Cieszę się, że takich organizacji w Mielcu przybywa i dobrze, że niektórzy radni sami angażują się w tego typu sprawy. Oczywiście, o ile nie przysłania to pozostałych zadań, do których zostali wybrani. Osobiście miałem to szczęście, że pochodzę z domu, w którym patriotyzm jest mocno zakorzeniony. Tato jest założycielem Ruchu Patriotycznego w Mielcu, a dziadek od strony mamy walczył podczas II wojny światowej. Sam od 2012 r. jestem członkiem Patriotycznego Mielca, w którym zapoczątkowaliśmy obchody rocznicy śmierci Wojciecha Lisa, a w 2015 r. współorganizowaliśmy remont domu śp. Józefy Kogut, która była łączniczką Armii Krajowej.
Przekonałem się także, że mielczanie to patrioci. To dobrze, że możemy odwoływać się do spuścizny takich bohaterów jak rotmistrz Pilecki, a jeszcze lepiej, gdy pamiętamy o tych, którzy żyli albo walczyli na naszych terenach. W powszechnie pojmowanym patriotyzmie brakuje jednak nawiązania do chwalebnych czynów w historii Polski. Przesadną dumę z klęski powstania warszawskiego powinniśmy raczej zamienić na huczne obchody zwycięskiego powstania wielkopolskiego. Takich dumnych kart w polskiej historii jest naprawdę wiele, dlatego nie widzę powodów, by obchodzić tylko te smutne, tragiczne chwile.
Jak we wszystkim najważniejszy jest umiar. Jestem gorącym zwolennikiem upamiętnienia lokalnych bohaterów, ale bez zbędnej martyrologii – nie wszyscy nasi byli dobrzy. Patriotyzmu nie powinno się wbijać młotkiem do głowy, lecz zachęcać do takiej postawy i uczyć miłości do ojczyzny oraz szacunku do przodków, którzy walczyli o naszą wolność. Zmuszanie do określonych zachowań może przynieść wręcz odwrotny skutek.
Patriotyzm nie oznacza megalomanii, ale powinien uczyć wyciągania wniosków z niepowodzeń, tak by w przyszłości uniknąć bezsensownych walk i krwi.