reklama
reklama

Mielczanie pomagają w Przemyślu: Wszystkie ręce na pokład! [REPORTAŻ]

Opublikowano: Aktualizacja: 
Autor:

Mielczanie pomagają w Przemyślu: Wszystkie ręce na pokład! [REPORTAŻ] - Zdjęcie główne
reklama
Udostępnij na:
Facebook

Przeczytaj również:

WiadomościDo Polski trafiło już około miliona uchodźców z terenów objętej wojną Ukrainy. Każdej doby dziesiątki tysięcy osób dociera do Przemyśla, by stamtąd wyruszyć w dalszą drogę. W pomoc uchodźcom zaangażowane są tysiące osób, w większości wolontariuszy z całej Polski, ale i Europy. Wśród nich są i mieszkańcy Mielca. Relację z tej pracy przedstawia jeden z nich, Mikołaj Skrzypiec.
reklama

Przemyśl - miasto z niedźwiedziem w tle. Przez to przygraniczne miasto przetacza się niespotykana od czasów II wojny światowej fala uchodźców; stanowiąca ogromne wyzwanie, zarówno organizacyjne, jak i logistyczne. Od samego początku rozpętanej przez Rosję wojny w Ukrainie, do Przemyśla codziennie trafiają dziesiątki tysięcy osób, głównie z przejść granicznych w Medyce i Korczowej, skąd dowożą ich autobusy oraz pociągi.

- Pomoc na początku organizowana była doraźnie, oddolnie i poniekąd w chaotyczny sposób, nikt z nas nie spodziewał się takiej skali problemu, nikt nie był na to przygotowany – mówi Jacek, pracownik Urzędu Miejskiego w Przemyślu, samorządu stojącego na samym froncie pomocy humanitarnej niesionej uchodźcom.

– W pierwszych dniach udało się to jakoś ogarnąć, jednakże w momencie, gdy każdego dnia przez miasto przechodzi dziesiątki tysięcy ludzi, na chwilę zapanował pewien chaos. Wciąż mamy braki, jeśli chodzi o siły ludzkie, szczególnie w nocy – dodaje.

reklama

Nad wszystkim czuwa Wojciech Bakun, prezydent Przemyśla, którego można spotkać pośród wolontariuszy w dzień i w nocy.

- Działamy, ale chcemy pomagać jeszcze bardziej - mówi Bakun. – Pozostając w stałym kontakcie z naszymi miastami partnerskimi, na bieżąco analizujemy ich potrzeby i chcielibyśmy sprostać wszystkim ich potrzebom, tak aby jeszcze tam na miejscu udzielana była pomoc osobom, które z różnych względów nie chcą lub nie mogą opuścić swoich domów.

W tym celu zorganizował zbiórkę pieniędzy, które mają pomóc tym, którzy zostali za polską granicą.

Autobusy z granicy podjeżdżają do centrum humanitarnego, które zorganizowane zostało na parkingu przy ulicy Lwowskiej, na terenie dawnego supermarketu Tesco. Jego właściciel udostępnił całość obiektu na potrzeby centrum, znajduje się tam magazyn z darami napływającymi z Polski i krajów Europy, punkty medyczne, gastronomiczne oraz informacyjne. Na parkingu przed dawnym Tesco rozstawione są namioty, działają tu prowadzone przez wolontariuszy kuchnie polowe oraz prowizoryczne magazyny darów. Przez całą dobę uciekający przed wojną Ukraińcy przechodzą z autobusów do Centrum Humanitarnego, by stąd jechać dalej, byle dalej od wojny.

reklama

Mielczanie z pomocą

Pomoc mielczan to nie tylko zbiórki, to również ludzie, którzy przy granicy pomagają jako ochotnicy, których można spotkać m.in. w Przemyślu.

Ewelina Ziomek, wolontariuszka z Mielca pracująca w centrum przy Lwowskiej, mówi: - Trudno nie odczuć emocji, widząc zagubionych, roztrzęsionych, zmarzniętych i przemęczonych wielodniową często podróżą ludzi. Na ich twarzach widać zmęczenie, strach i łzy, a jednocześnie ulgę. Matki z dziećmi, osoby starsze, całe rodziny, niosące ze sobą tylko najpotrzebniejsze rzeczy, często tylko jedną reklamówkę lub torbę podróżną, inni nie mają ze sobą niczego, takie widoki są porażające. Z każdej strony widać smutek, łzy, ale też wdzięczność za okazaną im pomoc, choć warunki w centrum są ciężkie; dosłownie każdy metr pomieszczeń i korytarzy przepełniony jest osobami śpiącymi na posadzkach – dodaje.

reklama

- Tak wiele historii usłyszeliśmy, tak wiele łez widzieliśmy, w takich momentach człowiek jest tak naprawdę bezradny. Często było słychać słowa podziękowania, widać szczery uśmiech wdzięczności. Pomoc jest tak bardzo potrzebna, pomoc nie tylko w darach, ale i w ludziach – zmęczeni wolontariusze przyjeżdżający z całej Polski potrzebują wsparcia i zmienników. Oni śpią kilka godzin i nikt się nie skarży, każdy chce pomagać – mówi Ewelina.

