Ewa Korpanty jeszcze w maju wspominała, że ma duże doświadczenie w zakresie onkologii i wie, jakie potrzeby mają pacjenci chorzy na nowotwory. Przede wszystkim zdaje sobie sprawę z tego, jak ciężko jest tym, którzy mają do pokonania około stu kilometrów. Taka odległość dzieli Mielec od Rzeszowa czy Brzozowa, gdzie znajdują się oddziały onkologiczne. - To ogromne wyzwanie dla osłabionych chorobą osób. Sama podróż jest męcząca, nie mówiąc już o czekaniu w kolejkach, badaniach i chemioterapii – powiedziała pełniąca obowiązki dyrektora szpitala, Ewa Korpanty. Zależy jej na tym, by chorzy w pobliżu swoich domów mogli się leczyć, by czuli wsparcie i pomoc mieleckiej lecznicy.
Nie od dziś…
W 2011 roku o uruchomieniu oddziału wspominał wówczas radny powiatowy Daniel Kozdęba. Ówczesny starosta Andrzej Chrabąszcz już wtedy przyglądał się sytuacji. Analizował potrzeby placówki oraz możliwości finansowania oddziału przez Narodowy Fundusz Zdrowia. W tej sprawie nic jednak nie drgnęło.
Temat powstania onkologii wrócił dwa lata później, kiedy nie było już żadną tajemnicą, że połowa pacjentów szpitala mieleckiego choruje właśnie na nowotwory, a liczba ta wciąż rośnie. Dziś może to dotyczyć około 9 tysięcy przypadków. W 2013 roku starostwo chciało, by na liście najważniejszych przedsięwzięć województwa podkarpackiego na lata 2014-2020 znalazło się utworzenie w Mielcu oddziału onkologii. Urząd marszałkowski na tej liście jednak jej nie uwzględnił. Jednym z powodów tego był fakt, że - jak zaznaczał wtedy Władysław Ortyl - dyrektor lecznicy Leszek Kołacz po prostu nie zgłaszał takiego zapotrzebowania. To nie zamknęło furtki projektowi, jednak temat został zawieszony na kolejne lata.
Więcej w 45 numerze Korso