W 1998 roku 18-letni wówczas Paweł Świerczyński wziął udział w szkoleniu szybowcowym w Aeroklubie Mieleckim. Sam klub istniał już wtedy 52 lata, tradycję i historię miał więc bogatą. - Po ukończeniu trzeciej klasy szybowcowej uzyskałem licencję pilota w 2001 roku – opowiada. A pasja do latania nie wzięła się znikąd. - To rodzinna tradycja. Dziadek był pilotem doświadczalnym, tata też. Mama latała na szybowcach. Rodzice wzięli ślub w aeroklubie i ja sam już od dziecka znałem lotnictwo od kuchni – mówi Paweł Świerczyński.
Jego ojciec to wiceprezes Aeroklubu Mieleckiego im. Braci Działowskich, członek i założyciel Klubu Pilotów Doświadczalnych. Latał na 17 typach samolotów i 15 typach szybowców. Wykonał 6600 lotów na samolotach w czasie 3000 godzin i około 1000 lotów na szybowcach w czasie 600 godzin. Dzisiaj jest pilotem Aeroklubu Mieleckiego im. Braci Działowskich. Syn i ojciec realizują więc swoje pasje w tym samym stowarzyszeniu, choć nie zawsze było tak, że ich drogi się łączyły.
- Jestem absolwentem Akademii Wychowania Fizycznego. Zajmowałem się i narciarstwem, i żeglarstwem, i pływaniem. To wszystko też mnie pasjonowało – zdradza Świerczyński. Zainteresowanie sportem pozwoliło mu zdobyć kwalifikację instruktora narciarstwa. Jest też ratownikiem WOPR. Dziś z kolei prowadzi swoją firmę – laboratorium diagnostyczne.
- Świetnie czuję się też w innych dziedzinach. Moje zainteresowania są dość wszechstronne – mówi. Kiedy pytamy go, co więc jest dla niego ważniejsze: lotnictwo czy sport, odpowiada, że to pierwsze. - Jednak lotnictwo jest tą wiodącą pasją. U mnie rodziła się ona tak, jak lotnictwo rodziło się w mieście. To przemysł lotniczy był początkiem tradycji sportowych – nie odwrotnie. Tak samo było u mnie – wyznaje Paweł Świerczyński.
Więcej w 15 numerze Korso