Tak przynajmniej mogą sądzić poszkodowani w alkoholowym zamieszaniu, czyli przedstawiciele dwóch firm, które ubiegały się o możliwość sprzedaży alkoholu, a kiedy pozwolenia nie dostali, zaskarżyli tę decyzję do Samorządowego Kolegium Odwoławczego w Tarnobrzegu. Bo takie mieli prawo.
- Jeśli SKO przyzna rację przedsiębiorcom, którzy się odwołują, mogą się posypać kolejne odwołania - niepokoi się mieszkaniec Mielca, przewidując nawet katastrofę. W czasie rozpatrywania kolejnych odwołań, mogą wygasnąć przyznane wcześniej zezwolenia na sprzedaż alkoholu i w końcu dojdzie do prohibicji - i choć to pewnie żart, przyjrzymy się alkoholowym procedurom, które zakończyły się w SKO.
50 to za mało
Zacznijmy od tego, że do października ubiegłego roku w mieście Mielcu liczba punktów sprzedaży alkoholu wynosiła 50. Ponieważ liczba ta została określona przez radnych uchwałą podjętą kilkanaście lat temu, po latach rajcy, w odpowiedzi na potrzebę rynku, doszli do wniosku, że trzeba ją zwiększyć. I tak oto pod koniec października ubiegłego roku, po długich przepychankach słownych, podjęli uchwałę o zwiększeniu liczby punktów sprzedaży alkoholu do 60, choć potrzeby były zdecydowanie większe. Kryteria przydziału tzw. alkoholowej koncesji były dwa: pierwszym była kolejność składania wniosków, drugim to, że jedna firma mogła otrzymać tylko jedno pozwolenie.
I obydwa zainteresowanym się nie spodobały. Bo jak sprawdzić to pierwsze kryterium, kiedy na przykład wnioski wpłyną listownie? I na przykład listy przyjdą tego samego dnia? To zdecyduje kolejność ich otwierania? - zastanawiali się zainteresowani przedsiębiorcy.
Drugie kryterium niosło ze sobą tyleż samo pytań. No bo jeśli o pozwolenie starać się będzie duża firma mająca sieć sklepów, to dlaczego może dostać zezwolenie na handel tylko w jednej lokalizacji, a w innej nie?
Więcej chętnych niż możliwości
Całe dywagacje jednak na nic, póki - co zresztą zgodne jest z procedurą wydawania pozwoleń na sprzedaż alkoholu - opinii nie wyda gminna komisja ds. rozwiązywania problemów alkoholowych. A ta zrobiła chętnym do handlu napojami wyskokowymi największą niespodziankę. Okazało się bowiem, że nowych wniosków jest 15, a ilość punktów zwiększono tylko o 10. Komisja, która rozpatrywała wnioski kolejno, ostatnim zgody nie dała. I już. Tymczasem poszkodowani w boju o koncesję chcą udowodnić, że praca komisji nie przebiegała tak, jak powinna. Bo, jak reguluje to Kodeks postępowania administracyjnego, powinna była zebrać wszystkie wnioski, rozważyć ich zasadność, wydać 10 zezwoleń, bo tyle mogła, a resztę odrzucić, odpowiednio to uzasadniając, że choćby na przykład firma X nie dostanie zezwolenia, bo w miejscu, w którym chce handlować alkoholem, jest już 10 takich punktów, a mieszkańców 200, a firma Y nie, bo sklep ma w lesie i nikt po alkohol tam nie przyjdzie.
Skończyło się na tym, że dwie firmy, które zezwoleń nie dostały, postanowiły oddać sprawę w ręce Samorządowego Kolegium Odwoławczego w Tarnobrzegu.
- W obydwu przypadkach odwołujący podnieśli, że mają interes prawny do złożenia odwołania od decyzji wydanych także dla wszystkich 10 podmiotów, które zezwolenia dostały - mówi Janusz Kłos, wiceprzewodniczący Samorządowego Kolegium Odwoławczego w Tarnobrzegu. - Dlaczego? Bo wszystkie te sprawy powinny być rozpatrywane łącznie, w jednym terminie. Nie może być dowolności. Jeżeli jest więcej wniosków niż zezwoleń, decyduje uznanie administracyjne. Dlatego rozpatrując te odwołania, musimy rozpatrzyć wszystkie złożone wnioski.
Więcej w 8 numerze Korso.
