- Znakomity ten wojownik, pochowany w Mielcu i z miastem związany, husarz, uczestnik wojen z Tatarami, Moskwą i dowódca wyprawy na Mołdawię pełnił urząd hetmana, wodza naczelnego armii polskiej w epoce renesansu, przez zaledwie dwa lata oddając buławę królowi Stefanowi Batoremu, w 1580 roku rozgoryczony niedocenianiem swych zasług i bezspornych sukcesów wojskowych – zaczyna przedstawiać hetmana Mikołaja Mieleckiego nasz rozmówca.
- Mielec, gród nad Wisłoką, kojarzony jest głównie z przemysłem lotniczym i sportem. A pamiętać należy, iż miasto założono w XV wieku i z miastem związany jest ów „mąż stanu, zacny i serdeczny o sławie niepospolitej, którą zyskał poza granicami swej Ojczyzny”, a w Mielcu, gdzie jest pochowany, mało kto dziś o nim pamięta. Męża stanu uhonorowano zaledwie w nazwach uliczek - Hetmańska i Mikołaja Mieleckiego - bocznych, w zaułkach urokliwej mieleckiej starówki, co jest poniekąd zrozumiałe. PRL nie lubił specjalnie pogromców moskala. Ale dziś najwyższa pora docenić należycie zasługi zdobywcy Połocka, Sokoła, obrońcy Chocimia, przyjaciela poetów, opiekuna jezuitów, fundatora katedry we Lwowie – mówi Rafał Bańka.
Nasz historyk z zamiłowania mieleckiego bohatera przedstawia tak: - Wojujący z deli junakami (tureccy wojownicy), dworzanin króla Zygmunta Augusta, przyjaciel Jana Kochanowskiego, któremu ten poświęcał całe elegie, chwaląc zalety hetmana, zapomniany dziś przez własnych ziomków być nie powinien, a chlubą ich być. To marka wręcz podobna do sylwetki bombowca ŁOŚ, Irydy i piłkarskich umiejętności Grzegorza Laty.
Więcej w 34 numerze Korso