Najważniejszą w dawnym Mielcu ulicą była bezsprzecznie nie jakaś ulica Kozia lub Szpitalna, jeno Zamkowa czyli Dworska. Atrakcję bowiem tej ulicy stanowiły nie kozy i nie dziady na odpust wlokące się ze szpitala, ale szlacheckie karoce, ogniste konie, barwne rycerskie poczty, a czasem i mieszczańskie w odświętnych deljach i kontuszach deputacje. Wszystko to dążyło na mielecki zamek, jedni w gościnę, inni jak sławetni rajcy miasteczka, w ważnych sprawach, które tylko dziedzic, ich "miłościwy pan", mógł rozstrzygnąć.
Anno Domini 1600 zamkiem i miastem dwie niewiasty władały i jeden mąż: Zofia z Mielca Chodkiewiczowa, Jadwiga z Kormanic Mielecka i Marcin Mielecki. Ten ostatni zresztą, człeczyna cichy i skromny, prawie że się nie liczył. Za to rej wodziły białogłowy. Że jednak małżonka sławnego hetmana Chodkiewicza przemieszkiwała zwykle w Zgórsku lub na Litwie, przeto wszystkiem trzęsła druga pani na Mielcu.
Jej Mość Pani Mielecka, z domu kasztelanka czchowska, była wdową po zmarłym przed trzema laty Hieronimie Mieleckim, staroście sandomierskim. Kobieta nad wyraz energiczna, była aniołem dla sług cnotliwych i wiernych, a herodem dla złych i występnych. Sług zaś i dworzan miała bez liku, zarówno ze szlachty okolicznej, uboższej i majętniejszej, jak i spośród mieszczan mieleckich. Niektórzy z nich służyli wiernie jej domowi jeszcze od czasu nieboszczyka pana Sebastiana Mieleckiego, kasztelana krakowskiego, a świekra obecnej dziedziczki – i niemały szmat drogi wydeptali, chodząc przez lat kilkadziesiąt po komnatach, oficynach, piwnicach i kaplicy zamkowej. Tych wiernych dworzan obdarowywali Mieleccy gruntami, domostwami lub nawet folwarkami całemi. Taki np. Kasper Janowski, sługa Hieronima Mieleckiego, późniejszy proboszcz rzochowski, otrzymał od swego pana w roku 1596 ogród w Mielcu na błoniu. Innemu znowu dworzaninowi, Janowi Buczkowskiemu, pani Jadwiga Mielecka podarowała w roku 1599 kamienicę przy Bramie Krakowskiej w Opatowie.
W barwnej plejadzie dworzan i sług pani Mieleckiej był sobie stateczny i poczciwy człek, Wojciech Wojteczko, mieszczanin, famulus najpierw Hieronima Mieleckiego, a potem wdowy po nim. Zaufaniem cieszył się i na zamku, i w mieście, gdzie piastował godność ławnika. Ale syn jego Jędrzej, również sługa państwa Mieleckich, zgoła nie wdał się w ojca: był to lekkoduch, jak się zdaje, chociaż może nawet niezły człowiek. W każdym razie właśnie w owym roku 1600-ym Jędrzejek wpadł fatalnie w sidła, a omal nie w pętlę szubienicznego powrozu. Niemało łez wylał wówczas stary ojciec i prawdopodobnie niedługo już potem z tak wielkiej zgryzoty umarł.
Młody Jędrzej Wojteczko, jako zaufany wychowanek Jej Mości, miał powierzone sobie szkatuły ze złotem, srebrem, pieniędzmi i klejnotami pani starościny. Ale czy to potrzebował talarów na hulanki tajemne w mieleckich karczmach, czy też może w jego duszy odezwała się instynktowna chciwość, dość, że zaiskrzyły mu się oczy do powierzonych mu kosztowności i – od pewnego dnia Jędrzejek zaczął systematycznie okradać swoją panią i dobrodziejkę. Jednakże w roku 1600 jakimś sposobem "kradziejstwo" się wykryło. Ujęto młodocianego złoczyńcę, a sąd wójtowski miasta Mielca, którego ławnikiem był stary Wojteczko, zasiadłszy pod przewodnictwem wójta Szymona Żędzianowskiego, zmuszony był z ciężkim sercem wydać surowy wyrok, nakazujący podług prawa magdeburskiego, aby nieszczęsny Jędrzejek "beł na garle karany".
