O tym, by zostać trenerem, Zbigniew Smółka zaczął poważnie myśleć w ostatnich latach swojej bramkarskiej kariery. Zawód trenera fascynował go od zawsze, lecz o tym, jak wymagające jest to zajęcie, przekonał się dopiero, gdy nim został.
– Zawsze starałem się szanować swoich trenerów, po części zdawałem sobie sprawę z trudności tego zawodu, widziałem, ile czasu nam poświęcają. Szanowałem trenerów, po których było widać, że ciężko pracują, ale byli też tacy, którzy na ten szacunek nie zasługiwali. Od momentu, kiedy zostałem trenerem, powtarzam, że co tydzień zdaję maturę – mówi trener Smółka.
Nic na siłę
Trener FKS Stali Mielec mówi, że najważniejsze to robić to, co się kocha, ale Zbigniew Smółka zaznacza także, że nie należy do ludzi, którzy przebywają tam, gdzie go nie chcą.
– Na pewno jest mi łatwiej, bo nie robię tego dla pieniędzy. Uważam, że nikt nie powinien pracować tylko dla samego zarobku. Jak będziemy robili to, co kochamy, gdy będziemy w miejscu, w którym dobrze się czujemy, to swoją pracę będziemy wykonywali lepiej.
Gdy będziemy lepsi, to zaczniemy lepiej zarabiać i wszystko zacznie się nakręcać – mówi trener.
– Nie trzymajmy się kurczowo stołków. Jeżeli wracamy do domu zmęczeni fizycznie i psychicznie, to jest znak, że nie idzie to w dobrym kierunku. Ja, gdy wracam o 23 do domu i padam ze zmęczenia, to mimo wszystko nie mogę się doczekać momentu, gdy rano wstanę i pójdę do klubu, by rozwiązać kwestie, których nie mogłem rozwiązać dzień wcześniej.
Emocje
W karierze każdego trenera są mecze, które szczególnie zapadają w pamięć. Poza spektakularnymi wygranymi, o których marzą zawodnicy i sztab szkoleniowy, są także takie spotkania, które zostają w głowie ze względu na zły wynik lub niezadowalający poziom gry.
Trener Smółka ma w pamięci dwa takie mecze. - Pierwszy to mecz z Wisłą Puławy, gdzie wydawało się nam wszystkim, że już możemy bardzo wiele, jednak zostaliśmy sprowadzeni na ziemię. Drugi to mecz w Suwałkach. Uważam, że mogliśmy zrobić więcej. To były takie dwa spotkania, po których byłem bardzo zły – wspomina trener Stali.
– Nawet jeśli przegramy mecz, to jestem zadowolony, gdy mam stuprocentową pewność, że zrobiłem wszystko, co mogłem. Staram się na tyle ciężko pracować, by nie mieć potem pretensji. Tłumaczę sobie, że widocznie jestem takim trenerem, że nie potrafiłem lepiej, że zrobiłem wszystko. Zawsze przychodzą myśli, że mogłem bardziej pomóc drużynie, że mogłem inaczej ustawić, zrobić inny trening, inaczej ich przygotować. Największy żal jest wtedy, gdy w szeregi drużyny wkradnie się jakaś mała nonszalancja bądź lenistwo. Nigdy nie mam pretensji do swoich piłkarzy, jeśli dali z siebie wszystko, ale nienawidzę minimalizmu – dodaje.
Zbigniew Smółka znany jest ze swojej wymagającej natury. W swoją pracę wkłada mnóstwo wysiłku, tego samego wymaga od swoich piłkarzy.
- Kilka dni przed meczem zawsze robimy burzę mózgów w sztabie szkoleniowym. Każdy wypowiada się na temat składu. Wszystkie informacje staram się zatrzymać w swojej głowie. Muszę wybrać to, co będzie najlepsze dla klubu, dla drużyny. Oglądam przeciwników, analizuję formę, obieram strategię na mecz – mówi.
Samokrytyka
Trener Smółka zaznacza, że to, jak reaguje na wynik, jest zależne od wielu czynników. Zdarza się, że o słabą postawę na boisku ma pretensję do zespołu, lecz wielokrotnie brał sporą część winy na siebie. Zresztą każdą pomeczową analizę zaczyna od siebie.
