Jest to pierwsza książka Krzysztofa Podpłomyka, który niedawno skończył 64 lata, choć jak sam mówi wielu pisarzy zaczynało w późnym wieku.
CZYTAJ TAKŻE: Najważniejsze odznaczenie państwowe trafia do mieleckiego poety
Jego książka to nie jest jednak klasyczna literatura, to bardziej reporterski opis jego wypraw rowerowych i pieszych, w ramach których przemierzył szmat Polaki docierając do wielu miast i wsi.
Co skłoniło go do napisania tej książki? Jak sam mówi we wstępie do niej Henryk Sienkiewicz napisał trylogię „ku pokrzepieniu serc”. On również usiadł do napisania swojej książki, kierując się myślą o pokrzepieniu serc wszystkich, którzy zmagają się z nieuleczalnymi chorobami.
Jak pisze dalej przez 40 lat żył w przekonaniu, że chorować mogą wszyscy, tylko nie on. Był zdrowy jak koń, a aktywność fizyczna była dla niego czymś zupełnie obcym. Nigdy nie uprawiał żadnego sportu, na „wuefie” nie ćwiczył, nie miał żadnego roweru.
Szczęście trwało do 1999 roku, kiedy to zdiagnozowano u niego pierwszą, poważną, nieuleczalną chorobę. Pozbierał się dość szybko i pomimo zażywania leków udawał zdrowego. W 2008 roku dostał drugi cios, kolejna poważna, nieuleczalna choroba. Wtedy był jeszcze aktywny zawodowo, a lekarze orzekli, że lepiej będzie jak przejdzie na rentę. Ciężko mu było się z tym pogodzić, ale w końcu uznał, że mają rację.
Zaczął walczyć o powrót do normalności w czym bardzo pomógł mu kolega Marek, pasjonat jazdy na rowerze. To Marek, mimo jego początkowych oporów namówił go, żeby wsiadł na rower.
Początkowo jeździł bardzo powoli, a później szybciej, coraz szybciej i okazało się, że intensywny wysiłek fizyczny bardzo korzystnie wpływa na poprawę stanu jego zdrowia. Dzięki też rowerowi, a później pieszym wędrówkom z człowieka o bardzo przeciętnej kondycji fizycznej i dwóch bardzo poważnych chorobach stał się tak silny i wytrzymały, że na szlaku, w górach, na rowerze czy na siłowni zdrowi ludzie nie mogli mu dać rady.
Szczyt jego formy był na jesieni 2018 roku. Bez problemów przeszedł główny szlak sudecki, w Tatrach nikt nie mógł mu dotrzymać kroku, na siłowni zadziwiał młodych ludzi jak przy swoim wieku i wadze 80 kilogramów wyciskał na ławeczce w leżeniu 85 kg, a na suwnicy nogami 200 kg.
I wtedy podczas rutynowej wizyty u lekarza rodzinnego, ten zaproponował mu zrobienie badań kontrolnych. Wzbraniał się mówiąc, że po co mi badania jak czuje się fantastycznie. Mądry lekarz jednak nalegał, i w końcu zgodził się.
I nagle szok. Badania okazały się złe. Nie wierzył, pomyślał, że to musi być pomyłka. Lekarz zadecydował – powtarzamy badania. I znów szok – wyniki wyszły jeszcze gorsze. Skierowanie do specjalisty i jeszcze jedne badania. Tym razem nie ma już żadnych złudzeń. Ocena najgorsza z możliwych - ma nowotwora złośliwego.
Po dwóch poważnych chorobach, które opanował, dostaje kolejny jeszcze bardziej bolesny cios. I na tym nie koniec. Jest podejrzenie kolejnego nowotworu. Znów kolejne badania i nerwowe oczekiwanie na ich wynik. Tym razem diagnoza nie jest tak straszna – ten drugi nowotwór nie jest złośliwy.
Jak każdy kto ma raka Krzysztof Podpłomyk przechodzi bardzo długi i osłabiający organizm proces leczenia. W swojej książce nie pisze o tym jednak ani słowa.
Pisze natomiast, że nie poddaje się. Jak uporał się wcześniej z dwoma poważnymi chorobami, to upora się i z rakiem. Mimo, że jest słaby, nie zmienił też swoich przyzwyczajeń. Wciąż wsiada na rower i oczywiście na znacznie krótszych trasach, ale dalej jeździ po drogach i lasach wokół Mielca.
Jego książka „ Moja przygoda z rowerem. I nie tylko…” napisana jest ze swadą i lekkością i wciąga w świat rowerowych wypraw po Polsce, pieszych wędrówek po górach i niezliczonej ilości przygód.
Są w niej momenty dramatyczne jak wielokrotne upadki na rowerze, z których Krzysztof Podpłomyk niemal zawsze wychodzi cały, jedyne poważniejsze zdarzenie to złamany nadgarstek ręki w początkach jazd rowerowych.
Są momenty żartobliwe, bo Krzysztof Podpłomyk ma poczucie humoru, i jak sam wyznaje pisze tak jak myśli, prosto, z żartem i poczuciem jajcarstwa. Wzoruje się na amerykańskim pisarzu i słynnym kpiarzu Marku Twainie.
Książka skrzy się dowcipnymi opisami różnych zdarzeń i spotkań z ludźmi i czyta się ją z zainteresowaniem. To reporterski opis wypraw rowerowych i pieszych, ale to także pokazanie, że dzięki zrodzonej pasji, aktywności fizycznej i hartowni ducha możemy pokonać każdą, nawet największą ludzką słabość.
Komentarze (0)
Wysyłając komentarz akceptujesz regulamin serwisu. Zgodnie z art. 24 ust. 1 pkt 3 i 4 ustawy o ochronie danych osobowych, podanie danych jest dobrowolne, Użytkownikowi przysługuje prawo dostępu do treści swoich danych i ich poprawiania. Jak to zrobić dowiesz się w zakładce polityka prywatności.