Był mroźny styczniowy wieczór 2006 roku. Egon — mężczyzna w średnim wieku, mieszkający z żoną, choć ich relacje przypominały raczej zimną wojnę niż małżeństwo — postanowił się napić. W lokalnym sklepiku natknął się na Zbyszka, znajomego kawalera. Słowo do słowa, flaszka na ladzie, wspólna decyzja: napiją się razem, ale u Zbyszka, bo tam cisza, spokój i brak żoninych wyrzutów sumienia. Egon, jako sponsor wieczoru, kupił pierwszą butelkę. Potem drugą.
Po kilku kieliszkach świat zaczął wirować w dobrze znanym rytmie. Egon zmorzył się pierwszy — ułożył się na wąskim, wysłużonym tapczanie. Zbyszek usiadł obok, na krześle przy piecu. Krzesło nie było wygodne, a trunki wzbudziły w nim potrzebę drzemki na czymś lepszym niż drewniana deska. Problem w tym, że „coś lepszego” było właśnie zajęte.
Zbyszek próbował delikatnie — budził Egona, potrząsał, próbował przemówić mu do rozsądku. Nic z tego. Gość spał w najlepsze, pogrążony w nieświadomości. W końcu zirytowany gospodarz poszedł do brata, mieszkającego tuż obok. Tam, jak później zeznał brat, Zbyszek bełkotał coś o „obcym facecie, który chce u niego mieszkać”. Brat chciał spać, nie rozczulał się nad bredniami i odesłał go do domu.
Dziesięć minut później zapukał jednak zaniepokojony do drzwi Zbyszka. Ujrzał swojego brata przy piecu, dorzucającego węgla, i Egona siedzącego na tapczanie. Obaj wyraźnie pod wpływem alkoholu, ale żywi. Wrócił więc do siebie. Niestety — był to ostatni raz, kiedy widziano Egona żywego.
Po wyjściu brata napięcie wybuchło na nowo. Szarpanina, krzyki, walka o miejsce do spania. Gdy Egon upadł, Zbyszek chwycił za metalową szuflę do węgla i w furii zaczął zadawać ciosy. Śledczy doliczyli się 26 uderzeń.
Zbyszek... położył się spać. Rankiem, zaspany i wciąż pijany, zorientował się, że coś jest nie tak. Egon leżał dokładnie w tej samej pozycji. Nie dawał oznak życia. Przerażony gospodarz wybiegł z domu w samych skarpetkach, najpierw do brata, potem — do sklepu. Ekspedientka, zdezorientowana, zadzwoniła po pogotowie. Na ratunek było już za późno.
Policja szybko zatrzymała Zbyszka. Jego wyjaśnienia zmieniały się jak w kalejdoskopie. Najpierw przyznał się do wszystkiego, potem zasłaniał się niepamięcią, by w końcu twierdzić, że w mieszkaniu było jeszcze dwóch innych mężczyzn, którzy po awanturze zniknęli bez śladu. Podczas procesu odmówił składania zeznań.
Sąd Okręgowy w Tarnobrzegu nie miał jednak wątpliwości. Na podstawie zeznań świadków i opinii biegłych skazał Zbyszka na 6 lat więzienia.
Imiona bohaterów zostały zmienione
Komentarze (0)
Wysyłając komentarz akceptujesz regulamin serwisu. Zgodnie z art. 24 ust. 1 pkt 3 i 4 ustawy o ochronie danych osobowych, podanie danych jest dobrowolne, Użytkownikowi przysługuje prawo dostępu do treści swoich danych i ich poprawiania. Jak to zrobić dowiesz się w zakładce polityka prywatności.