Tytuł „Sołtys Roku” musiał być dla pani sporym wyróżnieniem. Kto zadecydował o tym, że statuetka powędrowała właśnie w pani ręce?
Decyzję podjął zarząd gminy wraz z wójtem, a także pozostali sołtysi. Ponoć jednogłośnie opowiedzieli się za tym, by nagrodę przyznać akurat mnie. Przyznam, że było to dla mnie zarazem zaskoczeniem, jak i ogromną przyjemnością. Zwłaszcza że już po otrzymaniu przeze mnie statuetki z gratulacjami podeszło również wielu mieszkańców. Było mi podwójnie miło, gdy przekonywali, że taką nagrodę powinnam otrzymać już dawno, dawno temu.
No właśnie, zdaje się, że jest pani jednym z tych sołtysów w gminie Wadowice Górne, którzy mogą pochwalić się najdłuższym stażem w pełnieniu tej funkcji. Kiedy po raz pierwszy została pani „szefem” Wadowic Dolnych?
Było to w roku 1989. Początkowo do wyborów stanął tylko jeden kandydat. Wielu znajomych, widząc, że już wtedy zaangażowana byłam w działalność społeczną, mówiło: „Zgłoś się jako druga. Co to będą za wybory, jak nie będzie między kim wybierać”. Zgodziłam się, ale ani trochę nie spodziewałam się tego, że ostatecznie zostanę sołtysem. Wygrana zaskoczyła mnie i jednocześnie przestraszyła. Nie znałam wtedy jeszcze wszystkich mieszkańców wsi, nazw poszczególnych przysiółków. Obawiałam się tego, jak sobie ze wszystkim poradzę. Praktyka zrobiła jednak swoje i dziś już nie ma w Wadowicach Dolnych domu, w którym nigdy bym nie była.
Więcej w 38 numerze Korso