Pierwsza była piłka ręczna, którą Basia trenowała u Jana Basiaka i Jacka Nowaka. Siatkówka pojawiła się w tzw. międzyczasie. Trenowanie równocześnie dwóch dyscyplin nie było łatwym zdaniem i decyzja o rezygnacji z jednej sekcji była nieunikniona. Po namowie rodziców piłka ręczna ustąpiła miejsca siatkówce, która wydawała się Basi bardziej kobieca, ale przede wszystkim mniej kontuzyjna. - To była moja najlepsza decyzja w życiu, do tego stopnia, że ciężko mi się teraz rozstać z siatkówką - mówi siatkarka.
Mąż
Swojego przyszłego męża poznała, mając 15 lat. On trenował pływanie, ona siatkówkę, ich drogi często się splatały. Los chciał, że w liceum trafili do tej samy klasy. - Chyba to ja byłam odważniejsza i to ja zrobiłam pierwszy krok - wspomina siatkarka. Gdy zostali parą, nie demonstrowali tego faktu. Spotykali się po lekcjach, choć Sebastian zawsze odprowadzał ją do domu po szkole. Ich związek oparty jest na wzajemnym zrozumieniu, w końcu dwóch sportowców najlepiej potrafi zrozumieć swoje potrzeby, gorsze dni czy emocje. - Chodziłam na jego zawody, bardzo mu kibicowałam, on mnie również - mówi Basia. Po 10 latach związku Sebastian oświadczył się Basi. - To była raczej formalność, tak długo już byliśmy razem. O rękę poprosił mnie przy moich rodzicach. Nie ukrywam, że czekałam na to - wspomina Basia.
Szybki powrót
Gdy Barbara zaszła w ciążę, nie myślała o zakończeniu sportowej kariery, wręcz przeciwnie, od razu zaczęła planować najbliższe miesiące pod kątem powrotu do zawodowego sportu.
- Byłam aktywna w ciąży, cały czas przygotowywałam swój organizm do późniejszego powrotu, starałam się w miarę możliwości utrzymać się w formie - komentuje Basia.
Po kilku tygodniach od cesarskiego cięcia siatkarka wróciła do aktywności fizycznej, po trzech miesiącach pojawiła się także na treningu siatkówki. - Znam swój organizm, wiedziałam, że mogę sobie na to pozwolić, choć oczywiście po cesarskim cięciu organizm dłużej się regeneruje i trzeba ruszać się z głową. Jednak miłość do siatkówki jest tak duża, że nie mogłam dłużej bez niej wytrzymać. Ciało domagało się zmęczenia fizycznego - dodaje.
Druga ciąża
Po kilku miesiącach od powrotu do treningów zaszła w ciążę drugi raz. - Bardzo się ucieszyłam, choć nie ukrywam, że plany były inne. W mojej rodzinie były już przypadki, że dzieci rodziły się jedno po drugim. W takiej sytuacji, jak uprzedzali mnie wszyscy, nie jest łatwo, ale z czasem zaczyna się doceniać małą różnicę wieku między dziećmi, bo mogą się razem bawić, a przede wszystkim razem wychowywać - tłumaczy siatkarka.
Okres spędzony na parkiecie po pierwszej ciąży nie był długi, ale musiał jej wystarczyć, mimo że Basia nie zdążyła wystarczająco nacieszyć się sportem. - W podświadomości kobiet w ciąży pojawia się myśl, że nosi się nowe życie i to sprawia, że nie odczuwa się innych emocji poza radością - dodaje. I tak po Mai pojawiła się Pola, a obie córki są oczkiem w głowie rodziców. Po drugim porodzie Basia wytrzymała bez sportu sześć tygodni, a pięć miesięcy po narodzinach Poli siatkarka wystąpiła na parkiecie z UKS Szóstką Mielec, w bardzo ważnym meczu o awans do pierwszej ligi. - To było niesamowite przeżycie, naprawdę bardzo się cieszyłam. W głowie miałam myśl, że gram dla siebie i dzieci. Moim marzeniem jest, żeby dzieci zobaczyły mamę na parkiecie, żeby mnie dopingowały i pamiętały z boiska - mówi Barbara.
Nowe możliwości
Od tego sezonu Barbara Pikusa - Wąż będzie grała w Sędziszowie. Wiąże się to z 40-kilometrowymi dojazdami na treningi i mecze. Przy dwójce dzieci będzie to wymagało precyzyjnej organizacji. Basia i jej mąż Sebastian mogą liczyć na wsparcie rodziców siatkarki, którzy nigdy nie odmówili im pomocy. Tata Basi jeździł na mecze córki, to chyba jej największy kibic. Bardzo ważną rolę w życiu siatkarki odgrywa także jej mama, zwłaszcza teraz, gdy mamą jest także Basia. - Mama jest moją przyjaciółką, wcześniej wolałam moje koleżanki, a teraz jest ona. To jej się zwierzam, z nią się wszystkim dzielę, podejmujemy wspólnie decyzje - mówi Barbara.
Chciałabym, żeby córki coś trenowały, jednak nie będę im niczego narzucać. Ale jedno wiem na pewno: będą potrafiły i odbijać, i pływać.