Krzysztof Lipka od wielu lat związany jest z mielecką Stalą. Wielu kibicom piłki ręcznej kojarzy się wyłącznie z naszym miastem. Doświadczony zawodnik od tego sezonu jest także trenerem Stowarzyszenia Piłki Ręcznej Stali Mielec, prywatnie to także nauczyciel wychowania fizycznego i ojciec dwójki dzieci.
Trener
Nad propozycją zostania trenerem nie zastanawiał się długo. Miał tylko jeden warunek - chciał kogoś do pomocy. - Bycie zawodnikiem i trenerem w jednym jest trudne ze względu na ilość obowiązków. Gdy jest się tylko zawodnikiem, nie trzeba skupiać się na przygotowaniu treningu, na taktyce przed meczem, a to zajmuje faktycznie sporo czasu - mówi Krzysztof Lipka.
Bramkarz Stali zaznacza, że w trakcie meczu jest przede wszystkim zawodnikiem i stara się całkowicie skupić na tym zadaniu. - Gdybym za bardzo przeżywał to, jak gra moja drużyna, wtedy nie byłbym w stanie bronić. Z boku stoi Tomek (Tomasz Sondej, drugi trener Stali - przyp. red.) i to on pomaga. Doskonale wiemy, jak ma wyglądać gra, mamy ten sam cel, dlatego gdy coś się dzieje na boisku, to on reaguje.
Po wybraniu Lipki na trenera, jak sam mówi, w jego relacji z chłopakami z drużyny niewiele się zmieniło. - Cały czas mam to samo miejsce w autokarze, podczas wyjazdowych meczów dzielę pokój z tym samym kolegą co kiedyś. Chłopaki ze mnie żartują, wygłupiamy się tak jak do tej pory, więc myślę, że naprawdę niewiele się zmieniło - komentuje Lipka. - Przed sezonem wiedziałem, jakich graczy potrzebuję.
Nie chcę za nikim chodzić, pilnować, sprawdzać, czy zawodnik się stara, czy wkłada całą energię w trening. Uważam, że jeśli się na coś umawiamy, to powinniśmy się z tego wywiązywać. Szukałem zawodników, nad którymi nie będę musiał stać, prosić ich czy liczyć powtórzenia. Są pewne zasady i jeśli ktoś się ich trzyma, to z niczym nie ma problemu - dodaje.
Krytyka
Dla Krzysztofa Lipki najważniejsze jest zaangażowanie, nie tylko w sport, ale we wszystko, co się robi. - Trenuje się po to, by grać w jak najlepszej drużynie, a gra się po to, by wygrywać. Natomiast jeśli się to robi rekreacyjnie, to są inne drużyny, gdzie można się spotkać, pograć i spędzić miło czas. Bez względu na to, w jakiej się gra lidze, jeśli gra się o jakieś cele, to trzeba do nich dążyć - mówi.
Będąc trenerem, Krzysztof Lipka ma wgląd w statystyki drużyny, w tym także w swoje. Jak przyznaje, nie ma oporów przed skrytykowaniem także swojej postawy na boisku.
- Jestem samokrytyczny, nie mam problemu, by powiedzieć, że popełniłem błąd, że niewiele pomogłem drużynie. Myślę, że wszyscy potrzebują czasem krytyki, ale nigdy nie mogę skrytykować wszystkiego. Jest też wiele rzeczy dobrych i trzeba o nich wspomnieć - dodaje.
Rodzina
Trener Stali Mielec ma dwie córki - 3-letnią Igę i półtoraroczną Kaję. Ogrom obowiązków, a także odpowiedzialność, jaka spoczywa na Krzysztofie, z pewnością wpływają na czas, który jest w stanie poświęcić rodzinie, dlatego gdy jest tylko okazja, stara się wszystko nadrobić.
- Godzina po moim powrocie to totalne szaleństwo, córki po mnie skaczą, wygłupiamy się - śmieje się Krzysztof. - Kaja dopiero uczy się mówić, a Iga przychodzi na mecze, poznaje już chłopaków, ma zresztą swoich ulubieńców. Jak Marcin Basiak albo Tomek Mochocki za długo jej nie odwiedzają, to bierze telefon i do nich dzwoni - dodaje.
- Mam dwie córki i bardzo mnie to cieszy. Najważniejsze, żeby były zdrowe. Swoje urazy człowiek zniesie, jednak w kwestii dziecka jest już inaczej. Dziecko przecież nie powie, co mu dokładnie dolega.
Krzysztof Lipka nie wybiega w przyszłość swoją ani dzieci. To, czy będą chciały kiedyś uprawiać sport, zależy tylko i wyłącznie od nich. Co do sportowej kariery Lipki, to jego głównym marzeniem jest posiadanie drużyny, która będzie wygrywać. - Nie mam bladego pojęcia, co będzie za rok czy dwa. Kończy mi się kontrakt w Mielcu, muszę wiedzieć, co tu się wydarzy, wtedy będę mógł powiedzieć coś więcej - mówi na zakończenie.