Na zdjęciu: Mikołaj Skrzypiec ze Stowarzyszenia Specjalna Strefa Ekologiczna (fot. nadesłane)
Kacper Piękoś: W ostatnim czasie sporo mówiło się o zmianach w kontekście zieleni na alei Niepodległości. Jak to bywa przy takich planach, jedni byli za, inni przeciw, to normalne. Kiedy możemy spodziewać się tak naprawdę pierwszych poważnych ruchów w tej sprawie i co z innymi miejscami w Mielcu? Wielu wspomina o tym, że zżera nas ogólna "betonoza". Co można byłoby zrobić w innych częściach naszego miasta? Od czego warto byłoby zacząć i czy może w Twojej głowie "kotłuje się" jakiś plan co do tego, jaki ruch należy wykonać w pierwszej kolejności?
Mikołaj Skrzypiec: Temat alei Niepodległości i rosnących tam drzew przewijają się w mediach i rozmowach mielczan już dość długo. Smutna prawda jest taka, że drzewa te od wielu lat stopniowo niszczeją, głównie ze względu na samo miejsce, w którym rosną. W toku kolejnych remontów alei ograniczano im przestrzeń do życia, otaczając je kostką brukową, niszczono korzenie wykopami, radykalnie przycinano, gdy gałęzie "wchodziły" do okien; co zimę zasolenie od ulicy pogarszało glebę, wszystko to doprowadziło do obumierania tych drzew. Obecnie istnieje już ryzyko przewrócenia się niektórych drzew, co zresztą już się kilka lat temu wydarzyło, szczęśliwie nikt nie ucierpiał. Większość z drzew, które tam rosną, to klony srebrzyste, a te bardzo źle znoszą tak ekstremalne warunki – to gatunek do sadzenia w parku, nie między ulicami i chodnikami. Drzewa te są mocno schorowane i będą stopniowo wymieniane. Pomimo wielu obaw, muszę powiedzieć, że projekt zaproponowany przez miasto wygląda bardzo dobrze. Po raz pierwszy chyba mamy w Mielcu sytuację, gdzie projektanci i urzędnicy za priorytet obrali odtworzenie zieleni oraz stworzenie takich warunków dla nowych drzew, które pozwolą zachować je dla następnych pokoleń. Jeśli za nowej kadencji samorządu miejskiego ten projekt będzie realizowany, to jest spora szansa na to, że ta tzw. "betonoza", o którą pytasz, tu będzie w odwrocie. Całość tego projektu zależy w gruncie rzeczy od pozyskania środków na jego realizację, tak że trudno mi tu mówić o jakiejś perspektywie czasowej. W innych częściach naszego miasta wciąż jest wiele możliwości na rozwijanie terenów zielonych. Świetnym miejscem na niewielki park czy zieleńce jest teren przy tężni solankowej na osiedlu Lotników. Można wyobrazić sobie też niewielki park w okolicy marketu Orzech, między ulicą Smoczka a ulicą Dąbrówki, tam już rosną nieliczne drzewa; nad Wisłoką mamy też wyjątkowy las łęgowy, który mógłby być udostępniony. Mam nadzieję, że doczekamy się takich władz, dla których tego typu inwestycje będą priorytetem, bo drzewa w środowisku miejskim są naprawdę ważne i niosą ze sobą same korzyści dla mieszkańców.
Na wizualizacji koncepcja zmian na al. Niepodległości w Mielcu (fot. UM Mielec/PM Projekt)
To pytanie może banalne, ale dlaczego drzewa w mieście to bezcenny zasób? I skoro są one dla nas takim skarbem, to dlaczego mamy do czynienia z roku na rok z coraz większym zanikaniem mieleckiego drzewostanu. Ciągle spotykamy się ze zdaniem, że w naszym mieście wycinane są zdrowe drzewa. Dlaczego?
