Padające od poniedziałku ulewne deszcze już w środę dały o sobie znać i od samego rana wszyscy pracownicy nadleśnictwa byli zaangażowani w walkę z żywiołem, jakim jest woda. Łąki zamieniły się w jeziora, drogami płynęły „rzeki”, nie było widać gdzie są mosty, bo woda i tak wszystko zalała. Drogi leśne i publiczne w wielu miejscach stały się nieprzejezdne, domostwa pozalewane i „ręce pełne roboty” mieli Strażacy Straży Pożarnych oraz wszyscy mieszkańcy okolic Kolbuszowej.
Bilans po kilku dniach ulewy nie wydaje się być za wesoły. Około 500 metrów poboczy oberwanych i wymytych, uszkodzone około 300 metrów nawierzchni dróg, minimum 5 przepustów drogowych, około 500 metrów rowów melioracyjnych. Na tym nie koniec przewidywanych strat. Została zalana również piwnica w budynku, należącego do nadleśnictwa, a także uszkodzone zostały co najmniej dwa zbiorniki wodne. „Na naszej ścieżce Dymarce, właściwie nie ma już ścieżki, tylko jest jedna, wielka, płynąca rzeka. Na „krótkiej pętli” został zerwany mostek, którym przechodziło się starym korytem rzeki” – relacjonowała dzień po pierwszych ulewach Natalia Batory, zajmująca się w nadleśnictwie między innymi infrastrukturą turystyczną.
Obecnie cały czas leśnicy z Nadleśnictwa Kolbuszowa monitorują teren i szacują straty, ponieważ poziom wody nadal jest bardzo wysoki i wiele szkód będzie możliwych do zauważenia dopiero, gdy woda powróci do swojego „normalnego” stanu.