Gdy Roman Murdza wracał do Mielca, by prowadzić UKS Szóstkę Mielec, klub był w 3. lidze. Po sezonie wprowadził drużynę na wyższy poziom rozgrywek. W 2. lidze gra od czterech sezonów, jednak apetyt rośnie w miarę jedzenia, a zeszłoroczne baraże o awans do 1. ligi rozbudziły marzenia trenera i zawodniczek. Roman Murdza twierdzi, że jego głównym celem jest doprowadzenie swojej drużyny do najwyższej ligi rozgrywek, a 1. liga to dla niego tylko przystanek.
Plany
Doświadczony trener zmagania o awans do 1. ligi wspomina bardzo dobrze. Mimo dwóch porażek z Uniwersytetem Warszawskim i zaprzepaszczenia szansy na granie w wyższej lidze, dało to trenerowi wgląd w faktyczne możliwości jego zawodniczek. - W zeszłym sezonie zajęliśmy drugie miejsce, dzięki temu mieliśmy okazję grać w barażach. Bardzo mi na tym zależało, chciałem zobaczyć, na jakim etapie jest moja drużyna, czy dużo nam brakuje do tej 1. ligi - wspomina trener Szóstki. - Co prawda przegraliśmy pierwszy mecz 0-3, ale w drugim już się postawiliśmy. Wyciągnęliśmy wnioski - dodaje. Przed obecnym sezonem do drużyny dołączyły trzy nowe zawodniczki, które na pewno są wzmocnieniem. Czy uda się nam awansować jeszcze w tym roku, za dwa czy za trzy, to nie jest najważniejsze. Podstawą jest cel, do którego się dąży, ważne jest to, by iść do przodu i odnowić żeńską siatkówkę w Mielcu. To nie są moje wygórowane ambicje, ale dzięki wsparciu urzędu miasta, a także udanej współpracy z panem Chmielowcem i Hariaszem, możemy spokojnie patrzeć w przyszłość - tłumaczy pan Roman.
Dodatkową korzyścią wpływającą na poprawę funkcjonowania klubu jest jego stabilność finansowa. - Stąpamy po ziemi trzeźwo. Pensje zawodniczek dostosowane są do ligi, w której grają, ale terminowe wypłaty sprawiają, że wiele innych dziewczyn pyta, czy nie mogłyby do nas dołączyć. To jest naprawdę duży plus - dodaje.
Wymagania
Roman Murdza większość swojej trenerskiej kariery spędził na szkoleniu seniorek. Gdy wrócił do Mielca, jak sam mówi, musiał zacząć od podstaw. - Siatkówka młodzieżowa jest zupełnie inna. Wchodząc na trening do dorosłych zawodniczek, miałem wszystko poukładane. Mówiłem ćwiczenie, zawodniczki wiedziały, co mają robić. Natomiast tu na początku dziewczyny nie wiedziały, o co mi chodzi, nie wiedziały, co mają robić. Więc musiałem wszystko od początku tłumaczyć. Teraz jest już inaczej, teraz już wszystko wiedzą - mówi trener siatkarek.
Roman Murdza jest wymagającym szkoleniowcem. Z jego ust częściej od pochwały można usłyszeć konstruktywną krytykę, a - jak sam mówi - presję w szeregi drużyny wprowadza sam i robi to bardzo świadomie. - Gdy widzę rozwój moich zawodniczek, to, na jakim są poziomie, bardzo mnie to mobilizuje, by dojść jeszcze wyżej. Są takie momenty, że na treningach dziewczyny pokazują naprawdę wiele, lecz na meczach się blokują. Wtedy staram się, by wydobyć z nich optimum. Gdyby to wszystko, co potrafią, pokazywały na meczach, to byłbym spokojny o awans - mówi Roman Murdza. To, co wyróżnia trenera Murdzę na tle innych szkoleniowców, to podejście do przegranych meczów. - Po porażce zawsze zaczynam od siebie, zastanawiam się, co zrobiłem nie tak, czy ta zmiana była potrzebna, czy czegoś nie dopilnowałem, może nie zrobiłem jakiegoś ćwiczenia. Nie mam wybuchowego charakteru, staram się studzić emocje. Dopiero po analizie zwracam uwagę i mówię, nad czym musimy popracować - tłumaczy trener Szóstki.
Doświadczenie
Roman Murdza w przyszłym roku będzie obchodził 40 -lecie swojej pracy trenerskiej. Ma na swoim koncie cały wachlarz osiągnięć, medali, a spod jego skrzydeł wyfrunęło także wiele kadrowiczek. Po tylu latach trener Murdza wciąż uwielbia to, co robi. Kiedy wraca do domu po meczu, zamiast odpoczywać wraz z żoną przez kolejne godziny oglądają i analizują mecz. Rano po przebudzeniu robi rozpiski. - Może pani nie uwierzy, ale siatkówka to moja fobia, ale taka pozytywna. To moje zamiłowanie. Po tylu latach nie mam żadnego przesytu. Jestem naprawdę bardzo szczęśliwym człowiekiem. Robię to, co kocham, dzieci też lubią sport, więc czego można chcieć więcej? - kończy Roman Murdza.