Zrozpaczony ojciec i wzruszeni do głębi tragedią starego dworzanina-ławnika mieszczanie wnieśli apelację do pani Mieleckiej, prosząc ją pokornie o ułaskawienie Jędrzejka. Tedy Jej Mość, jako "pani krześcijańska, miłosierdziem zdjęta", postanowiła okazać miasteczku i światu wspaniałomyślność swą i dobrotliwość.
W tym celu zaprosiła na zamek okolicznych panów, jak Stanisława z Koniecpola Koniecpolskiego, dziedzica z Przecławia, Zofię z Mielca Tarnowską, siostrę nieboszczyka Hieronima, a panią na Rzemieniu i Rzochowie, Sebastiana z Bobrku Ligęzę, właściciela wsi Łysaków, oraz wielebnego ks. Jakuba Ołtarzewskiego, prepozyta i dziekana mieleckiego "z kapłany ich Mści wszystkiemi". Wobec tych osób i grona poważniejszych mieszczan mieleckich obwieściła Jej M. Pani Mielecka z namaszczeniem, iż odpuszcza niecnotliwemu Jędrzejkowi "to srogie na garle karanie", pod warunkiem że za swój niecny występek, za który właściwie wisieć powinien, będzie pokutował tak, jak ona mu rozkaże. Uradowani mieszczanie podziękowali pani za "takowe miłosierdzie", księża zaś mieleccy i okoliczni zabrali się do pracy nad ułożeniem według wskazówek pani starościny planu pokuty Jędrzejka... Ponieważ jednak nie masz większej w świecie zbrodni, jako pozbawienie klejnotów niewiasty, przeto długo się namyślano, nim naznaczono mu taką oto pokutę:
- Aby nigdy inakszej sukni nie używał, jeno czarny żupan i delją i dolne ubiory tylko sukna kirowego. Na żupanie i na deljej ma znaczny krzyżyk sukna żółtego aż do śmierci nosić, koszula zgrzebna albo pa cześnik płótna bielonego, boty i trzewiki, prosty pas krajczany, czapka z żółtego sukna i w zimie i lecie podszyta baranki. Takowy ubiór po wszystkie dni żywota swego nosić masz, lubo ja (tj. pani Mielecka) żywa, bądź lubo umrę, ażbym go sama z tego nie puściła, co winę takową (tj. jeśliby tego nie wypełnił) śmiercią ma wypełnić.
- Aby w kuchni do samego wyścia roku odprawował posługi, jakich mu rozkażę, do tego aby stopą z mego dworu nie wychodził aż do wyścia roku, okrom kościoła, pod winą takową stracenia.
- Aby w piątek każdy nic nie jadł aż do wyścia roku, w sobotę i we środę tylko żeby chleb z wodą jadał aż do wyścia roku, w niedzielę, we wtorek i w czwartek tylko jarzyny z mięsem, ale inszej potrawy używać nie ma aż do wyścia roku, także żadnego trunku ani piwa nie ma używać, tylko wodę do wyścia roku pod takąż winą.
- A po wyściu roku i po wypełnieniu kondycyj, które nań nałożono, ma się starać, aby z największą kupą ludzi wszelakiego stanu mnie przeprosił, także i sługi moje, tych, którzy ode mnie karanie brali. Co się wszystko poczęło pierwszego marca, a ma się wypełnić do pierwszego dnia marca 1601.
I kto wie, czy z czasem nie doszedł do przekonania, iż może nawet lepiej byłoby kołysać się na szubienicy pod przeźroczystym błękitem nieba, niż w szturchańcach kucharza Bartosza i w hańbiącym żółtym krzyżyku doświadczać okrutnego miłosierdzia nabożnej pani Mieleckiej.
Tekst autorstwa Stanisława Kryczyńskiego, zaczerpnięty z "Mieleczanin, Jednodniówka Akademickiego Koła Mieleczan we Lwowie, Sekcji Zrzeszenia Akademickiej Młodzieży Prowincjonalnej, Lwów 1933.
Stanisław Wanatowicz
Komentarze (0)
Wysyłając komentarz akceptujesz regulamin serwisu. Zgodnie z art. 24 ust. 1 pkt 3 i 4 ustawy o ochronie danych osobowych, podanie danych jest dobrowolne, Użytkownikowi przysługuje prawo dostępu do treści swoich danych i ich poprawiania. Jak to zrobić dowiesz się w zakładce polityka prywatności.