Jakich za to przyszłych korzyści możemy się spodziewać po samorządowych inwestycjach? Ano żadnych, bo zamiast o inwestycji możemy raczej mówić o konsumpcji. Kolejne remonty remontów, spełnianie niemających podstaw w rzeczywistości obietnic wyborczych nie służy innym niż propagandowym celom.
Szczególnie przykre są sytuacje, gdy radni nie bacząc na dłuższą niż czteroletnia kadencja perspektywę, podejmują decyzję o zadłużeniu. Nie przekonuje argumentacja, że budżet jest ambitny, a zadłużanie lepsze od nadwyżki. Fatalnie brzmi wyrażanie nadziei, że może uda się pozyskać jakieś zewnętrzne finansowanie, które zmniejszy kwotę kredytowania. Każdy budżet należy bilansować, począwszy od budżetu domowego, po budżet państwa. Małostkowość i nieprzygotowanie decydentów można ocenić przez listę priorytetowych inwestycji. A w tych wymienianych są takie jak budowa wodnego placu zabaw. To nie jest miasto, w którym rozwiną się skrzydła.
Ciężko też rozdzielić inwestycje od zachcianek. Nie możemy pominąć osławionej budowy wieży. Komu taka inwestycja się przyda? W jaki sposób zwróci? Abstrahując od tego, czy samorządy powinny zajmować się budowaniem swoistych pomników, trzeba wziąć pod uwagę niezbędność danego wydatku. Czy mielczanie potrzebują bibliotek? Tak. Czy miejskich? Nie sądzę. Czy miasto powinno na ten cel wydawać ponad 20 mln zł? Zdecydowanie nie.
Ciężko ocenia mi się tym bardziej inwestycje powiatowe. Sama sztuczna konstrukcja powiatów jako przechowalni lokalnych polityków nie ma sensu. Mam nadzieję, że wkrótce będzie to kolejna, obok likwidacji gimnazjów, wycofana reforma. Wydaje się jednak, że licytacja i festiwal obietnic w powiecie mieleckim są zdecydowanie mniejsze aniżeli w mieście. Lista tychże nie jest jednak zbyt perspektywiczna.