Konrad Czekaj, podobnie jak jego koleżanka z pracy, przyjechał do Przemyśla na noc.

- W Przemyślu każda para dodatkowych rąk jest na wagę złota, szczególnie nocą. Wolontariusze potrzebni są na dworcu kolejowym i we wszystkich punktach, w których nocują uchodźcy – mówi.

– Warto wcześniej skontaktować się ze sztabem, aby przyjechać do konkretnie wyznaczonego zadania. Od godziny 22. do 10. rano woziłem kobiety z dziećmi z dworca do miejsc noclegowych, a wyjeżdżającym pomagałem w sprawnym dostaniu się do pociągu czy autobusu. Dla mnie to tylko zarwana noc. Bez żadnych wątpliwości, było warto, ale ciągle potrzeba osób do pracy, dlatego zachęcam wszystkich do włączenia się w pomoc – dodaje Konrad.

reklama

Wszystkie ręce na pokład

Na parkingu pod Tesco na Lwowskiej są Czesi, Duńczycy, Estończycy, Litwini, Niemcy, Norwegowie i wiele innych nacji. Załoga jednej z kuchni polowych wydających darmowe posiłki to w całości Hindusi, nieopodal swój namiot rozłożyli wolontariusze z Bielska-Białej, również zapewniając posiłki i ciepłe napoje. Wszyscy są tu po to, by pomagać, pracują całą dobę, zmieniając się między sobą. Nocują w kamperach i samochodach, zaparkowanych na trawniku obok parkingu, na który przez cały czas, co kilkanaście minut dojeżdżają autobusy straży pożarnej, przywożące kolejne grupy uchodźców z granicy. Całą noc, cały dzień.

Tak jak w Przemyślu na Lwowskiej, tak i przy centrum recepcyjnym, zorganizowanym w szkole w Medyce, widać samochody o rejestracjach z całej Europy. Jadąc przez długie godziny, ludzie przywożą dary oraz zabierają ze sobą uchodźców, chcących przedostać się dalej na zachód.

Patrick, który z niemieckiego Kassel przyjechał wypełnionym po dach lekami i środkami czystości minibusem, mówi: - Widzieliśmy z żoną ogrom tragedii, która dokonuje się w Ukrainie, postanowiliśmy wynająć vana i przyjechać tu do Was, na granicę. To była szybka decyzja, podjęliśmy ją bez wahania; wziąłem urlop w pracy i wyruszyłem w podróż z kumplem. Jestem pod wielkim wrażeniem skali pomocy, jaką Polacy udzielają swoim sąsiadom, cieszę się, że i my możemy pomóc, choćby odrobinę. W takich chwilach, widząc, co tu ma miejsce, czuję, że ta Europa jest w końcu prawdziwie zjednoczona, że tu jest wspólnota – dodaje, z trudem powstrzymując wzruszenie.

Patrick na drodze powrotnej zabiera ze sobą rodzinę z centrum w Medyce, małżeństwo z Odessy z dwójką dzieci i kotem. Nie mają ze sobą prawie żadnego bagażu, jadą do Duisburga, gdzie mieszkają ich krewni. Sam Patrick zamierza wrócić do Przemyśla w następnym tygodniu, by znów przywieźć potrzebne artykuły, zabrać kogoś ze sobą.

Stacja Przemyśl Główny

O godzinie trzeciej nad ranem poczekalnia dworca głównego w Przemyślu pęka w szwach, pod wejście co kilka minut podjeżdżają busy z Lwowskiej, wiozące uchodźców z centrum przy Lwowskiej. Po godzinie czwartej mają odjechać pociągi specjalne, do Krakowa, Warszawy, Wrocławia, będą też pociągi do Berlina czy do Graz w Austrii. Dziesiątki wolontariuszy udzielają informacji, wydają posiłki, pomagają w uzyskaniu informacji. Niektórzy pracują bez przerwy i po kilkanaście godzin, wyczuwalny jest stres i emocje; na parkingu pod dworcem ustawione są stanowiska światowych mediów, relacjonujących sytuację na żywo.

