Kiedy zaczęła się Pani przygoda ze sportem, biegami? Czy miała Pani lub ma nadal osobę, na której się wzoruje lub która Panią motywuje?
- Moja przygoda z biegami i chodem sportowym rozpoczęła się już w gimnazjum. Często brałam udział w szkolnych zawodach sportowych, między innymi w biegach. Podczas ogólnopolskich zawodów biegowych w Mielcu wywalczyłam pierwsze miejsce w swojej kategorii wiekowej. Wtedy to wyparzył mają osobę trener Józef Wójtowicz, który namówił mnie do uprawiania chodu sportowego.
Na początku nie traktowałam treningów poważnie, ale kiedy przyszły pierwsze sukcesy w tej dyscyplinie, moje podejście całkowicie zmieniło się i sport stał się dla mnie czymś naprawdę ważnym. Osoba, na której się wzorowałam, to oczywiście wybitny polski chodziarz Robert Korzeniowski. Jego osiągnięcia w tej dyscyplinie były niesamowite.
Czy już od małego była Pani tak aktywna? Częściej można było Panią spotkać na boisku czy na ławce z książką?
- Pomimo tego, iż rodzice nie byli związani mocno ze sportem, to ja jako dziecko byłam bardzo aktywna i oczywiście można było mnie spotkać na boisku. Mieszkam w małej miejscowości Podleszany, skąd wszędzie było zawsze daleko, czy do szkoły, czy do sklepu, dlatego ta aktywność była ze mną chcąc nie chcąc każdego dnia.
Wiązała Pani sport ze swoim zawodem w przyszłości? Czy chciała Pani być kimś zupełnie innym?
- Sport od zawsze był moją pasją. Zawsze wiedziałam, że z nim zwiążę swoją przyszłość. Na początku w mojej głowie pojawiała się myśl, żeby w przyszłości zostać nauczycielem wychowania fizycznego. Bardzo lubiłam lekcje wychowania fizycznego, gry zespołowe czy też "ściganie się" na czas i rywalizacje z koleżankami, kolegami.
Przez pół życia zajmowałam się sportem zawodowym, a teraz od niedawna zachęcam młodzież do aktywności sportowej poprzez pracę w Zespole Szkół Ekonomicznych w Mielcu.
Pierwsze złoty medal zdobyła Pani w 2000 roku. Jak Pani wspomina te zawody, czy stresowała się Pani przed nimi?
- Pierwsze zawody w chodzie sportowym to dystans 3 km w Gdańsku. Stres zawsze towarzyszy mi przy startach i wtedy również. Mało wiedziałam o technice chodu sportowego, więc po przekroczeniu mety martwiłam się, że jestem zdyskwalifikowana, ponieważ po drodze sędziowie poprawiali mnie. Pojawiła się myśl, że ten sport nie jest dla mnie, ale kiedy usłyszałam spikera wymawiającego moje nazwisko jako zwyciężczyni poczułam radość i motywację do dalszych treningów.
Jaka jest tajemnica Pani sukcesu? Czy może Pani podać jakieś wskazówki dla początkowych chodziarzy? Może cenne rady i pomysły...
- Chodzić każdy może. Rada dla początkujących to przede wszystkim zwracanie uwagi na poprawną technikę, ponieważ na samym początku kariery łatwo jest to skorygować. Nie wolno zaniedbywać także stretchingu, bo w przyszłości organizm będzie narażony na liczne kontuzje. Osoba trenująca chód sportowy powinna charakteryzować się dużą cierpliwością, pracowitością, bo sukcesy nie zawsze przychodzą od razu, trzeba lat treningu, żeby móc rywalizować na najwyższym poziomie.
Jaki jest Pani największy sukces? A jakie marzenie?
- Każdego roku były większe lub mniejsze sukcesy. Myślę, że każdy występ z orzełkiem na piersi jest ogromnym sukcesem i wyróżnieniem, a tych występów w mojej karierze było wiele. Największe marzenie to występ na igrzyskach olimpijskich, co udało mi się dwukrotnie. Igrzyska olimpijskie to marzenie każdego sportowca, niesamowite i niezapomniane chwile.
Jako pierwsza Polka osiągnęła Pani czas poniżej półtorej godziny na 20 km. Może Pani opowiedzieć o tej chwili? I co Pani czuła w tak wyjątkowym momencie?
