reklama

Jeżdżący na wózku inwalidzkim mielczanin od kilku miesięcy jest uwięziony w swoim mieszkaniu w bloku przy ulicy Kochanowskiego! [Interwencja]

Opublikowano:
Autor:

Jeżdżący na wózku inwalidzkim mielczanin od kilku miesięcy jest uwięziony w swoim mieszkaniu w bloku przy ulicy Kochanowskiego! [Interwencja]  - Zdjęcie główne
Udostępnij na:
Facebook

Przeczytaj również:

WiadomościPrzez trwający na ulicy Kochanowskiego remont pan Dominik nie może wyjechać na zewnątrz, bo chodnik przed budynkiem cały czas jest rozkopany.

- Wcześniej bardzo dużo jeździłem wózkiem sportowym, potrafiłem dziennie zrobić nawet 15 kilometrów, dzięki temu miałem silne ręce, więc częsta rehabilitacja nie była mi potrzebna – wspomina Dominik Szrom.

Od kilku miesięcy mężczyzna nie może jednak wyjeżdżać; wszystko przez trwający od lutego remont ulicy, przy której mieszka. - Teraz całe lato leżę jak pies w domu,  tylko że psy mają lepiej, bo są przynajmniej wyprowadzane na spacer, ja wyjść nie mogę – skarży się mężczyzna.
Wypadek

Dominik Szrom miał 18 lat, gdy jego życie diametralnie się zmieniło. To była chwila, gdy samochód, którym kierował, wypadł z drogi i wjechał do rowu. Siła uderzenia spowodowała, że kręgosłup młodego mężczyzny złamał się, powodując porażenie rąk i nóg. - Jak leżałem w szpitalu, przyszedł do mnie lekarz i powiedział: "widzisz, co sobie narobiłeś, nie będziesz już w życiu chodził". To był dla mnie szok, było mi wtedy bardzo trudno – wspomina.

Mężczyzna spędził w różnych szpitalach bardzo dużo czasu. - Najpierw ratowali mi biodro, kręgosłup dopiero dużo później – mówi. Długotrwałe leżenie spowodowało poważne konsekwencje w postaci odleżyn, które groziły nawet amputacją nóg. - Chcieli mi uciąć je aż do bioder, nie zgodziłem się na to. Chciałem wyglądać jak człowiek, mieć nogi, choćbym miał je tylko w trumnie - opowiada.
Chce żyć

Od tego czasu minęło 24 lata. Mężczyzna mimo porażenia czterokończynowego ma częściowe czucie w rękach. Dzięki intensywnym ćwiczeniom jego ręce stały się wyjątkowo sprawne. Siła w nich jest ogromna, lecz tylko wtedy, gdy się rehabilituje, a robi to, głównie jeżdżąc swoim wózkiem sportowym, który napędzany jest właśnie siłą rąk.
 Ma jeszcze jeden wózek,  elektryczny, ważący 120 kilogramów, który wydawał się lepszy w pokonaniu wymagającej trasy. - Rzadko nim jeżdżę. Bo sam na niego nie wsiądę, potrzebuję pomocy, bo jest on bardzo ciężki, przez co nie mogę nim manewrować, a przede wszystkim siedzę w bezruchu, kierując za pomocą dżojstika, a nie siły rąk – mówi. Niedawno przekonał się, że i ten wózek nie sprawdza się na wertepach. - Jechałem na rehabilitację. Gdy udało mi się ruszyć sprzed klatki, pojechałem za blok, w kierunku kościoła. Nagle straciłem kontrolę, najprawdopodobniej sterownik się zablokował. Wjechałem na trawnik, zatrzymałem się dopiero na drzewie, w które uderzyłem i wywróciłem się razem z wózkiem – wspomina.
 Upadając, mocno się potłukł. Udało mu się podnieść dopiero dzięki pomocy przechodzącej w pobliżu kobiety, która zatrzymała przejeżdżający drogą patrol policji. Mimo że upadek był bolesny, Dominik nie wezwał pogotowia. - Zbyt dużo czasu spędziłem w szpitalach, bałem się, że wywiozą mnie do innego miasta, a tego nie chciałem – tłumaczy swój wybór, po czym dodaje: - Niejeden mówi, że jak jestem na wózku, to mam leżeć i czekać na śmierć, ale ja nie jestem z tych, ja chcę wychodzić na zewnątrz, chcę żyć.
Po coś tamtędy jechał?
- Każdy może powiedzieć teraz, że sam sobie jestem winien, że się wywróciłem, bo po co tamtędy jechałem? Ale którędy mam to robić ? Wcześniej z windy z mieszkania wjeżdżałem wprost na chodnik, a z niego na ulicę i nią już jechałem tam, gdzie chciałem. Teraz muszę to robić naokoło, przez wertepy - żali się.