Drzewa w mieście to zasób i to nie ulega żadnej wątpliwości: dobrze rozwinięty drzewostan to regulacja temperatury, wilgotności oraz oczyszczanie powietrza ze smogu i pyłów. Drzewa ograniczają podtapianie domów i bloków przy ulewach. Zacienione ulice czy elewacje bloków rzadziej ulegają uszkodzeniom. Zieleń w miastach wpływa na lepsze zdrowie i ogólną jakość życia mieszkańców, drzewa przyczyniają się do poprawy samopoczucia, zalety drzew można naprawdę mnożyć. Istnieje wiele badań naukowych potwierdzających liczne korzyści z parków, drzew i zieleni w mieście, przez tzw. usługi ekosystemowe. W rozwiniętych krajach drzewa są bardzo ważnym elementem infrastruktury, a nie jakąś przeszkodą dla rozwoju. Co do wycinek, jest wiele powodów. Niekiedy są to sytuacje, gdy przy prowadzeniu inwestycji "nie da" się ominąć drzewa, bo projektant tak to ustalił. Czasami takie wycinki wcale nie są potrzebne, jednakże to musi być ustalane dokładnie już na samym etapie koncepcji czy projektowania. Tu rozwiązaniem są standardy ochrony drzew, które niedawno wprowadzono w mieście jako obowiązujące. Dzięki nim będzie można unikać wycinki tam, gdzie nie jest ona absolutnie konieczna. Poza inwestycjami czy remontami, są i inne przyczyny wycinania drzew, dużo trudniejsze do zaakceptowania, nie tylko dla mnie, ale pewnie i dla wielu mieszkańców. Otóż, niestety, zdarza się, że drzewo komuś "przeszkadza" - bo są liście, bo drzewo rzuca cień, bo komuś ptaki śpiewają, siedząc w gałęziach, bo nie ma gdzie zaparkować itd. Bywają sytuacje, gdzie drzewo wadzi dosłownie jednej osobie w całym bloku, która później pisze do spółdzielni, chodzi do urzędu, aż w końcu wymusi usunięcie drzewa. Inni mieszkańcy przeciwni wycince często nawet nie wiedzą, że są plany usunięcia drzewa i nie wiedzą też, że mogą zaprotestować; więc ostatecznie drzewo się wycina. Moim zdaniem jest to absurd i to przede wszystkim spółdzielnie nie powinny się na takie rzeczy zgadzać, szczególnie że większości mielczan raczej zależy na tym, by drzew nie wycinać bez potrzeby.
Drzewa to "zielone złoto", które trzeba pielęgnować (fot. Grzegorz R. Maziarski)
No właśnie, mówiłeś o tym, że niedawno w Mielcu wprowadzono standardy ochrony i rozwoju terenów zielonych. To bardzo ładnie brzmi, wiemy też, że to krok w dobrym kierunku, ale co to tak naprawdę oznacza dla "przeciętnego Kowalskiego", mieszkającego w naszym mieście?
Dla mieszkańców oznaczać to będzie przede wszystkim, że w Mielcu ograniczy się wycinkę miejskich drzew do absolutnego minimum, za wyjątkiem sytuacji, gdzie jest to po prostu nie do uniknięcia. Tam, gdzie to możliwe, wszystkie miejskie inwestycje będą zakładały zachowanie już rosnącej zieleni i stosowanie takich rozwiązań, które nie doprowadzą do niszczenia korzeni czy koron drzew. To w praktyce znaczy, że w przyszłości nie powinno dochodzić do sytuacji takich, jak poruszana wcześniej kwestia drzew przy alei Niepodległości; czyli że kolejne remonty ostatecznie doprowadzają do konieczności wycięcia wielu dojrzałych drzew. Standardy sprawiają też, że miasto dostaje narzędzia, które pozwolą lepiej dbać o istniejący drzewostan, poprzez określenie wymogów pielęgnacji i utrzymania drzew czy zieleni. Dzięki temu drzewa po prostu będą bezpieczniejsze dla mieszkańców, bo ktoś będzie tego pilnować. Młode drzewka będą miały większą szansę, by przetrwać do osiągnięcia większych rozmiarów, a drzewostan i parki zostaną zachowane dla przyszłych pokoleń. Zaznaczmy od razu, że w przypadku wspomnianych standardów chodzi o drzewostan i zieleń miejską, publiczną, a nie drzewa w prywatnych ogrodach. Warto podkreślić też, że takie standardy obowiązują w wielu dużych miejscowościach w Polsce, a Mielec jest bodajże jedynym średniej wielkości miastem, które takie rozwiązania już ma.
Wprowadzenie standardów ochrony zieleni w Mielcu może przynieść wiele korzyści (fot. UM Mielec/PM Projekt)
Jak bumerang powraca też temat Stawów Cyranowskich i chęci zagospodarowania tamtego terenu. W tej sprawie, jak to zazwyczaj bywa, oczywiście również głosy są podzielone. Występowałeś przeciwko temu pomysłowi w ramach stowarzyszenia "Specjalna Strefa Ekologiczna". Dlaczego więc nie warto ruszać tego miejsca z Twojej perspektywy? Kiedy ewentualnie możemy spodziewać się "czegoś więcej" w tym temacie? Wiem o tym, że chcieliście kontynuować konsultacje społeczne. Co w sytuacji, kiedy nie udałoby się uratować dzikich Stawów Cyranowskich?