- Czas poniżej 1:30:00 udało mi się osiągnąć po raz pierwszy w roku olimpijskim, a dokładnie 21 kwietnia 2012 w Zaniemyślu. Ciężko pracowałam na ten wynik, a dodatkową motywacją było wypełnienie kwalifikacji na igrzyska olimpijskie.
Pamiętam doskonale ten start. Warunki atmosferyczne były idealne dla mnie, ponieważ ja lubię startować w chłodzie (temperatura około 5-8 stopni). Skupiłam się bardzo na pokonywaniu w określonym czasie każdego kolejnego km, kontrolując 500 metrów po drodze. Kiedy minęłam połowę dystansu, czułam się coraz lepiej i każdy kilometr był pokonywany coraz szybciej. Nie przeliczałam tego na końcowy wynik.
Dopiero na mecie okazało się, że czas, jaki osiągnęłam, jest najlepszym czasem w historii polskiego chodu kobiet. Ogarnęła mnie wielka radość i niedowierzanie. Tym samym wypełniłam kwalifikację olimpijską i byłam o krok od spełnienia marzeń, co podwójnie cieszyło.
Wiem, że ma Pani również inne ciekawe hobby, jakim są motory. Skąd pasja i zainteresowanie, nie ukrywajmy, stricte męską dziedziną?
- Zainteresowanie motocyklami zawdzięczam bratu. To on jako pierwszy kupił sobie motocykl, a ja mu pozazdrościłam. Niechętnie jednak mi go pożyczał, ale ze względu na brak czasu, postanowił sprzedać swój motocykl. Szybko więc zapisałam się na prawo jazdy i odkupiłam go.
Każdą wolną chwilę spędzałam na krótkich wycieczkach, to tak zwana odskocznia od codzienności. Od tego czasu, jeśli zrobi się tylko cieplej, wsiadam na już mniejszy motocykl i zwiedzam okolice, pokonując kolejne kilometry.
Czy wydarzyły się jakieś ciekawe bądź śmieszne sytuacje związane z motorem lub zawodami w chodzie?
Historii jest wiele. Jeśli chodzi o motocykl, to chyba sytuacja z brakiem paliwa, co zdarza się niejednemu. Na szczęście mnie taka sytuacja przytrafiła się niedaleko domu, bo około 2 km. Nie prosząc nikogo o pomoc, wróciłam do domu, prowadząc motocykl. Niejeden sąsiad z tego powodu uśmiechał się do mnie.
Wymarzone miejsce na ziemi dla Pani?
- Bardzo cenię sobie ciszę i spokój oraz przyrodę. Dlatego miejscowość, w której mieszkam, jest idealnym miejscem. Dookoła las, świeże powietrze, idealne ścieżki biegowe. Jedynie, czego nie lubię, to zimy, więc na ten okres chętnie przeniosłabym się gdzieś w ciepłe miejsce, np. do Hiszpanii czy Portugalii.
W jaki sposób godzi Pani życie osobiste z karierą zawodową?
- Bycie zawodniczką na poziomie liczącym się w światowym chodzie sportowym wiąże się z częstymi wyjazdami na zgrupowania i zawody. Sport pochłania bardzo dużo czasu, jak i również wymaga wielu wyrzeczeń, więc każdą wolną chwilę spędzam z rodziną. Bardzo ważne jest wsparcie bliskich, rodziny. Doceniam również poświęcenie męża, który jest moim "domowym trenerem". Często towarzyszy mi na treningach, pilnuje prędkości, techniki, czy też motywuje, kiedy pojawiają się momenty zwątpienia.
Czy myśli Pani już o sportowej emeryturze? Czy na razie nie ma mowy o dłuższym odpoczynku?
- Obecnie nie myślę o tym, aby sport zniknął z mojego życia. Plany sportowe pokrzyżowała pandemia COVID-19, i niestety nie mamy na to wpływu. W związku z tą sytuacją bardziej poświęcam się życiu rodzinnemu. Od chodu sportowego chwilowo odpoczywam, ale zastępuję go treningami biegowymi po okolicznych lasach i może wkrótce uda się nawet wystartować w zawodach - tym razem biegowych.
Komentarze (0)
Wysyłając komentarz akceptujesz regulamin serwisu. Zgodnie z art. 24 ust. 1 pkt 3 i 4 ustawy o ochronie danych osobowych, podanie danych jest dobrowolne, Użytkownikowi przysługuje prawo dostępu do treści swoich danych i ich poprawiania. Jak to zrobić dowiesz się w zakładce polityka prywatności.