W obawie przez kolejnym upadkiem  praktycznie nie wychodzi z domu.  Najgorsze dla niego jest to, że prace związane z budową nowego chodnika nie postępują, a więc szybko nie wsiądzie na upragniony wózek sportowy. – Od dwóch miesięcy chodnik jest rozgrzebany, wykonawca jak wiedział, że nie znajdzie czasu na pracę, to czemu się jej podjął? Po co go rozkopał? – pyta.

Rzeczywiście, w miejscu, gdzie mieszka Dominik, płytki chodnikowe leżą niedbale, przez co jedna odstaje od drugiej, tworząc dla jadącego wózkiem inwalidzkim tor przeszkód.

Co ciekawe, po drugiej stronie ulicy Kochanowskiego jest już położony nowy chodnik.
Chodnik pod koniec wakacji?

Dominik mimo niepełnosprawności nie narzeka na swój los – Pogodziłem się z nim, chciałbym jednak móc jeździć jak wcześniej, bo teraz wegetuję przykuty do łóżka - mówi.

 Szukając pomocy w rozwiązaniu sytuacji, zadzwonił do urzędu miasta. Tam usłyszał, żeby pisemnie przedstawił swój problem. - Chciałbym tylko, żeby zrobili mi ten chodnik, żebym mógł bez problemu wyjeżdżać - podkreśla.

 O sprawę w ubiegłą środę zapytaliśmy Monikę Skowrońską-Ziomek, naczelnika Wydziału Dróg, Transportu i Energetyki w Urzędzie Miejskim w Mielcu. - Znam sytuację tego pana, rozmawiałam z nim, jestem dzisiaj po bardzo burzliwej naradzie dotyczącej harmonogramu przebiegających tam prac. Mam zapewnienie od wykonawcy, że do końca sierpnia chodniki po prawej stronie zostaną wykonane. Sytuacja jest o tyle trudna, że musieliśmy na tym terenie zlecić prace dodatkowe, związane z odwodnieniem budynków i spięciem rynien, ponieważ to odwodnienie, które było do tej pory, a którego wymiany nie planowaliśmy, było w złym stanie technicznym i nie odprowadzało wody z budynków, co powodowało ich zalewanie. Stąd też wszystkie prace, w tym te związane z budową chodników po prawej stronie ulicy,  przedłużyły się - mówi pani naczelnik. Jak dowiedzieliśmy się w magistracie, prace związane z kanalizacją deszczową w ubiegłym tygodniu zostały zakończone. Zapytaliśmy więc, czy w związku z tym dla dobra Dominika nowy chodnik mógłby powstać szybciej.

 - Jeszcze dzisiaj porozmawiam z wykonawcą, żeby prace przy budowie tych chodników zostały rozpoczęte jako pierwsze w tym fragmencie - zapewnia Monika Skowrońska-Ziomek.

Tymczasem Dominika zastanawia jeszcze jedno. - Na jakiej wysokości będzie chodnik przy moim zjeździe, bo jeśli zrobią go tak jak kiedyś, czyli wyżej niż zjeżdża mi winda, to znowu na niego nie wjadę - obawia się. Naczelniczka wydziału zapewniła nas, że tak się nie stanie i wysokość chodnika będzie dostosowana do zjazdu z windy mężczyzny.

Udostępnij na:
Facebook
wróć na stronę główną

ZALOGUJ SIĘ - Twoje komentarze będą wyróżnione oraz uzyskasz dostęp do materiałów PREMIUM.

e-mail
hasło

Nie masz konta? ZAREJESTRUJ SIĘ Zapomniałeś hasła? ODZYSKAJ JE