reklama

Mój Bestiariusz

Opublikowano:
Autor:

Mój Bestiariusz - Zdjęcie główne
Udostępnij na:
Facebook

Przeczytaj również:

WiadomościGdy sztuka zaczaruje nas tak bardzo, że życie bez niej wydaje się nie mieć sensu, to znak do tego aby zacząć ją tworzyć. Autor apokaliptycznych postaci niczym z sądu ostatecznego i zarazem nauczyciel CKPiDN w Mielcu długo nie dał się jej kusić. Chwycił za siekierę i zaczął rzeźbić.

Wbrew temu, jak mroczne wizje tworzą się w głowie Marcina, daleki jest od czarnowidztwa i mimo że nic przeciwko horrorom nie ma, wolałby, żeby to, co robi, tym horrorem jednak nie było.

Woli, żeby jego rzeźby były lekko naiwne i surowe, dlatego ich faktury są mocne: od piły i siekiery. To, co wyrzeźbi, jest często mieszaniną tego, co zobaczy na co dzień, natchnienie czerpie też z albumów ze sztuką, wystaw, filmów. - Obrazy te siedzą mi później w głowie. Są to różne postaci, najczęściej jednak demoniczne – mówi Marcin.

Jak się okazuje, rzeźbienie może okazać się całkiem skuteczną formą psychoterapii. Gdy chwyta za siekierę, to wyżywa się na swoich drewnianych postaciach, pozbywając się tym samym złej energii.  Jak sama się przekonałam, oglądając prace Marcina, owe znęcanie się nad drewnem odbywa się z obopólną korzyścią zarówno dla twórcy, jak i rzeźby, która w efekcie końcowym poraża wręcz swymi emocjami. Gdy przyglądam się bliżej "bestiom" Marcina, jedno wiem na pewno - wykonanie ich kosztowało go sporo pracy połączonej z niewątpliwą pasją. Trudno uwierzyć, że te niezwykle szczegółowo wykonane rzeźby powstały w większości przy użyciu piły i siekiery. A jednak.

Pierwszy kawałek drewna
 Marcin  większość życia spędził w swojej rodzinnej miejscowości, w Jaśle. Jego przygoda ze sztuką zaczęła się od rysowania. Była też fotografia, jednak najbardziej pochłonęła go rzeźba. - Od dziecka mi się podobała - mówi. - Dość późno jednak zacząłem. - Powodem tego, jak przyznaje, było to, że nie miał mu kto pokazać, jak zacząć. Pierwszy kawałek drewna dał mu Antoni Bolek, rzeźbiarz, który - tak się złożyło - był też kolegą jego taty. Powiedział mu też wtedy, jak rzeźbić.  - Od razu wiedziałem też, w którą stronę chcę iść i że będą to bardziej mroczne klimaty - wspomina. Rzeźbił wtedy za pomocą przykręconego do parapetu imadła. Później administrator budynku wynajął mu nawet nieodpłatnie pomieszczenie w bloku, koło piwnic, gdzie doczekał się swojej pierwszej małej pracowni. Tak było na początku. Później poszedł na Uniwersytet Ludowy do Wzdowa i do Woli Sękowej.  - To świetna szkoła, można się tam nauczyć haftu, koronki, wykliny, malarstwa, ceramiki, rzeźby, rysunku. Tam też sporo się nauczyłem i rozwinąłem się – mówi.

Więcej w 12 numerze Korso

Udostępnij na:
Facebook
wróć na stronę główną

ZALOGUJ SIĘ - Twoje komentarze będą wyróżnione oraz uzyskasz dostęp do materiałów PREMIUM.

e-mail
hasło

Nie masz konta? ZAREJESTRUJ SIĘ Zapomniałeś hasła? ODZYSKAJ JE