Albert Kuźmiński ma 48 lat i pochodzi z Mielca, prowadzi sklep internetowy. Ma dwie córki. Opowiada nam, co skłoniło go do wzięcia w udziale programie, jak czuł się na planie i jaka jest Marta Manowska!
-Co skłoniło Pana do wzięcia udziału w programie? Jak wyglądała droga do niego?
- Program "Ośmiu wspaniałych" poświęcony jest mężczyznom, którym nie powiodło się w związkach z partnerkami. Jest próbą odpowiedzi na pytanie: "co poszło nie tak?".
Pamiętam, że ktoś podesłał mi informację, iż zamierzają realizować nowy program o tej tematyce i zbiegło się to akurat z okresem, gdy "podnosiłem się" powoli po rozwodzie z kobietą, która bez wątpienia była miłością mojego życia. Ona jednak stwierdziła, że ja dla niej taką miłością niestety nie byłem.
Przytłoczony niepowodzeniami w uzyskaniu kontaktów z młodszą córką i dobity przez rozstanie z ukochaną kobietą, przez wiele miesięcy byłem na skraju załamania i wtedy właśnie pomyślałem, że wyjazd i odseparowanie się, choć na jakiś czas, od tego środowiska wpłynie korzystnie na moją psychikę. Wiedziałem, że program będzie realizowany gdzieś na wschodzie Polski i znałem daty, zatem podejmując decyzję o uczestnictwie, nie tylko zapewniłem sobie fantastyczną przygodę, ale również towarzystwo innych osób. Zarówno uczestników, jak i wspaniałej ekipy realizującej program, z którą stworzyłem jedną wielką rodzinę ze wspólnym celem.
- Jak Pan wspomina wyzwania, które postawiono przed wami w programie?
- Ponieważ był to nowy, autorski program TVP, więc tak naprawdę nie wiedzieliśmy, jak dokładnie się to wszystko potoczy. Nie było gotowego scenariusza. Były tylko ogólne założenia, co robimy danego dnia, a program kręcił się w oparciu o nasze działania i reakcje. Poza tym zarówno tematyka, jak i same zadania były trzymane przed nami w tajemnicy, a o tym, co nas czeka, dowiadywaliśmy się najczęściej dopiero na planie zdjęciowym. Zatem zupełnie bez przygotowania, w pełni improwizując, stykaliśmy się z zupełnie nam nieznaną tematyką. Tu uzewnętrzniały się prawdziwe charaktery i nieraz prawdziwe emocje. Nierzadko padały słowa buntu, braku chęci do wykonywania zadania, jeśli uczestnicy nie mieli pojęcia, jak się do niego zabrać, czy też w stosunku do takich, które się im po prostu nie podobały.
- Samochód, którym się poruszaliście, robił wielkie wrażenie. Czy na was tak samo?
- Na plan zdjęciowy przemieszczaliśmy się zwykle pojazdem opancerzonym TUR, produkowanym w jednym z polskich zakładów. Od początku wzbudził w nas wielkie emocje. Ogromna masa i moc pojazdu, piękne brzmienie V8 musiało się podobać "dużym chłopcom". Bezcenne były jednak reakcje przechodniów i kierowców, którzy nierzadko chwytali za telefon i robili zdjęcia.
- Jaką osobą jest prowadząca, Marta Manowska?
To właśnie ona wprowadzała do programu niezapomniane wrażenie i cudowną atmosferę. Prowadząca program to niezwykle przyjazna i otwarta osoba, pełna ciepła i potrafiąca poprowadzić rozmowę w taki sposób, że nawet ci najbardziej zamknięci w sobie otwierali się i wylewali emocje wraz ze łzami.
- Za nami pierwsze odcinki emitowane w telewizji. Jakie są komentarze rodziny, znajomych, może obcych?
Po emisji pierwszego odcinka, zgodnie z moimi przewidywaniami, posypały się zarówno gratulacje za podjęcie decyzji udziału w programie, jak i zwykły hejt, wyśmiewający moją, naszą decyzję, zachowanie czy wykonywane zadania. Te dwie reakcje pochodzą oczywiście od dwóch różnych grup osób. Pierwsza to ta, co dostrzegła coś nowego i nieoklepanego, nie bazującego na licencjach innych telewizji i próbująca w sposób bardzo obiektywny ocenić jego przesłanie. Druga grupa to przeważnie ignoranci oraz osoby, które nie pałają do nas sympatią i negują z definicji wszystko, co robimy, lub takie, dla których prawda, którą głosimy, jest niewygodna. W każdym bądź razie, takie zachowanie ludzi było wkalkulowane w cenę mojej przygody, a przemiana, która się dokonała, czy raczej zapoczątkowała w Roskoszy [to tam był kręcony program], pozwala mi całkowicie obojętnie przechodzić nad negatywnymi opiniami. Zresztą byliśmy przed tym ostrzegani zarówno przez produkcję, jak i prowadzącą program Martę Manowską, która doskonale zna temat z własnego doświadczenia.
Podsumowując, bardzo pozytywnie wspominam ten czas, kiedy ośmiu uczestników o różnych charakterach zostało na prawie miesiąc ulokowanych w jednym miejscu, by dokonać wewnętrznej przemiany. Pomimo różnicy charakterów, wszyscy byliśmy w stanie się porozumieć i mimo iż potworzyły się podgrupy, to nigdy nie było problemu ze współpracą z którymkolwiek z uczestników, a wszelkie nieporozumienia, które powstawały, były natychmiast wyjaśniane i zażegnywane. Nawet teraz, po skończonych zdjęciach, utrzymujemy ze sobą kontakt, i to zarówno z bohaterami programu, jak i ekipą realizującą.