Jak doszło do tej katastrofy?
Przyczyn było wiele. Najpierw Galicję nawiedziły gwałtowne ulewy i powodzie, które zniszczyły plony. Zaraz potem pojawiła się zaraza ziemniaczana, niszcząc podstawowe źródło pożywienia chłopów. Dodatkowo, w tym samym czasie regionem wstrząsnęła rzeź galicyjska – fala krwawych wystąpień chłopskich, która jeszcze bardziej pogłębiła chaos i biedę. W efekcie lokalne społeczności znalazły się w sytuacji, w której jedynym dostępnym pożywieniem była trawa, kora drzew, pokrzywy i resztki zbóż.
Śmiertelność rosła w zastraszającym tempie. Starosta tarnowski w czerwcu 1847 roku alarmował, że ludzie umierają na drogach w drodze do miast, a ich ciała leżą nieraz całymi dniami niepogrzebane. Władze próbowały reagować – rozdawano zapomogi w postaci chleba, ziarna czy pieniędzy – ale pomoc była niewystarczająca, a jakość dostarczanej żywności często pozostawiała wiele do życzenia. Część rozdawanego chleba była wręcz trująca.
Relacje z tamtego okresu przynoszą wstrząsające świadectwa. W niektórych parafiach śmierć zabrała nawet 25% ludności. Choroby, takie jak febra czy dur brzuszny, zbierały dodatkowe śmiertelne żniwo wśród tych, którym udało się przeżyć najgorsze dni głodu.
Wielki głód doprowadził nie tylko do śmierci głodowej – pojawiły się również akty kanibalizmu, o których dziś mówi się rzadko. W jednej z podkarpackich wiosek odnotowano przypadek kobiety, która w desperacji odcięła sobie piersi, by nakarmić dzieci.
Niektórzy, w szaleństwie głodu, posuwali się jeszcze dalej – mordowali, by zdobyć "pożywienie". Jedną z najmroczniejszych kart historii wielkiego głodu w Galicji są tzw. "fabryki aniołków" – miejsca, gdzie za opłatą zabijano dzieci, których rodzice nie byli w stanie wyżywić. Proceder ten prowadzono często w domach prywatnych. Dzieci umierały w wyniku głodu lub były wystawiane na mróz. Choć trudno dziś uwierzyć w takie praktyki, dla wielu matek oddanie dziecka do "fabryki aniołków" było jedynym wyborem między śmiercią w męczarniach a szybką śmiercią z rąk oprawców.
Nie sposób ustalić dokładnej liczby ofiar wielkiego głodu. Szacunki mówią o 300–500 tysiącach zmarłych w latach 1847–1848. Wioski wyludniały się, ziemia leżała odłogiem, a lokalne społeczności długo nie mogły podźwignąć się po tej katastrofie.
Dzięki takim inicjatywom, jak działalność Mateusza Pieprznego i kanał "Lolo Poza Szlakiem", dziś mamy szansę na nowo odkrywać zapomniane lub niewygodne fragmenty naszej historii. O wielkim głodzie w Galicji nie mówi się wiele w szkołach, rzadko trafia on do podręczników. A przecież jest to część naszego dziedzictwa – bolesna, ale ważna.
Przypominając te wydarzenia, oddajemy hołd tym, którzy zginęli w niewyobrażalnym cierpieniu. I być może bardziej doceniamy to, co mamy dzisiaj: pełne półki w sklepach, ciepłe domy i bezpieczeństwo, o którym nasi przodkowie mogli tylko marzyć.
Komentarze (0)
Wysyłając komentarz akceptujesz regulamin serwisu. Zgodnie z art. 24 ust. 1 pkt 3 i 4 ustawy o ochronie danych osobowych, podanie danych jest dobrowolne, Użytkownikowi przysługuje prawo dostępu do treści swoich danych i ich poprawiania. Jak to zrobić dowiesz się w zakładce polityka prywatności.