Nasza siła tkwi w tradycji i w tym, że pączki z "Pokusy" są jak najbardziej naturalne, bez żadnych ulepszaczy, konserwantów, chemicznych dodatków i sztucznych barwników. Po prostu: świeże jajka, drożdże, masło i smalec do smażenia. Całości dopełnia ręczna praca naszych mistrzów cukiernictwa: żadne wielkie przemysłowe maszyny.
Po czym poznać, że pączek jest naturalny, nie powstał z mrożonego ciasta z chemicznymi dodatkami?
Musi mieć jasną obwódkę - to znak rozpoznawczy, znaczy, że jest smażony na świeżym tłuszczu. Musi być ciemny - takie są zawsze pączki wysmażone na smalcu. I muszą być chrupiące - ten efekt także daje smalec. Naturalnego, zdrowego pączka wyróżnia też cena - niestety, im tańszy, tym jego jakość będzie gorsza.
Pączek musi być więc naturalny i tradycyjny: czyli z cukrem pudrem na wierzchu i konfiturą z róży w środku?
A niekoniecznie. Przyznaję, że 80 procent pączków będzie właśnie takich, ale pozostałe 20 to pączki z budyniem, lukrem, posypane skórką pomarańczową. Niektórzy klienci chcą właśnie takich pączków, więc nie możemy im ich odmówić. Nie robimy jednak 10 różnych gatunków i smaków. Zdecydowana większość opowiada się za tradycyjnymi i to właśnie takich sprzedamy w tłusty czwartek najwięcej.
Na jaką dawkę słodkości możemy liczyć w tym roku?
Będzie to na pewno kilka tysięcy pączków. Cały dzień będziemy dostarczać je do wszystkich naszych 5 cukierni w Mielcu i dwóch w Rzeszowie, by wszyscy, którzy je lubią, mieli ich pod dostatkiem.
Największa liczba chętnych przyjdzie po paczki już na pewno z samego rana. Jak wcześnie trzeba zacząć je piec, by zdążyć na czas?
Będziemy piekli całą noc, potem cały dzień, aż do zamknięcia naszych cukierni. Mogą nastąpić chwilowe przerwy w dostawach, bo ciasto na pączki jest drożdżowe, a drożdże muszą wyrosnąć, więc trzeba dać im czas. Proszę więc o wyrozumiałość.
Podobno każdego roku w tłusty czwartek już od samego rana pod drzwiami "Pokusy" ustawiają się kolejki. To istne szaleństwo, biorąc pod uwagę fakt, że pączki nie są jakimś trudnym do zdobycia towarem.
To prawda i bardzo mi z tego powodu miło. To znaczy, że nasi klienci doceniają właśnie nasze wypieki. Staramy się ogromnie, tym bardziej że pączki pieczemy tylko raz w roku, właśnie w tłusty czwartek. Na co dzień nie ma ich w naszej ofercie.
Czyli "akcja pączek" jest bardzo starannie przygotowywana.
O tak. Dla mnie to też jeden z najprzyjemniejszych dni w roku, najmilsze święto w cukierni, kiedy wchodzę i czuję wspaniały zapach pączków, który przypomina mi czasy dzieciństwa i smaki dzieciństwa. I mnie też ogarnia pokusa - zjadam przynajmniej jednego, choć w pozostałe dni roku pączków nie jadam.
Jakie były te pączki z dzieciństwa?
Dokładnie takie, jakie robimy dziś w naszej cukierni. Czyli naturalne, z różą, chrupiące, usmażone w wielkim garnku na smalcu przez babcię. Wtedy zjadałam ich w tłusty czwartek nawet kilka. Były na śniadanie, obiad i kolację. Zastępowały wszystkie posiłki, bo potem, już w inne dni, nigdy tak nie smakowały.
Przekazuje Pani tę tradycję także swoim dzieciom?
Oczywiście. One też uwielbiają tłusty czwartek i pączki i też bardzo czekają na ten dzień. To dla mnie kolejna motywacja, by pączki były jak najlepsze.
Cały wywiad w 8 numerze Korso.