– Staram się być szefem zespołu i chłodno do wszystkiego podchodzić, ale jeśli chodzi o dyscyplinę, to jestem bardzo wymagający i ostry. Jeśli jeden z piłkarzy ucieka w boczną uliczkę, odbiega od drogi, którą jako klub sobie obraliśmy, to podchodzę do tego tak, że nie robi krzywdy mnie ani sobie, ale przede wszystkim kibicom – zaznacza Zbigniew Smółka.
– Kariera piłkarza jest bardzo krótka, dlatego piłkarz nie może sobie pozwolić na to, żeby powiedzieć, że zrobi coś jutro. Piłkarz w każdej sekundzie musi pamiętać, że nie może byle czego zjeść, nie może się przeziębić, nie może przytyć. To jest wiele wyrzeczeń. Bardzo często spotykamy kibiców, którzy tego nie wiedzą, nie rozumieją, wyzywają ich. Nie zdają sobie sprawy, że prawdziwy kibic wspiera - dodaje
Najbliżsi
Zbigniew Smółka o tym, by podczas swojego pobytu w Mielcu mieszkać w hotelu, zadecydował sam, bo jak mówi, jego mieleckim domem jest stadion i klub.
– Zawsze powtarzam, że każdy powinien robić to, co do niego należy, ja na przykład nie wymieniam rur kanalizacyjnych w domu, tylko wołam hydraulika. W Mielcu nie będę robił zakupów, bo w tym czasie mógłby zrobić wiele ważnych rzeczy w klubie. W hotelu jem śniadanie, piję kawę i przychodzę do klubu. To jest mój mielecki dom.
Zbigniew Smółka jest 22 lata po ślubie. Ma trzech synów – 21-letniego Mateusza, 14 – letniego Karola i 10 – letniego Miłosza.
Trener nie ukrywa, że rozstania są trudne, dlatego każdą wolną chwilę rodzina stara się spędzać razem.
– Mamy mało czasu, kiedy możemy być razem, dlatego jak już jestem z rodziną, to staram się być tylko z nią. Nie odbieram telefonów, nie oglądamy meczów w telewizji, zresztą żona nie lubi piłki nożnej, ale mam naprawdę ogromne wsparcie rodziny – mówi trener.
Najwierniejsi fani
Największymi fanami trenera Smółki są jego synowie, którzy od kiedy ich tata trenuje Stal Mielec, stali się jej wielkimi sympatykami.
– Po meczu czuję się niczym żołnierz po wojnie. Wtedy uciekam do rodziny, zwłaszcza po przegranej. Po przyjeździe do domu, gdy najmłodszy syn mnie przytuli i powie "tatuś, przecież każdy przegrywa, a ja i tak wiem, że jesteś najlepszy", to właśnie takie słowa najbardziej mobilizują - kontynuuje Zbigniew Smółka.
Rygorystyczna natura Zbigniewa Smółki traci nieco na swej sile w stosunku do synów, lecz trener zaznacza, że stara się z nimi dużo rozmawiać.
– Mam bardzo wymagającego ojca. Mama była tą, która pochwaliła i przytuliła, ale ojciec był zawsze bardzo surowy. Uważam, że to dobrze, bo takiego go potrzebowałem. Natomiast ja czasami za dużo staram się synom przekazać, podaję wiele przykładów, a oni wtedy mówią, że prawię im "znowu to moje kazanie". Ale już teraz widzę, że wychowaliśmy wspaniałych ludzi. Mam naprawdę bardzo mądre dzieci – dodaje.
Zbigniew Smółka nie chce wybiegać w daleką przyszłość. Na pytanie, jak widzi siebie za parę lat, mówi, że jego marzeniem jest przede wszystkim zdrowie bliskich, a jeśli chodzi o karierę trenera, to chciałby, by Stal Mielec była w ścisłej czołówce tabeli, by wszyscy kibice w Mielcu byli dumni.
- Dla wielu ludzi tu, w Mielcu, jesteśmy nadzieją, rozrywką, dumą i każdego dnia powinniśmy o tym pamiętać. Jesteśmy własnością wielu tysięcy kibiców Stali. Jeśli choćby w najmniejszym detalu będę mógł pomóc klubowi osiągnąć coś więcej, to chcę to zrobić – kończy trener.