Zacznijmy od tego, że przedstawiona koncepcja zagospodarowania terenu Stawów Cyranowskich była tak naprawdę przysłowiowym "misiem" – nikomu niepotrzebną, drogą i bezsensowną inwestycją za pieniądze podatników. I nie wiadomo po co, gdyż plany te zakładały, że teren zamieni się w betonowo asfaltowe miejsce "do wypoczynku", z ogromnym parkingiem, innymi elementami infrastruktury miejskiej i oczywiście wielką wycinką lasu. Koszty tych pomysłów sięgałyby nawet do kilkudziesięciu milionów złotych, a sama inwestycja spowodowałaby zniszczenie charakteru tego miejsca. Wielu mielczan już teraz korzysta z terenu Stawów, nie ma konieczności, by tam robić coś większego i to właśnie, mam wrażenie, wybrzmiało w naszym społecznym proteście. Moim zdaniem niszczenie względnie dzikiego obszaru przyrody i nazywanie go "rewitalizacją" jest jakimś nieporozumieniem. Pamiętajmy, że w tym miejscu bytuje przeszło 130 różnych gatunków dzikiego ptactwa, spośród których wiele jest zagrożonych wyginięciem. Co do samych planów – dzięki błyskawicznie zebranym podpisom pod naszą petycją, doprowadziliśmy do konsultacji społecznych. W toku konsultacji mielczanie wskazali, że zmiany powinny obejmować co najwyżej postawienie ławek oraz koszy na śmieci w pobliżu stawu, udogodnienie dojścia do stawu oraz niewielki parking na kilkanaście samochodów wzdłuż ulicy Długiej. Obecnie jest to na etapie przygotowywania dokumentacji. Mam nadzieję, że w przyszłym samorządzie nie pojawią się osoby, które znowu będą za wszelką cenę forsować megalomańskie pomysły, na które po prostu nie ma zapotrzebowania po stronie mieszkańców. Jeśli takie plany się pojawią, to znowu powinny być one konsultowane, a nie narzucane. Zresztą Mielec ma wiele poważniejszych potrzeb niż betonowanie jedynej ostoi dzikiej przyrody w swoich granicach.
Przyszłość Stawów Cyranowskich zdaje się nadal stać pod znakiem zapytania (fot. Grzegorz R. Maziarski)
Ochrona środowiska to ważny temat, który, mam wrażenie, w naszym mieście jest nieco bagatelizowany. Co można byłoby zrobić, aby nieco bardziej uświadomić społeczeństwo w tym aspekcie?
To kwestia działania naszych władz samorządowych i warto, aby o tym pamiętać w kontekście nadchodzących wyborów lokalnych. W Mielcu poczyniliśmy spory postęp, jeśli chodzi o świadomość problemów związanych z zanieczyszczeniem powietrza, trzeba tu wspomnieć chociażby o największych w historii Polski protestach w tej sprawie. Do tego w Mielcu działa dość rozwinięta sieć ciągłego monitoringu jakości powietrza, niemniej wciąż jest dużo do zrobienia. Jako miasto przemysłowe mamy duże obciążenie emisjami zanieczyszczeń ze strefy, sporym wyzwaniem jest też smog. Pewnie mniej znanym, ale równie istotnym problemem jest zanieczyszczenie wód w rzekach w powiecie mieleckim – poza Wisłoką jest naprawdę źle. Mam jednakże wrażenie, że świadomość problemów związanych z ochroną środowiska wciąż się zwiększa. Obecnie mamy też sporą wiedzę o tym, jak zanieczyszczenie np. powietrza oddziałuje na nasze życie. U osób starszych, małych dzieci i noworodków zła jakość powietrza wyraźnie pogarsza stan zdrowia. Z tego powodu należy rozwijać edukację i robić wszystko, co w naszej mocy, aby z tymi problemami skutecznie walczyć.
Komentarze (0)
Wysyłając komentarz akceptujesz regulamin serwisu. Zgodnie z art. 24 ust. 1 pkt 3 i 4 ustawy o ochronie danych osobowych, podanie danych jest dobrowolne, Użytkownikowi przysługuje prawo dostępu do treści swoich danych i ich poprawiania. Jak to zrobić dowiesz się w zakładce polityka prywatności.