Znam bardzo wiele osób, które porzuciły Mielec, czy to skuszone perspektywą dużo lepszych warunków płacowych w innych dużych ośrodkach miejskich, czy wypłatą w euro, w krajach Europy Zachodniej. Szczerze mówiąc, nie dziwię się im, pomimo faktu, iż praktycznie każda z tych osób, mówiąc o Mielcu, wykazuje ogromny sentyment dla naszego miasta. Sam niejednokrotnie myślałem o przeniesieniu się gdzie indziej. Nie zrobiłem tego pomimo wszystkich niedomagań, z którymi boryka się nasze miasto. Nie zrobiłem tego, wiedząc o tym, jak zanieczyszczone jest mieleckie powietrze, czy też w kontekście strefowych zmów płacowych. Nie zrobiłem tego, bo jestem stąd i tu też zamierzam zostać. Mam szczęście pracować w zawodzie, który nie jest związany z miejscem zamieszkania. Wiele osób nie ma takiego komfortu. Sporo z tych właśnie osób postawionych jest przed dylematem: albo będę pracować w podkarpackim ośrodku przemysłowym, za pieniądze odstające znacznie od pensji na tym samym stanowisku w innych miastach, albo zmienię życie na miejsce, gdzie umiejętności są należycie wynagradzane, czy będzie to Rzeszów, czy Kraków, czy nawet Warszawa. W Mielcu, jak mówią wspomniane osoby, nie ma czego szukać, jeśli chce się utrzymać rodzinę na godziwym poziomie. I właśnie płace stanowią o tym, że wielu z wybitnych mielczan decyduje się na szukanie szczęścia w innych miastach.
Tymczasem Mielec da się lubić, jeśli nie zważać na jego minusy. To spokojne miasto, które, dzięki strefie, może się rozwijać. Sęk w tym, że mieleccy pracodawcy wciąż traktują strefę, a co za tym idzie, mieszkańców miasta, jako tanią siłę roboczą. Jeśli to się nie zmieni, Mielec zawsze będzie prowincjonalnym ośrodkiem przemysłowym, bez perspektyw na przyszłość.