Karol, mielczanin pracujący w Warszawie, jeździ jednym z busów, które urzędowi miejskiemu w Przemyślu udostępnił Polski Czerwony Krzyż. W ciągu ostatnich godzin wykonał kilkanaście kursów, przewożąc ludzi ze Lwowskiej bądź rozwożąc ich po przemyskich szkołach, które zamieniono na prowizoryczne noclegownie.

- Trudno opisać to, co się dzieje – mówi Karol. – Naprawdę jest nie do uwierzenia, że takie tragedie rozgrywają się zaraz za naszą granicą. Spotkałem ludzi w wieku moich rodziców, którzy zostali zmuszeni do pozostawienia wszystkiego, by uciec przed szaleństwem Putina i rozpętanej przez niego wojny. Przewoziłem osoby z Charkowa, Kijowa, Zaporoża, Dnipro, Odessy i wielu innych miejsc, ludzi, którzy jadą często w nieznane, bez planu ani pewności, gdzie się znajdą, jak sobie poradzą.

– To chwyta za serce i to nie tylko nas. Widziałem np. Duńczyków, którzy po przyjeździe na Lwowską nie byli w stanie uwierzyć w to, czego są świadkami. Dorosłe osoby, które płakały na widok tej przeraźliwej tragedii, to tu, na miejscu. Rozmawiałem z wieloma osobami z zachodu, które były wprost zdruzgotane tym, co się dzieje. Kiedy pomyślę, że te uciekające przed wojną matki z dziećmi to mogliby być moi bliscy czy rodzina, będąc zmuszonymi do ucieczki ze swoich domów, trudno jest powstrzymać łzy – dodaje.

Polska otwarta dla wszystkich

W ubiegłym tygodniu pojawiły się doniesienia o atakach na uchodźców w Przemyślu, które miały być motywowane pobudkami o rasistowskim podłożu. Temat ten obiegł polskie, a później międzynarodowe media. Źródłem tych ataków, poza ewidentnymi plotkami, były dwa epizody, których dopuściły się osoby o innym pochodzeniu etnicznym czy innym kolorze skóry. Jedynie dwa z takich wydarzeń zostały de facto potwierdzone przez podkarpacką policję, która jednocześnie zdementowała pogłoski o rzekomych gwałtach, przemocy czy atakach, jakich mieli dopuścić się nie-Ukraińcy.

Jeden z policjantów w Medyce zapytany o te wydarzenia podsumowuje je w skrócie: - Co to dużo tłumaczyć, ktoś puścił plotkę, a że kibicom się nudzi, to mamy sensację.

W podobnym tonie wypowiadają się zarówno pracownicy urzędu miejskiego, jak i wolontariusze. Justyna, która wraz ze swoimi przyjaciółmi z Warszawy wzięła tygodniowy urlop, by pomagać w Przemyślu, mówi, że wiadomo o dwóch przypadkach, gdzie faktycznie doszło do zajść. Jak mówi, cała reszta to plotki rozpuszczane w złej woli, a następnie podchwytywane przez mieszkańców czy szukające sensacji media. Polacy (i nie tylko) pomagają wszystkim, a komuś zdaje się zależeć, by w świat poszedł inny przekaz – tłumaczy Justyna. – Niestety, te plotki wystarczyły, by pseudokibice pobili kilka osób bądź skrzykiwali się do "patroli" miasta – dodaje.

Pan Jacek z urzędu miejskiego mówi, że do miasta ściągnięto dodatkowe, duże siły policji, po to, by zadbać o bezpieczeństwo.

– Te incydenty jak na razie się nie powtarzają – mówi – i bardzo dobrze, bo tu u nas nikt nie patrzy, skąd kto jest. Dla mnie nie ma znaczenia, kto ma jaki kolor skóry. Wiem, że na Ukrainie mieszka wiele osób z różnych części świata i wszyscy powinni być traktowani tak samo; uciekają przed wojną, więc ja nikogo nie będę rozliczał, skąd i dlaczego. Wszyscy jesteśmy ludźmi. Trzeba pomagać.

reklama
reklama
Udostępnij na:
Facebook
wróć na stronę główną

ZALOGUJ SIĘ - Twoje komentarze będą wyróżnione oraz uzyskasz dostęp do materiałów PREMIUM.

e-mail
hasło

Nie masz konta? ZAREJESTRUJ SIĘ Zapomniałeś hasła? ODZYSKAJ JE

Komentarze (0)

Wysyłając komentarz akceptujesz regulamin serwisu. Zgodnie z art. 24 ust. 1 pkt 3 i 4 ustawy o ochronie danych osobowych, podanie danych jest dobrowolne, Użytkownikowi przysługuje prawo dostępu do treści swoich danych i ich poprawiania. Jak to zrobić dowiesz się w zakładce polityka prywatności.

Wczytywanie komentarzy
reklama
reklama