Pana prywatny telefon jest powszechnie dostępny.
Tak, 576 012 595 – odbieram całą dobę.
Kto dzwoni? Jak się przeprowadza taką rozmowę?
Na początku mówi się „dzień dobry” (śmiech). „Fundacja Nowy Czas, co się dzieje?”. Ludzie dzwonią i mówią, że doświadczają przemocy, nie mają jedzenia, mają depresję, dziecko im zmarło, po prostu są samotni. Weźmy tę pierwszą opcję. Rozmowa zaczyna się od tego, że ktoś podał do mnie numer i powiedział „Nie bój się, oni pomogą”. Mamy duże zaufanie społeczne. Pytam „Czy może pani bezpiecznie rozmawiać?”. Jeśli teraz nie ma warunków, umawiamy się, że zadzwonię o innej porze. Możemy pisać przez WhatsApp, Messenger, nie ma problemu. Umawiamy się na spotkanie, na rozmowę. Omawiamy sprawę, badam, czy potrzebna jest pomoc prawnika, psychologa czy szybka interwencja „w nocy, o północy”, aby wyciągnąć człowieka z domu przemocowego najszybciej, jak się da.
Bywa groźnie?
Najczęściej jest spokojnie i mogę podjechać sam pod dom czy blok. Umawiamy się na taki czas, żeby wszystko poszło gładko. Ale np. niecały miesiąc temu doszło do konfrontacji, przepychanki, facet wyrwał mi kolczyk z ucha. Jeśli wiem, że coś może być nie tak, zabieram ze sobą kogoś. Ale to się zdarza bardzo rzadko. Jeśli kobieta wie, że przemocowy mężczyzna za godzinę wyjdzie z domu, to poczeka. Ale czasami rzucam wszystko i jadę.
Pracodawcy muszą być bardzo wyrozumiali.
Sam się dziwię, że ze mną wytrzymują (śmiech). Mam świetnych przełożonych. Pozdrawiam firmę Waldrex. Fundacja czasami tego właśnie wymaga: szybkiej, błyskawicznej akcji, aby wyciągnąć kogoś, gdy nadarzy się taka okazja.
A co potem dzieje się z osobami, którym udało się uciec?
Najczęściej zawozimy do Leska – tam znajduje się ośrodek SOS dla osób dotkniętych przemocą domową. To jest fantastyczny ośrodek, panie, które pracują w Lesku, nazywane są bieszczadzkimi aniołami. Otrzymują pełną pomoc prawną i psychologiczną, całą socjalizację – wszystko jest, ośrodek gwarantuje też bezpieczeństwo. Po kilku miesiącach przejmujemy taką osobę. I znajdujemy dla niej dom docelowy.
Czy taka osoba wraca do Mielca?
Nie zawsze. Często nie jest to bezpieczne, osoba bardzo się boi, musi to być inne miasto – wtedy szukamy takich lokalizacji jak np. Krosno czy Rzeszów.
Najczęściej takie osoby nie mają pracy, swoich oszczędności dostępnych od zaraz, pewnie to jest główny powód, dla którego nie decydują się na ucieczkę.
My załatwiamy wszystko. Pomagamy wynająć pierwsze mieszkanie, jesteśmy poręczycielami, organizujemy cały sprzęt. Wiadomo, w wynajętym lokum czasami jest wszystko, a czasami zaledwie kilka mebli. Organizujemy to, co jest potrzebne: garnki, talerze, lodówkę, wszystko. Przywozimy chemię domową, dostarczamy ją później regularnie. Z Biedronki stale przywozimy też żywność krótkoterminową.
Co ze znalezieniem nowej pracy?
Zajmujemy się znalezieniem pierwszego zatrudnienia, mamy firmy, z którymi współpracujemy. Na początku to najczęściej jest sprzątanie, takie rzeczy, ale jest to dobry start. To są pierwsze, własnie pieniądze niezabierane przez partnera, początek niezależności. Często jest to bodziec do rozwoju, do tego, by odżyć, poczuć się w życiu pewnie.
Społecznie coraz bardziej zdajemy sobie sprawę z istnienia przemocy psychicznej. Fundacja ma odpowiedź także na to?
Bardzo trudno udowodnić takiego rodzaju znęcanie się, ale tak. Mamy obecnie taką sprawę, nie mogę wiele powiedzieć, polega to na nękaniu, niejako zniewoleniu, dziwna sytuacja, coś strasznego. Tutaj praca jest inna. Opiera się na pomocy psychologicznej, coachingowej, aby taka osoba, która doświadcza tego rodzaju przemocy domowej, odważyła się wyjść z tej relacji, z tego domu. Ta osoba ma gdzie iść, musi powiedzieć STOP i to jest trudne.
Nowy Czas dysponuje pomocą psychologiczną. Kto ją świadczy?
Pogotowie psychologiczne obchodzi niedługo urodziny. W naszej fundacji pracują profesjonalni psychologowie oraz wykwalifikowani psychologowie z małym stażem. Gdy dzwoni ktoś potrzebujący pomocy, najpierw odbieram ja, później kieruję do specjalisty. Działamy trochę jak SOR. Od momentu kontaktu ze mną, do kontaktu psychologa z osobą potrzebującą, to przeważnie 2 – 3 dni, maksymalnie 5. Są to darmowe sesje z psychologiem online. Gwarantujemy do 6 pełnowymiarowych sesji ze specjalistą. W tym czasie organizujemy pomoc psychologa czy psychiatry, który poprowadzi sprawę dalej. Jeśli ktoś nie ma pieniążków, pociągniemy dalej.
