Jak już pisaliśmy w ostatnim wydaniu naszego tygodnika, w sylwestrową noc w Kiełkowie doszło do morderstwa. Jak poinformował nas prokurator Marian Burczyk z Prokuratury Rejonowej w Mielcu, najprawdopodobniej miało to miejsce w czasie rodzinnej awantury. Mężczyzna zaatakował swoją żonę i ugodził ją kilkakrotnie ostrym narzędziem, w wyniku czego zmarła na miejscu. Sprawca po dokonaniu zabójstwa wyszedł z domu. W czasie prowadzonej akcji poszukiwawczej policjanci znaleźli go na pobliskiej stacji benzynowej. 44-latek miał przy sobie nóż, który może być narzędziem zbrodni, jednak tego jeszcze prokurator nie potwierdza. - Ze względu na brak informacji ze strony podejrzanego oraz krótki czas trwania śledztwa trudno o takie ustalenia - powiedział nam prokurator Burczyk.
Mężczyzna został zatrzymany, na podstawie zebranych dowodów śledczy postawili mu zarzut zabójstwa. Sekcja zwłok kobiety wykazała, że sprawca zadał jej trzy poważne ciosy, w tym jeden w klatkę piersiową oraz dwa w szyję. Jak poinformował nas prokurator, wszystkie z trzech ciosów mogły być śmiertelne. W wyniku ran kłutych szyi doszło do przebicia przełyku oraz tętnicy, natomiast uderzenie w klatkę piersiową spowodowało przebicie worka osierdziowego. Przesłuchanie 44-latka prowadzone przez funkcjonariuszy w mieleckiej prokuraturze trwało niemal dwie godziny, choć sam podejrzany zasłaniał się amnezją. Ustalono, że w chwili zatrzymania był pijany. Miał prawie dwa promile alkoholu w organizmie.
Tymczasem prokuratura podjęła decyzję o tymczasowym aresztowaniu oskarżonego na okres trzech miesięcy. Za zabójstwo swojej żony grozi mu nawet dożywocie.