Przypadki, w których skierowania w trybie pilnym nieszczególnie uznane zostały przez pracowników szpitala, opisywaliśmy w Korso już dwukrotnie.
Mieli skierowanie, odprawili ich z kwitkiem
Obydwie historie dotyczyły osób z urazami, skierowanych na kontrolę. Pacjenci jednak, pomimo posiadania stosownego dokumentu, nie zostali umówieni na konsultację z lekarzem w wyznaczonym na skierowaniu terminie. Zamiast tego w rejestracji uzyskiwali wprawiającą ich w osłupienie informację: o wizytę starać się można jedynie osobiście, prosząc o nią lekarza. - Usłyszawszy to, podeszłam do doktora, i to wcale nie jednego. Wszystkich łączyło jednak to, że odmawiali – relacjonowała kobieta, której roszczenia względem poradni opisywaliśmy jeszcze w sierpniu. Ostatecznie poskarżyła się na poradnię u dyrekcji szpitala i zapisana została na wizytę w ostatnim dniu przed zakończeniem jej zwolnienia chorobowego.
Mniej szczęścia miał inny mieszkaniec powiatu mieleckiego koczujący pod drzwiami gabinetu ortopedycznego początkiem września. Mając, jak mówił, skomplikowane złamanie palca w stawie i kości, przez kilka dni prosił lekarzy o przyjęcie na kontrolę, której termin minął już kilka dni wcześniej. Ostatecznie zdecydował się skorzystać z pomocy lekarskiej w Tarnobrzegu. - Po wszystkim powiedział, że leczenie w Mielcu a Tarnobrzegu to dwa różne światy – skomentowała mama pacjenta. I zapytała: - Dlaczego pomocy nie można uzyskać tutaj, gdzie powinna się ona należeć, na miejscu?
Więcej w 40 numerze Korso