- Gdy ostatnio, po 120 bezskutecznych telefonach pojechałam tam osobiście i powiedziałam (i pokazałam!) paniom, że mam wykonanych tyle połączeń, to odpowiedziały mi, że do nich nikt od rana nie dzwonił. Kazały mi spojrzeć na telefon, mówiąc: "Widzi pani, nikt nie dzwoni, telefon milczy". Wtedy zaczęłam podejrzewać, że rejestratorki chyba celowo źle odkładają słuchawkę - pisze do nas pani Monika z Mielca.
O sytuację przedstawioną nam przez kobietę zapytałam kierownika lecznicy, lekarza Andrzeja Podoska. Postanowiłam porozmawiać z nim telefonicznie. Do przychodni dodzwoniłam się po około godzinie, wcześniej sygnał był zajęty.
- Rejestracja cały czas działa. Mamy jednak bardzo dużo małych pacjentów, zwłaszcza teraz przy zwiększonej zachorowalności. Każdy chciałby zarejestrować się przez telefon, ale nie zawsze jest to możliwe, nie jesteśmy w stanie odebrać wszystkich telefonów. Zaraz podejdę do rejestracji i wyjaśnię sytuację, o której mi pani powiedziała, żeby się już więcej nie powtórzyła - powiedział nam.
Sporo negatywnych wpisów dotyczących przychodni przy ulicy Sandomierskiej znaleźliśmy też w internecie, w facebookowej grupie dla kobiet z Mielca i okolic. Imiona kobiet zmieniliśmy.
- Jak mąż ma drugą zmianę, to jedzie koło 7.30, żeby zarejestrować dzieci do lekarza. Udaje się mu zapisać je na ostatnie wolne miejsca. Z trójką dzieci musiałabym chyba od 5 rano czekać przed przychodnią - pisze pani Anna.
Kolejny wpis: - Tam zawsze jest problem, żeby się dodzwonić, a zarejestrować się telefonicznie w przypadku choroby dziecka graniczy z cudem, najlepiej stać od rana w kolejce - pisze pani Katarzyna.
Innym problemem, na jaki zwróciła nam uwagę mielczanka, która poinformowała nas o trudności w dodzwonieniu się do przychodni, jest sposób podejścia rejestratorek do pacjentów. - Te kobiety zachowują się, jakby były tam za karę, są niemiłe, a wręcz niegrzeczne. Domyślam się, że praca z ludźmi jest trudna, ale mogłyby postarać się o odrobinę empatii do pacjentów - mówi nam pani Monika.