Jeśli przyjrzeć się sytuacji na miejscu, wygląda ona zupełnie tak, jak opisywał ją jeden z mieszkańców Złotnik. To właśnie on zainterweniował w naszej redakcji w tej – jak mówił – pilnej sprawie.
Połowiczne rozwiązanie?
Auta jadące od strony tej wsi w kierunku Ankolu napotykają na swej drodze wyraźny, nowy znak „terenu zabudowanego”. Widać, że dojeżdżając do niego, zwalniają do obowiązujących wśród domostw 50 kilometrów na godzinę i – generalnie – nie narażają mieszkańców na żadne niebezpieczeństwa. Sytuacja ma się jednak zupełnie inaczej, jeśli tej samej drodze przyjrzeć się z drugiej strony, od Chorzelowa. Auta może nie pędzą jak szalone, ale na pewno nie sposób uświadczyć u nich oznak jakiegokolwiek hamowania. - I, właściwie, co można im zrobić, jeśli po interwencji dotyczącej nadmiernej prędkości w tym rejonie znak „terenu zabudowanego” postawiono tylko z jednej strony? Czy takiego, który pędzi, ukarać można, powołując się na tabliczkę zamontowaną po drugiej stronie drogi? Czy jego wytłumaczenie, że przecież nie napotkał na swej drodze żadnego znaku ograniczającego prędkość, nie będzie przypadkiem zasadne? - dopytywał nasz czytelnik, otwarcie nazywając zaistniałą sytuację paradoksem. - Prosiliśmy o rozwiązanie problemu, a tak naprawdę doszło jedynie do zamieszania. Wcale nie czujemy się bezpieczniej. To, że auta zwalniają z jednej strony, nie uchroni nas przed wariatami mogącymi jechać z naprzeciwka – przekonywał.
Więcej w 27 numerze Korso