W swoim przemówieniu na początek swojej kadencji powiedział pan, że w swojej działalności chce dążyć do szerokiej koalicji na rzecz Mielca.
Przede wszystkim chcę słuchać mieszkańców i spotykać się z nimi możliwie jak najczęściej. Właśnie w taki sposób najlepiej uda się nam zdobywać informacje o tym, czego miasto potrzebuje i jakie są jego najważniejsze problemy. Uważam, że kluczowym elementem takiej komunikacji jest budżet obywatelski, dzięki któremu mieszkańcy będą mogli decydować o tym, co w danym miejscu warto zrobić. Podstawą mojej prezydentury będą liczne spotkania z mieszkańcami, a także wprowadzenie realnej możliwości ich wpływu na to, co dzieje się w mieście, czyli wprowadzenie budżetu obywatelskiego.
Jak wyobraża sobie pan współpracę z radą miejską w składzie, jaki został ukonstytuowany po październikowych wyborach.
Wychodzę z założenia, że przede wszystkim musimy pracować. Radni muszą mieć dobre i ciekawe pomysły dla miasta. Jestem zadowolony z tego, że po pierwszej sesji rady udało mi się usiąść w gabinecie z panem Fryderykiem Kapinosem. Porozmawialiśmy o wielu tematach i to jest pierwszy krok, na którym możemy budować porozumienie. Chociaż zdaję sobie sprawę z tego, że nie możemy się tylko głaskać. Liczę na merytoryczną i konstruktywną krytykę. Wielu radnych wyraża opinie na mój temat, a tak naprawdę niemal w ogóle się nie znamy, dlatego wyszedłem z inicjatywą wspólnego spotkania, by lepiej się poznać.
Co takiego zaważyło, że mieszkańcy postanowili, iż to pan weźmie odpowiedzialność za dalsze funkcjonowanie miasta?
Moja kampania to przede wszystkim dziesiątki spotkań i wiele rozmów z mieszkańcami. Zrezygnowałem z dużych, masowych spotkań na rzecz mniejszych grup, by wysłuchać wszystkich i porozmawiać o ich potrzebach, problemach. Jak się okazuje, w taki sposób dotarłem do wielu mieszkańców i w taki sposób przekonałem ich do mojej wizji zarządzania miastem.
Co z mieszkańcami, którzy zagłosowali na pana Kapinosa? Były takie miejsca w mieście, gdzie zdecydowanie wygrał Fryderyk Kapinos.
To wyzwanie zarówno dla mnie, jak i dla całej rady miejskiej. Każdego mieszkańca możemy do siebie przekonać tylko i wyłącznie poprzez to, co uda nam się zrobić. Będę postępować w taki sposób, żeby przez moje działania móc zdobyć zaufanie wszystkich. Nie chcę, by w Mielcu nawet mentalnie funkcjonował podział "my - wy".
Jak na pana start zareagowała żona i najbliżsi? Wiadomo, że objęcie takiego urzędu łączy się z tym, że zmienia się dotychczasowe życie, a pan staje się osobą publiczną. W jakimś stopniu pana rodzina też.
Wszystkie tematy dotyczące każdego z członków rodziny omawiamy w wspólnie. Także temat mojego startu w wyborach dość szczegółowo przemyśleliśmy i rozważyliśmy, bo zdawaliśmy sobie sprawę z tego, że to będzie całkowicie inne życie, niż prowadziliśmy do tej pory. Podobny styl mojej pracy mieliśmy już opanowany, bo kiedyś pracowałem jako trener i nie było mnie w domu wiele godzin. Wspólnie z małżonką wychodzimy z założenia, że jeżeli możemy osobiście rozwijać się zawodowo i zrobić krok do przodu, to dochodzimy do wniosku, że warto spróbować. Jakiś czas temu to moja żona miała propozycję ciekawego awansu zawodowego i także wspólnie stwierdziliśmy, że warto.
Przejmuje pan miasto, które jest w trudnej sytuacji. Jak wszyscy wiemy, w Mielcu dużo się inwestowało. Budżet nie jest z gumy i mamy już dziurę budżetową. Przejmuje pan miasto z podjętymi ważnymi decyzjami. Hala sportowa będzie budowana i to za ogromną kwotę, która tak naprawdę decyduje o tym, jak to miasto będzie funkcjonować.
To dopiero kilka dni pracy i wciąż jeszcze analizuję aktualne tematy, których jest wiele. Na tę chwilę mogę potwierdzić, że będziemy budować halę sportową. Decyzja zapadła i ja będę ją realizował możliwie jak najsprawniej, bo nie ma już czasu na zwlekanie. Jednocześnie przyglądam się innym inwestycjom, chociażby tematowi niezwykle ważnej budowy wiaduktu dla nowej obwodnicy. Innym istotnym przedsięwzięciem jest budowa przedszkola na Smoczce. Analizuję koszty tych inwestycji i jednocześnie sprawdzamy, czy uda się już w budżecie miasta na 2019 rok wygospodarować fundusze na organizację budżetu obywatelskiego.
Kiedy zachwalało się kandydaturę pana kontrkandydata, to często mówiło się, że jego ewentualna wygrana mogłaby przynajmniej politycznie zagwarantować dobre traktowanie miasta zarówno w województwie, jak i w rządzie. Chodzi mi tutaj o pozyskiwanie dofinansowań na różne projekty. Takiej sytuacji nie ma, bo mielczanie wybrali pana. Jak wyobraża sobie pan funkcjonowanie w takiej, a nie innej rzeczywistości politycznej?
Nie lubię opierać się na domysłach. Jestem w kontakcie z marszałkiem Władysławem Ortylem, z którym wkrótce się spotkam. Chcę przedstawić swoją osobę i swoją wizję zarządzania miastem. Pan marszałek jest mielczaninem i żywo się interesuje tym, co dzieje się w tym mieście. Do tej pory nie miałem jeszcze okazji porozmawiać z nim osobiście, mimo że uczestniczyliśmy już we wspólnych projektach. Wychodzę z założenia, że jeżeli projekt pod względem merytorycznym zostanie dobrze przygotowany, to w urzędach nikt nie będzie patrzył na to, kto go złożył i z jaką partią polityczną jest związany. Przy czym podkreślam, że ja nie należę do żadnej partii.
Będzie miał pan zastępców?
To nie jest tajemnica. Będę miał swoich zastępców, którzy rozpoczną pracę w urzędzie od początku grudnia. Konkretne rozmowy personalne przeprowadziłem dopiero po tym, jak rozpocząłem urzędowanie. Od 3 grudnia będziemy pracować już w trzyosobowym składzie.
Zmiana władzy zawsze wiąże się też z różnymi decyzjami personalnymi. Czy pracownicy urzędu, czy też miejskich spółek mają się czego obawiać? Planuje pan jakieś zmiany?
Przyglądam się pracy urzędu. Jeśli ktoś jest fachowcem, bez względu na staż pracy, nie ma się czego obawiać, nie widzę żadnych potrzeb zmian kadrowych. Na reorganizację potrzeba czasu.