Paweł Szkutnicki, 32-latek z Mielca, jako nastolatek był chłopcem żywym i wysportowanym. Choroba przyszła nagle, w listopadzie 2000 roku. W ciągu czterech dni nastąpiło całkowite porażenie rąk i nóg. Paweł mógł poruszać tylko głową. Przestał samodzielnie oddychać, został podłączony do respiratora. Diagnoza brzmiała: „Wysokie uszkodzenie rdzenia kręgowego o nieznanej etiologii”. Przyczyny choroby nie udało się zdiagnozować do dziś.
Lekarze dawali chłopcu miesiąc życia. Paweł żyje do dziś. Po prawie 18 latach intensywnej rehabilitacji w Polsce i Stanach Zjednoczonych wykonuje – w odciążeniu – ruchy obiema rękami i nogami i jest w stanie oddychać samodzielnie do czterech godzin dziennie.
Historia Pawła wyszła na światło dzienne dzięki Janowi Budziaszkowi, perkusiście Skaldów i świeckim rekolekcjoniście, który zetknął się z chłopcem w 2005 roku w Stanach Zjednoczonych. Budziaszek był pod tak wielkim wrażeniem tego spotkania, że mówił o Pawle niemal w każdym swoim świadectwie.
Perkusista Skaldów tak wspomina to ich pierwsze spotkanie: - Nie wierzyłem własnym oczom i uszom, że człowiek, który ma do dyspozycji tylko głowę i komputer, może być takim wulkanem radości i mądrości.
To Budziaszek jako pierwszy porównał Pawła do Nicka Vujicicia, jednego z najsłynniejszych ewangelizatorów na świecie, urodzonego z całkowitym wrodzonym brakiem kończyn. Nie chodziło tu o podobieństwo chorób ich obu, ale o podobną pogodę ducha, z jaką znoszą swoją sytuację.
Perkusista Skaldów opowiada o tym, jak kiedyś wraz z rodzicami Pawła modlił się nad nim o jego uzdrowienie: – W czasie tej modlitwy stanęła mi przed oczami postać Nicka Vujicicia. Pomyślałem, że może Bóg przygotował dla Pawła podobną rolę, jaką odgrywa ten wspaniały człowiek pozbawiony rąk i nóg.
Zetknięcie się z Pawłem nieuchronnie rodzi pytanie, skąd ten młody mężczyzna ma w sobie tyle siły, by nie tylko walczyć o siebie i swoje zdrowie, ale i motywować do działania wszystkich, z którymi się spotyka; podładowywać ich dobrą energią?
Być może dzieje się tak dlatego, że Paweł – dzięki swej wierze w Boga - wygrał ze zwątpieniem, do którego miał przecież prawo. Od kilkunastu lat z wielkim spokojem, dojrzałością i pogodą ducha rehabilituje się i czeka na postępy światowej medycyny. Wierzy, że kiedyś wstanie z wózka, ale jeżeli wyroki Boskie byłyby inne – również jest gotów je przyjąć. - Jestem pewien – podkreśla – że (…) ta choroba nie jest przypadkiem. Przytrafiła się akurat mnie, być może dlatego, że mam taką psychikę, iż jestem w stanie to wszystko znieść.
Ale ta historia ma drugiego bohatera: Krystynę Szkutnicką – mamę Pawła. Obserwując tę „kobietę ze stali”, prawdziwą „bohaterkę naszej codzienności”, widzimy, że miłość matki do syna rzeczywiście jest w stanie przenosić góry. Pani Krystynie, tak jak i całej rodzinie, prawie 18 lat temu dosłownie zawalił się świat. Mimo to od tamtej pory mama jest z Pawłem niemal 24 godziny na dobę. Poprawia go, pomaga mu przemieścić się z łóżka na wózek i z powrotem, myje i karmi, jest jego „rękami i nogami”. Była z nim w wielu szpitalach i gabinetach rehabilitacyjnych. Kibicowała mu, gdy kończył amerykańskie liceum; była z nim na sali wykładowej, gdy podjął w Krakowie studia z psychologii, które jednak – z różnych powodów – musiał przerwać po pierwszym semestrze.
Pani Krystyna ma świadomość, że toczy swoisty wyścig z czasem. W tym roku skończy 70 lat. Chciałaby, aby Pawłowi choć ręce „ruszyły”, by – gdy jej zabraknie – mógł wystukać numer na klawiaturze telefonu i wezwać pomoc.
Aby mieć pieniądze na bardzo kosztowną rehabilitację syna, rodzice sprzedali wymarzony dom pod Mielcem. Ale to wszystko było mało. Dlatego trzecim bohaterem tej historii są setki, a może tysiące ludzi, często anonimowych, którzy utworzyli „łańcuszek dobroci” i w różny sposób – finansowo i nie tylko – od kilkunastu lat pomagają Pawłowi.
Krystyna Szkutnicka nie ma wątpliwości, że ten „łańcuszek” to działanie Pana Boga: – Ja nawet żartuję nieraz, że Pan Bóg dał nam nieszczęście, a teraz zastanawia się, jak pomóc..
Zapoznajcie się bliżej z Pawłem poprzez karty tej książki. Zobaczycie, ile ten człowiek, poruszający tylko głową, ma w sobie dobrej energii, miłości i radości.