Fundacja „lokalizuje” także starszych, którzy są samotni.
Tak, oni nie dzwonią, to my dostajemy o nich informacje, albo sami to zauważamy. Mamy sporo wolontariuszy, którzy odwiedzają samotnych, można się ciągle zgłaszać. Wielu z nich to harcerze.
Pomoc polega na wykonywaniu prac domowych, które sprawiają problem starszym?
Zdecydowanie nie, ci wolontariusze, często młode osoby, nie są po to, by wysprzątać mieszkanie czy wieszać firanki, ale po to, by wyjść na spacer, wypić herbatkę, potowarzyszyć, porozmawiać, opowiedzieć o swoim dniu. Robienie zakupów czy prace domowe są w takim wypadku zajęciem MOPS-u. Przez szacunek do wolontariuszy, którzy często mają 15, 16 lat, nikt nie każe im wykonywać takich zadań. Oczywiście, jeśli dana starsza osoba potrzebuje zakupów, ja się tym zajmę.
Fundacja potrzebuje w takim razie różnego rodzaju wolontariuszy. Kogo najbardziej?
Psychologów, tych doświadczonych, jak i chcących zdobyć doświadczenie. Przyjmiemy każdego, kto chce pomóc: mamy uczniów, studentów, ale też energiczne emerytki, które dzwonią do mnie i mówią „Syn mi pokazał w internecie ogłoszenie o was”, mają czas, chcą pomóc i są potrzebne. Ktoś dysponuje autem? Będzie rozwiózł paczki z żywnością. Teraz nadchodzi Boże Narodzenie i spłynie do was bardzo wiele darów: ręce do pracy się przydadzą. Każdy, kto jest chętny, podpisuje z Fundacją umowę o wolontariacie, także wszystko jest „na czysto”. Warto dodać, że samą fundację tworzą trzy osoby: Marta Łanucha i moja córka Kalina Szczukocka. Pozostali to wolontariusze.
Ale przecież w Polsce są instytucje zajmujące się przemocą domową, przeciwdziałaniem wykluczeniu społecznemu. Skąd potrzeba i „pełne ręce roboty” w Nowym Czasie?
Ludzie coraz bardziej boją się chodzić do MOPS-u z obawy o odebranie dzieci, z racji tego, że system jest niewydolny, nie chcę powiedzieć nieudolny. Gdyby było inaczej, organizacje takie jak moja, Caritas, PCK, WOŚP nie byłyby potrzebne. Skądś wzięła się potrzeba powstania takich organizacji. Tak powstał Nowy Czas: z dobrej woli – nie wiem, czy dobrych – ludzi, żeby coś dla kogoś zrobić, skoro te osoby nie są w stanie uzyskać pomocy w państwie, w urzędach.
Skąd biorą się pieniądze na to wszystko?
Jesteśmy bankrutami. Nie pobieramy żadnych pomocy od państwa, urzędów, gminy, Unii, od nikogo. Jeśli chodzi o żywność, mamy umowę pośrednią z Bankiem Żywności w Tarnobrzegu. Mamy zbiórki, gdzie ludzie mogą przywozić kasze, mąki, żywność pakowaną, która może poleżeć dłużej. Często większe firmy organizują zbiórki wśród pracowników, np. Pratt & Whitney. Mamy darczyńców, którzy już nas poznali i wiedzą, że rozliczamy się co do grosza praktycznie. Wszyscy działamy pro bono. Co do kosztów własnych, czyli paliwo, auto, księgowa – pokrywamy to z własnych pieniędzy.
Ostatni temat. Widział pan dużo zła w czasie działania Fundacji. Można z tym żyć i normalnie patrzeć na ludzi?
Nie jestem psychologiem, ale jest taka myśl, że każdy potrzebuje psychologa, ja mam swojego, tam to wylewam. Poza tym codziennie „wyżywam” się na siłowni. W ten sposób odreagowuję. Inaczej bym zwariował. Obciążenie psychiczne jest bardzo duże. Staramy się podchodzić do tego zadaniowo, bez emocji.
Da się?
Nie da się. Nie ma „na chłodno”. Czasami się ją tylko udaje. Są takie momenty, że przeżywa się to bardzo głęboko, mam wiele laurek, aniołków od dzieci, z którymi miałem kontakt. Ale nie da się nie przeżywać silnych emocji: przy przemocy, gdy są w to zamieszane dzieci, albo gdy starsza kobieta dzwoni i mówi, że ma po dwa liście kapusty dziennie do zjedzenia i kilka kromek starego chleba, dalej nie wie, co będzie. To człowieka rusza. Tego jest za dużo.
Zła?
Nie, to jest znieczulica. Wielu myśli: a na pewno pije, źle się zorganizował, wziąłby się do roboty. „Jak grzebie w śmietniku, to jest menel, to nie ma co pomagać”. Ale nie zwrócimy uwagi, że ten człowiek jest czysto ubrany. Coś, co mnie boli. Śmietniki za dyskontami muszą być zamknięte. Jeśli nie są zamknięte, dziewczyna z Biedronki może dostać z sanepidu mandat 500 zł. Jedzenie idzie do kosza. To jest tragedia. To jest przemoc: mieć świadomość, że zamkniemy i wyrzucimy, a osoba potrzebująca będzie głodna. To jest zło i porażka systemu. Kiedyś rozwiesiliśmy ogłoszenia na takich śmietnikach z moim numerem do odrywania. Zniknęło to w jednej chwili. Potrzeba jest.
Dziękuję za rozmowę.
Komentarze (0)