reklama

Mieleckie zgorszenia

Opublikowano:
Autor:

Mieleckie zgorszenia - Zdjęcie główne
Udostępnij na:
Facebook

Przeczytaj również:

WiadomościPoprosiła mnie redaktor tygodnika Korso o felieton na temat konfliktu w mieleckim PiS. Nie piszę o polityce i politykach, bo to temat mało wdzięczny, a jednocześnie jednostronnie prosty. I chciałem odmówić, tak jak i inni być może odmówili, ale przyszło mi do głowy, że może uda się z takiej felietonowej analizy sytuacji wyciągnąć jakieś dobro służące ogółowi.

Mielec to dość spokojna mieścina na krańcu prawicowego świata. Wydawać więc by się mogło, że większość spraw mających na sobie pieczęć – w taki czy inny sposób - partii rządzącej, powinna znajdywać akceptację społeczną, a ewentualne prawicowe wpadki powinny być wybaczane i zapomniane.

A jednak tak nie jest. Dobrym przykładem jest sprawa budowy wieży-postumentu pod figurę Patronki Mielca. Prawicowi radni zgłosili pomysł, który bardziej niż cokolwiek innego zantagonizował mielczan. W tym – na szczęście, póki co – medialnym konflikcie najbardziej cierpi Matka Boża i mielecki Kościół, nawet jeśli werbalne oskarżenia kierują ludzie świeccy przeciwko ludziom świeckim. I, wbrew może nadziejom niektórych, przeciwko idei wieży jest wielu ludzi na co dzień czczących Matkę Bożą Nieustającej Pomocy.

Podobnie zaczyna być z drugim medialnym konfliktem. Zanim coś o nim napiszę, muszę zapytać, czy i kiedy podobny konflikt powinien być publiczny, a kiedy winien ograniczyć się do tzw. czterech ścian. Ludzie są wybierani lub mianowani do różnych gremiów czy instytucji. Wykonywana w nich praca wiąże i zobowiązuje. M.in. zobowiązuje do lojalności wobec instytucji. Czy do bezwzględnej? Oczywiście że nie. Bo można sobie wyobrazić sytuację, że kierujący instytucją popełnia przestępstwo. Albo swoim zarządzaniem wiedzie ją do katastrofy. I co? Co wtedy ma robić nadzór lub inny członek zarządu? Ma dwa wyjścia. Albo odchodzi sam, nie mogąc firmować pewnych działań, albo stara się wewnątrz instytucji przeciwdziałać złu, wykorzystując do tego różne środki. Ale na pewno nie media.

Nie wiem, jak był/jest zarządzany mielecki szpital. Wiem jedynie, że faktycznie zarządzany jest dzisiaj (pośrednio, ale jednak) przez partię rządzącą. Wiem też, że szpital to jedno z najważniejszych dla mielczanina miejsc w mieście. Wiem też, że „książęca” reforma zdrowia może być kamieniem u szyi PiS.

W tej sytuacji co najmniej nierozważnie wygląda medialne upublicznianie sporu o szpital.

O czym to świadczy? O tym, że „W Mielcu brakuje Kaczyńskiego” jak pisałem w jednym z felietonów? Czy może o tym, że w Mielcu mamy dwóch lub może trzech Kaczyńskich?

Jakby nie liczyć, wiadomo jedno: na całej sprawie tracą mielczanie. I mielczan ta sprawa po prostu gorszy.

Oczywiście, wielu jest takich, którzy się cieszą, że PiS sam się pożera. Ale to radość z chromymi nogami. Bo za chwilę nie dojdą na nich do – coraz gorzej działającego być może – szpitala. Wielu jest takich, którzy się gorszą, ale im pozostaje tylko kartka wyborcza.

Ale jednocześnie pozostaje w nich coraz większa nieufność do polityków, nie tylko PiS, ale wszystkich.

Nie wiem, kto z kim może rozmawiać w PiS, a kto nie może. Bo np. ma dreszcze. Wiem jednak, że w interesie nas wszystkich jest, by PiS nie toczył publicznej wojny o szpital. By sam siebie przymusił do rozsądku, wyznaczył cele, zrealizował je i rozliczył. A jak ktoś czegoś nie zrealizuje, to niech odejdzie. Z PiS-u, z Mielca, z publicznej świadomości. Bo szpital nie jest dobrem nadanym PiS-u. Szpital jest dobrem wspólnym.

Udostępnij na:
Facebook
wróć na stronę główną

ZALOGUJ SIĘ - Twoje komentarze będą wyróżnione oraz uzyskasz dostęp do materiałów PREMIUM.

e-mail
hasło

Nie masz konta? ZAREJESTRUJ SIĘ Zapomniałeś hasła? ODZYSKAJ JE