Wróćmy do przedpołudniowych godzin sprzed ponad dziesięciu lat 2013 roku, kiedy to życie w małej miejscowości koło Mielca toczyło się swoim rytmem, a poranek nie zdawał się nieść ze sobą żadnych niezwykłych zdarzeń. W niewielkiej wsi, wspólnie, w jednym domu, żyli ze sobą dwaj bracia: Zbigniew i Stanisław. Obok nich mieszkała ich matka. I choć jeden z braci - Stanisław miał wtedy lat 46, przez swoją matkę traktowany był jak mały chłopiec. Wszystko przez nieszczęście, które go spotkało, gdy kilka lat wcześniej został napadnięty i pobity. I jak podkreślała jego matka, ledwie wtedy uszedł z życiem.
Kłótnia braci
Tego poranka Stanisław, matczyne oczko w głowie, zdenerwował się na brata Zbigniewa, który przyprowadził do domu swoją dziewczynę. Kiedy Zbigniew wyszedł po drewno na opał, Stanisław niecenzuralnymi słowami usiłował wyprosić kobietę z domu, a gdy to nie pomogło, chwycił siekierę i zdzielił ją w głowę. Gdy upadła, z odsieczą ruszył Zbigniew, który wrócił do domu i zaczął mocować się z bratem. Też oberwał siekierą. Kiedy jednak mimo obrażeń wstał, Stanisław wybiegł z domu i ukrył się w oborze.W samo południe zgłoszenia o całym zajściu odebrał oficer dyżurny Komendy Powiatowej Policji w Mielcu, który na miejsce zdarzenia wysłał patrol. Ujęcie sprawcy nie było jednak proste. Stanisław bronił się zaciekle, próbując nożem powstrzymać jednego z funkcjonariuszy. Został jednak obezwładniony i zatrzymany. Brat i jego dziewczyna trafili do szpitala, Stanisław najpierw do komendy, a później decyzją sądu do aresztu.
Zatrzymany mężczyzna nie przyznał się do ataku siekierą. Po jakimś czasie stwierdził jednak, że być może zrobił to w nerwach.
Serce matki
I tu historia, jakich wiele, mogłaby się zakończyć sądowym wyrokiem za usiłowanie zabójstwa, czy też za bójkę z użyciem niebezpiecznego narzędzia, jednak od innych opowieści sądowych wyróżnia ją rola matki, jaką kobieta odegrała w procesie. Matka zaczęła bowiem pisać do sądu listy, w których prosiła o wyrozumiałość dla Stanisława, bo - jak pisała - sam ledwo uszedł z życiem, gdy jakiś czas wcześniej został zaatakowany przez bandytów i dotkliwie pobity.Zrozpaczona matka broniła swojego syna jak małego chłopca, który jest bezradny i pobłądził, a starszego obarczała winą za całe zło. Opisywała sytuacje, w których to Zbigniew wykorzystywał Stanisława, sprowadzał dziewczyny do domu, wyjadał zapasy żywności i był ewidentnie czarną owcą w tej rodzinie.
Wyrok sądu
Opinie biegłych lekarzy sprawiły, że wyrok w sprawie Stanisława był niewysoki. Sąd pozbawił go wolności na 1 rok i 4 miesiące, po czym zwolnił mężczyznę przedterminowo.Opinia biegłych psychiatrów była jednoznaczna: u Stanisława rozpoznali niestabilność emocjonalną, łatwość popadania w stan złości i niepokoju, zaburzone funkcje poznawcze, objawy ograniczonego uszkodzenia ośrodkowego układu nerwowego i lekki stopień upośledzenia. W ocenie sądu to właśnie stan psychiczny w znacznej mierze popchnął Stanisława do popełnienia tych przestępstw. Nie bez znaczenia dla wysokości wyroku był też fakt, że mężczyzna nigdy nie był karany.
Komentarze (0)
Wysyłając komentarz akceptujesz regulamin serwisu. Zgodnie z art. 24 ust. 1 pkt 3 i 4 ustawy o ochronie danych osobowych, podanie danych jest dobrowolne, Użytkownikowi przysługuje prawo dostępu do treści swoich danych i ich poprawiania. Jak to zrobić dowiesz się w zakładce polityka prywatności.