buzia i jej błękitne oczy. Niebieskie, jak kolor, którego dotąd nie lubiła, a teraz odkryła na nowo. Uśmiechnął się do niej, jak ona do innych. Polubili się. Kto wie, co z tego będzie? Może jakaś kariera? Jedno jest pewne – gdy sukces nadejdzie, będą gotowi. Zabawna buzia wystąpi w niebieskim.

I tak oto dotarliśmy do końca. Końca pewnego etapu. Końca, a zarazem nowego początku. Bo te stworzenia nigdy już nie będą takie same. Bogate w wiedzę, nowe doświadczenia, przeżycia oraz wrażenia, zobaczyły, że można, że warto. Próbować, starać się bardziej. Zawalczyć o siebie i swoje piękno.

Jak mawia Miuccia Prada: "Nie jest piękne to, co jest piękne, ale to, co wychodzi przed szereg i umyka przed banałem." Ta szóstka wyszła przed szereg. I coś mi mówi, że nigdy nie zechce do niego wrócić. ;)

Udostępnij na:
Facebook
wróć na stronę główną

ZALOGUJ SIĘ - Twoje komentarze będą wyróżnione oraz uzyskasz dostęp do materiałów PREMIUM.

e-mail
hasło

Nie masz konta? ZAREJESTRUJ SIĘ Zapomniałeś hasła? ODZYSKAJ JE