W nowych autach komputer pokazuje zasięg, jaki możemy jeszcze przejechać na tym, co zostało w baku. Jednak zwykle jest tak, że po tym, jak zobaczymy "zasięg 0 km", można przejechać jeszcze co najmniej kilkanaście. Tyle, że po pierwsze to ryzykowne, a po drugie nie jest to dobre dla naszego samochodu. - Nie powinniśmy dopuszczać do tego, żeby w baku było mniej niż jedna czwarta paliwa - radzi nasz ekspert - Zwłaszcza zimą warto dbać o to, żeby w zbiorniku paliwa było go jak najwięcej, szczególnie jeśli auto pokonuje krótkie trasy - tłumaczy Łukasz Sajdak, w branży motoryzacyjnej od ponad dziesięciu lat.
Jest kilka powodów, które przemawiają za słusznością naszego założenia. W pierwszej kolejności uwagę należy zwrócić na tę część zbiornika, która nie jest wypełniona paliwem, znajduje się powietrze zawierające parę wodną. - Woda w naszym zbiorniku może powodować korozję - tłumaczy mechanik i dodaje - Nie wpływa też dobrze na elementy układu zasilania. W wyniku zmian temperatury na ściankach baku para się skrapla i w ten sposób zbiera się w nim woda. - Jeśli nagromadzi się jej dużo, może zamarznąć, co może prowadzić do zablokowania układu paliwowego.
Skraca trwałość
- W niektórych autach zdarza się tak, że jeśli paliwa w baku jest niewiele, na łukach czy podczas hamowania pompa zasysa powietrze i na chwilę traci smarowanie - wyjaśnia Łukasz. Z reguły nie psuje jej to od razu, ale wyraźnie skraca trwałość. To przypadek typowy dla aut jeżdżących na gazie, których właściciele tankują mniejsze ilości benzyny, które wystarczają na rozruch silnika. Kończy się to tym, że pompa paliwa zaciera się i auto przestaje pracować na benzynie. Latem sytuacja jest lepsza, bo ciepły silnik można bez większych problemów uruchomić na gazie, ale zimą auto może nawet trafić do warsztatu na lawecie.
Kolejny powód to, im mniej jest paliwa w baku, tym bardziej się ono nagrzewa. - Dzieje się tak, bo to tylko część paliwa zasysanego ze zbiornika przez pompę zostaje spalona - tłumaczy nasz rozmówca - większość wraca z listwy wtryskowej do baku i to mocno podgrzane przez pompę i ciepło od silnika. Przy nowoczesnych samochodach znajdują się czujniki temperatury paliwa, a komputer w razie wykrycia problemu zmienia m.in. parametry pracy wtrysku.
Zaburzenia pracy silnika
Częsta jazda z niskim poziomem paliwa w zbiorniku z reguły skutkuje tym, że elementy układu paliwowego korodują od środka. Przy nowszych generacjach zbiorniki paliwa zrobione są najczęściej z plastiku, nie ma więc tutaj mowy o korozji baków, za to w starszych modelach to prawdziwa udręka. Sprzedawane obecnie paliwa, ze względu na domieszki biododatków i inny skład chemiczny niż dawniej, powodują, że korozja postępuje znacznie szybciej niż kiedyś.
Jeżeli pojawi się rdza w układzie paliwa, jej drobinki mogą zablokować filtr paliwa lub wtryskiwacze, a w klasykach dysze gaźnika. W autach z instalacjami LPG, które notorycznie jeżdżą z niemal pustym zbiornikiem na benzynę, z reguły zacierają się pompy paliwa, którym brakuje smarowania. - Jeśli paliwa jest mało, może się zdarzyć, że pompa zacznie zasysać nagar zbierający się na dole baku, nie sprzyja to prawidłowej pracy wtryskiwacza - wyjaśnia mechanik.
Jazda ze zbyt niskim poziomem paliwa w zbiorniku może też prowadzić do trudnych do zdiagnozowania zaburzeń pracy silnika. W nowoczesnych dieslach jazda na oparach powoduje znaczny wzrost temperatury oleju w baku. Parametr ten jest monitorowany na bieżąco przez sterownik silnika. Może się jednak zdarzyć, że jednostka zgaśnie albo po wyłączeniu nie pozwoli jej ponownie uruchomić. Komputery sterujące uwzględniają zmienione parametry podgrzanego oleju napędowego i dopasowują do nich np. kąt wtrysku lub dawkę paliwa, wtedy silnik może pracować inaczej niż zwykle. Mogą zdarzyć się takie modele, w których elektronika uniemożliwia wyjeżdżenie paliwa do końca po to, żeby ochronić przed zatarciem elementy układu wtryskowego. Wtedy, gdy zasięg zbliża się do zera, silnik może zacząć pracować jak w trybie awaryjnym. - Ograniczone są osiągi, włącza się kontrolka "check engine", żeby zmusić kierowcę do zatankowania - przypomina nasz ekspert.
Próby rozruchu
Po zatankowaniu symptomy usterki znikają. Po wyjeżdżeniu całego paliwa najtrudniej jest uruchomić starego diesla. - Układ wtryskowy zapowietrza się i aby go ponownie wypełnić, trzeba nalać paliwa do filtra - wyjaśnia i dodaje - użyć specjalnej pompki lub nawet poluzować przewody od wtryskiwaczy, żeby pozbyć się z nich pęcherzyków powietrza. Bez narzędzi i mocnego akumulatora może się to nie udać.
Jak uspokaja nasz ekspert, z reguły nie rodzi to poważniejszych konsekwencji. W przypadku nowoczesnych diesli sprawa staje się łatwiejsza. - Nie ma żadnych pompek, nic nie trzeba odkręcać, a przy odpowietrzaniu nie wylewa się olej napędowy. Wystarczy zatankować i dłużej pokręcić rozrusznikiem - wyjaśnia. Jest jednak pewien minus. Niestety, podczas takich prób rozruchu bardzo cierpi pompa paliwa. Po pewnym czasie mogą się ujawnić jej usterki, może zacząć głośniej pracować lub przeciekać. Opiłki z pompy potrafią zniszczyć wtryskiwacze.
Wyjeżdżenie paliwa do ostatniej kropli to nie jest dobry pomysł. - Ryzykujemy w ten sposób, że auto stanie na drodze, to na dodatek mogą wyjść z tego niezłe problemy. Zamiast jeździć na oparach, lepiej po prostu częściej tankować - podsumował Łukasz Sajdak.