Marcin z Mielca postanowił kupić samochód. Gdy znalazł ciekawą ofertę sprzedaży na znanym niemieckim portalu internetowym, długo się nie zastanawiał i postanowił skontaktować się ze sprzedającym.
Świetna okazja
Samochód osobowy marki Honda Civic o pojemności silnika 1,7 z 2004 roku wart był 2300 euro. - Zainteresowałem się nim, odpowiadał mi jego wygląd, stan techniczny oraz korzystna cena, która też nie była podejrzanie niska - mówi mężczyzna. W ogłoszeniu podane były dane kontaktowe sprzedającego, który niestety nie odbierał telefonu.
- Napisałem więc na jego adres e -mail, który znajdował się przy kontakcie. Kilka dni później otrzymałem wiadomość od sprzedającego; był nim Niemiec Elias Szulc. Z przekazanych od niego informacji wynikało, że mężczyzna kupił auto, gdy mieszkał i pracował w Berlinie. Za jakiś czas wyjechał z kraju do Włoch, gdzie postanowił przeprowadzić się na stałe. Początkowo miał zabrać samochód ze sobą, ze względu jednak na duże koszty rejestracji, zdecydował się go sprzedać. Dla uwiarygodnienia swoich słów przesłał zdjęcie auta, skan paszportu, a nawet swoje zdjęcie rodzinne. Na moją prośbę przesłał mi również dowód rejestracyjny pojazdu. Treść korespondencji oraz wszystkie nadesłane informacje wydawały się wiarygodne. Elias zapraszał mnie nawet do siebie do Włoch, w celu sprawdzenia samochodu. Nie miałem jednak takiej możliwości. Wówczas Niemiec zaproponował mi wysłanie samochodu poprzez firmę transportową. Zgodziłem się na to, zważywszy, że sprzedający obiecał pokryć koszty transportu i ubezpieczenia samochodu w wysokości 450 euro - relacjonuje mężczyzna.
Niemiec załatwił wszystkie formalności związane z transportem. Kilka dni później Marcin otrzymał od wybranej przez Eliasa firmy transportowej informację, że samochód marki Honda Civic przygotowany jest do transportu. W nadesłanym dokumencie załączony był list przewozowy z numerem przesyłki. Znajdowała się tam również umowa kupna-sprzedaży z podpisem sprzedającego, pieczątką i podpisem firmy transportowej. Kupujący miał ją podpisać i odesłać, gdy samochód dotrze do Mielca. Dodatkowo firma transportowa zapewniła Marcina, że samochód nie jest kradziony ani uszkodzony.
- Następnie zostałem poinformowany o konieczności wpłacenia kwoty za samochód na konto sprzedającego, co też zrobiłem. Dzień później otrzymałem informację o dotarciu moich pieniędzy i wysłaniu przez firmę transportową samochodu - mówi. Pojazd miał do Marcina dotrzeć w ciągu tygodnia. - Tego też dnia sprzedający skontaktował się ze mną ostatni raz, gratulując mi zakupu - mówi. Po upływie terminu dostawy auta Marcin próbował skontaktować się z Eliasem Szulcem, ten jednak już się nie odezwał.
Więcej w 42 numerze Korso