Wróćmy jednak do przedpołudniowych godzin 17 marca 2013 roku, kiedy to życie w małej miejscowości koło Mielca toczyło się swoim rytmem, a poranek nie zdawał się nieść ze sobą żadnych niezwykłych zdarzeń. W niewielkiej wsi, wspólnie, w jednym domu, żyli ze sobą dwaj bracia: Zbigniew i Stanisław . Obok nich mieszkała ich matka. I choć jeden z braci - Stanisław miał wtedy lat 46, przez swoją matkę traktowany był jak mały chłopiec. Wszystko przez nieszczęście, które go spotkało, gdy kilka lat wcześniej został napadnięty i pobity. I jak podkreślała jego matka, ledwie wtedy uszedł z życiem.
Tego poranka, 17 marca 2013 r., ten właśnie Stanisław, matczyne oczko w głowie, zdenerwował się na brata Zbigniewa, który przyprowadził do domu swoją dziewczynę. Kiedy Zbigniew wyszedł po drewno na opał, Stanisław niecenzuralnymi słowami usiłował wyprosić kobietę z domu, a gdy to nie pomogło, chwycił siekierę i zdzielił ją w głowę. Gdy upadła, z odsieczą ruszył Zbigniew, który wrócił do domu i zaczął mocować się z bratem. Też oberwał siekierą. Kiedy jednak mimo obrażeń wstał, Stanisław wybiegł z domu i ukrył się w oborze. W samo południe zgłoszenia o całym zajściu odebrał oficer dyżurny Komendy Powiatowej Policji w Mielcu, który na miejsce zdarzenia wysłał patrol. Ujęcie sprawcy nie było jednak proste. Stanisław bronił się zaciekle, próbując nożem powstrzymać jednego z funkcjonariuszy. Został jednak obezwładniony i zatrzymany. Brat i jego dziewczyna trafili do szpitala, Stanisław najpierw do komendy, a później decyzją sądu do aresztu. Zatrzymany mężczyzna nie przyznał się do ataku siekierą. Po jakimś czasie stwierdził jednak, że być może zrobił to w nerwach. I tu historia jakich wiele mogłaby się zakończyć sądowym wyrokiem za usiłowanie zabójstwa, czy też za bójkę z użyciem niebezpiecznego narzędzia, jednak od innych opowieści sądowych wyróżnia ją rola matki, jaką kobieta odegrała w procesie. Matka zaczęła bowiem pisać do sądu listy, w których prosiła o wyrozumiałość dla Stanisława, bo – jak pisała - sam ledwo uszedł z życiem, gdy jakiś czas wcześniej został zaatakowany przez bandytów i pobity tak dotkliwie, że przeszedł trepanację czaszki. Zrozpaczona matka broniła swojego syna jak małego chłopca, który jest bezradny i pobłądził, a starszego obarczała winą za całe zło. Opisywała sytuacje, w których to Zbigniew wykorzystywał Stanisława, sprowadzał dziewczyny do domu, wyjadał zapasy żywności i był ewidentnie czarną owcą w tej rodzinie. Jednak to z pewnością nie dramatyczne prośby matki, ale opinie biegłych lekarzy sprawiły, że wyrok w sprawie Stanisława był niewysoki. Sąd pozbawił go wolności na 1 rok i 4 miesiące, po czym zwolnił mężczyznę przedterminowo. Opinia biegłych psychiatrów była jednoznaczna: u Stanisława rozpoznali niestabilność emocjonalną, łatwość popadania w stan złości i niepokoju, zaburzone funkcje poznawcze, objawy ograniczonego uszkodzenia ośrodkowego układu nerwowego i lekki stopień upośledzenia. W ocenie sądu to właśnie stan psychiczny w znacznej mierze popchnął Stanisława do popełnienia tych przestępstw. Nie bez znaczenia dla wysokości wyroku był też fakt, że mężczyzna nigdy nie był karany.