O co chodzi w tajemniczo brzmiącej normie 6D ISC-FCM? Najprościej mówiąc o to, żeby samochód nie emitował podczas normalnej eksploatacji w warunkach drogowych za dużo szkodliwych substancji w porównaniu do wyników testów wykonywanych przez producenta.
Od 1 stycznia 2021 r. wszystkie nowe samochody muszą posiadać aparaturę monitorującą zużycie paliwa i szkodliwe substancje. To ta aparatura ma też pozwolić na stwierdzenie jak faktycznie dane auto spisuje się w warunkach drogowych w porównaniu do wyników testów, które wykonują sami producenci, tzw. testów RDE.
Chodzi więc o sprawdzanie producentów samochodów i deklarowanych przez nich norm nie tylko w momencie kiedy auto jest nowe i przekazywane przyszłemu użytkownikowi, ale także gdy ma 5 czy 8 lat.
Z wprowadzenia nowych norm niezadowoleni są z jednej strony producenci aut, którzy jeszcze nie do końca się do nowych warunków dostosowali z drugiej dilerzy, bo mogą zostać z niesprzedanymi samochodami niespełniającymi norm. W takiej sytuacji jedynym rozwiązaniem dla nich będzie zarejestrowanie aut niespełniających nowej normy na siebie i od 2021 r. sprzedawanie ich jako używane.
W finale niezadowoleni będą też klienci, którzy za auta z podwyższonymi normami będą zapewne musieli więcej zapłacić.
Jedynymi zadowolonymi z całej tej operacji mogą być handlarze starych samochodów. Zaostrzona norma przy nowych samochodach, recesja wywołaną pandemią i ograniczenie ilości sprowadzanych z zachodu używanych aut mogą bowiem sprawić, że w cenie będą stojące wciąż na różnych placach tysiące samochodów za kilka czy kilkanaście tysięcy złotych.
Komentarze (0)
Wysyłając komentarz akceptujesz regulamin serwisu. Zgodnie z art. 24 ust. 1 pkt 3 i 4 ustawy o ochronie danych osobowych, podanie danych jest dobrowolne, Użytkownikowi przysługuje prawo dostępu do treści swoich danych i ich poprawiania. Jak to zrobić dowiesz się w zakładce polityka prywatności.