Choć czasy dzieciństwa pan Stanisław ma już dawno za sobą, to słuchając jego wspomnień, mamy wrażenie, jakby akcja rozgrywała się wczoraj. O szkole opowiada z własnych doświadczeń, z tego co przeżył i na wszystko ma stosowne dokumenty (świadectwa jeszcze ze szkoły w Zarówniu, a potem w Padwi). Nie są to opowieści wyssane z palca, tylko rzetelnie przedstawione własne przeżycia.
Nie każdy miał tyle szczęścia, żeby w czasie wojny oraz w trakcie kolejnych lat przemian ustrojowych państwa polskiego zachować swoje dokumenty przedwojenne. Wojna siała spustoszenie, ginęli ludzie, budynki były niszczone, a co dopiero pojedyncze kartki papieru.
Żona pana Stanisława nie miała tyle szczęścia i niestety w trakcie wojny jej rodzina straciła dach nad głową. Ich dom został zbombardowany i zrównany z ziemią.
Szkoła publiczna
W Zarówniu była szkoła dwuklasowa i pracowało w niej dwóch nauczycieli. Przeważnie było to małżeństwo, które zamieszkiwało budynek szkolny. A szkołę stanowiły dwie klasy dla uczniów, korytarz oraz dwa pokoje i kuchnia dla pracowników. Po zakończeniu szkoły w Zarówniu, jeśli ktoś chciał kontynuować naukę, to mógł pójść do szóstej klasy w Padwi. - Inaczej wyglądała sytuacja np. u mojej żony w Babulach - wspomina pan Stanisław. - Oni przyjmowani byli do klasy piątej, bo był niższy poziom.
Nauka była obowiązkowa tylko przez pięć klas. Kolejne lata kształcenia były dla tych, którzy chcieli dalej zdobywać wiedzę.
W Padwi oprócz szkoły dla Polaków, była również niemiecka. Zamieszkiwało tu wielu Niemców, ale oni chodzili do swojej szkoły (mieli swoje szkoły, swoich nauczycieli i kościoły).
Zachowanie najważniejsze, później religia
W szkole nie było łatwo o dobrą notę. Na ocenę bardzo dobrą mógł umieć nauczyciel i profesor, na dobrze tylko najlepszy uczeń w szkole.
- A cała reszta mogła najwyżej otrzymać dostateczny - kontynuuje nasz bohater. Czego uczyła się ówczesna młodzież? Najważniejsze było sprawowanie, później religia, polski, rachunki z geometrią, przyroda, geografia, historia, plastyka, roboty ręczne, muzyka, ćwiczenia cielesne. Te ostatnie to dzisiejsze wychowanie fizyczne. A jakie ćwiczenia były w modzie przed wojną? Głównie gimnastyka, ćwiczenia z wykorzystaniem swojego ciała: przysiady, pompki, skłony. Nie brakowało również gier zespołowych, ale nie była to piłka nożna, wówczas grywano w palanta.
Raz w tygodniu była religia, ksiądz mógł również pełnić funkcję opiekuna klasy, a klasa liczyła około 30 dzieci.
Podręcznik z pokolenia na pokolenie
Przed wojną uczniowie nie dostawali podręczników za darmo, trzeba było je samemu zakupić. Wiązało się to z wyprawą do Mielca, do księgarni. To tam zaopatrywano się w podręczniki do wszystkich przedmiotów. Dzieci o książki dbały i to bardzo. Była bieda i nie każdego było stać na nowe podręczniki. - Staraliśmy się, żeby nie uszkodzić kartek i żeby można było odsprzedać je młodszemu koledze za rok - mówi pan Stanisław. - W tamtych latach nie było długopisów, zamiast tego mieliśmy atrament. W szkole nie było krzeseł i stolików tylko ławka. W blacie była dziura przeznaczona na kałamarze. W kałamarzu był atrament, maczało się w nim pióro i pisało. Atramentu nie nosiliśmy w torbie, bo mógł się rozlać i ubrudzić książki. Oprócz tego każdy z nas miał ołówek i gumkę.
Chcesz, to chodź
- Lekcje trwały mniej więcej od 8 rano do pierwszej albo drugiej po południu - przypomina sobie pan Stanisław. - Pamiętam, bo o 2:10 jechał pociąg i czasami udało się na niego przez chwilę popatrzeć.
Z Zarównia do Padwi jest około 3,5 km, cały ten dystans pan Stanisław pokonywał pieszo, codziennie dwa razy - z i do szkoły. Rodzice mówili: chcesz chodzić do szkoły, to chodź. I to dosłownie. Trasa w jedną stronę zajmowała mu prawie godzinę. A warunki pogodowe były różne, było ciepło i przyjemnie, chłodno i mokro oraz bardzo zimno. Zimy to bywały ciężkie, nie to co teraz, dochodziło nawet do 26 stopni mrozu. - Ale człowiek chciał chodzić do szkoły. Sam prosiłem mamę, żeby mnie zapisała - wspomina pan Stanisław.
Przedwojenny patriotyzm
Lekcje odbywały się 6 razy w tygodniu, od poniedziałku do soboty. Siedziało się we trzech w jednej ławce. Dziewczynki i chłopcy siedzieli w osobnych rzędach. Podobnie jak dzisiaj, na środku sali była tablica i kreda.
Uczniowie mieli respekt wobec nauczycieli. Siedzieli cicho na lekcjach. Niewyobrażalne było rozmawiać w trakcie zajęć. Lekcje zawsze zaczynały się od modlitwy.
Zadania były zadawane do domu, najwięcej z rachunku oraz dużo wierszyków i piosenek do nauczenia się na pamięć. - Przed wojną był ogromny patriotyzm, i takie treści musieliśmy zapamiętać. Do dziś świetnie pamiętam niejeden wiersz, np. Kto ty jesteś? Polak mały... - recytuje nasz rozmówca.
Każdy ważny
Nauczyciele co jakiś czas sprawdzali naszą wiedzę na sprawdzianach oraz w trakcie odpytywań. Z geografii uczyło się o każdym kraju, czy jest rolniczy czy przemysłowy. - Musieliśmy znać rzeki, miasta, stolice. Jak ktoś się nie uczył, to dostawał niedostateczny i musiał powtarzać klasę - mówi pan Stanisław.
Oprócz zajęć szkolnych mieliśmy pełno obowiązków domowych. Jak to na wsi, trzeba było krowy paść, pomagać przy gospodarce i znaleźć czas na naukę. Rodzice kazali pomagać, a nauczyciele kazali się uczyć i każdego trzeba było słuchać.
Jak sam pan Stanisław mówi: Nie były to łatwe czasy, ale się przeżyło. Słuchając tych wspomnień, pewnie każdy uczeń zacznie doceniać pięciodniowy system nauczania. Ale z drugiej strony, pewnie niejeden nauczyciel zazdrości tej ciszy na lekcji...
Komentarze (0)
Wysyłając komentarz akceptujesz regulamin serwisu. Zgodnie z art. 24 ust. 1 pkt 3 i 4 ustawy o ochronie danych osobowych, podanie danych jest dobrowolne, Użytkownikowi przysługuje prawo dostępu do treści swoich danych i ich poprawiania. Jak to zrobić dowiesz się w zakładce polityka prywatności.