Kiedy po raz pierwszy wysłuchałam wykładu pani Kingi o roli ekonomii społecznej w naszym życiu, pomyślałam, że rola instytucji, którą panie reprezentujecie, czyli Rzeszowski Ośrodek Wspierania Ekonomii Społecznej w Mielcu to wypisz wymulaj rola Janosika. Wszak szukacie bogatych, żeby dzięki ich pieniądzom pomóc biednym.
Trochę to jednak pani upraszcza.
Ale proszę przyznać, że tylko trochę. Kiedy po raz pierwszy miałam kontakt z panią Kingą, to właśnie przekonywała przedsiębiorców, że zarabianie pieniędzy dla samego gromadzenia dóbr może w pewnym momencie przestać dawać satysfakcję i że od momentu, kiedy dojdzie się do takiego wniosku, powinno się pomyśleć o dobroczynności, działalności charytatywnej. Jednym słowem, namawiała pani tych, którzy mają już dużo, żeby wsparli tych, którzy nie mają nic. Ale rzeczywiście nie namawiała pani nikogo z tego szacownego grona do roli Janosika.
No właśnie. Przedstawiłam narzędzia, czy też sposoby na to, jak pomagać i jakie korzyści mogą płynąć z tej pomocy i dla tego, który pomaga i dla tego, któremu ta pomoc jest potrzebna.
Bo mówiliśmy o ekonomii społecznej, która służy pomaganiu osobom wykluczonym społecznie czy też zagrożonym wykluczeniem. W tejże ekonomii prócz tych, którym pomoc jest potrzebna, ogromnie ważni są też ludzie, którzy chcą im pomóc. Czasem pomoc ta polega na tym, że trzeba kogoś uczyć życia od nowa, niemal od podstaw: że trzeba być odpowiedzialnym, samodzielnym.
Przedstawiła Pani nawet konkretne przykłady, jak pomóc ludziom będącym bardzo daleko od rynku pracy. Wśród nich, jeśli dobrze pamiętam, był Cieszyn.
Cieszyn i Wielkopolska to ikony ekonomii społecznej, ponieważ tam z jakiegoś powodu jest sporo osób bezdomnych, uzależnionych - czyli po prostu wykluczonych. W Cieszynie powstała stolarnia, w której zatrudnione zostały osoby bezdomne. Powstał też dom, w którym pracownicy mogli zamieszkać.
I rozumiem, że te przykłady chcą panie przenieść na nasz, mielecki rynek.
U nas są setki osób, które potrzebują takiego wsparcia. I nie mówimy tu tylko o uzależnionych, ale też o takich, którym z jakiegoś powodu zawalił się świat, czy to na skutek choroby, czy utraty kogoś bliskiego, czy w końcu na skutek niepełnosprawności spowodowanej nieszczęśliwym wypadkiem. Pod koniec września tego roku 339 osób niepełnosprawnych widniało w rejestrze bezrobotnych w mieleckim urzędzie pracy.
Oczywiście, można kogoś chorego czy niepełnosprawnego zamknąć w ośrodku pomocy, w którym utrzymanie kosztuje od 3 do 5 tysięcy złotych miesięcznie, ale można też pomóc mu w normalnym funkcjonowaniu, w godnym życiu na własny rachunek.
I temu właśnie służy ekonomia społeczna?
Tak właśnie! I spółdzielnie, w których takie osoby znajdą pracę, dzięki którym będą mogły wrócić do danego życia, a jeśli to niemożliwe, przejdą rehabilitację, bo praca może i tak działać.
Ale do tego, by stworzyć miejsca pracy, potrzebny jest kapitał, czyli właśnie ci przedsiębiorcy, od których zaczęłyśmy naszą rozmowę.
No tak, ale jak ich znaleźć?
Pracownicy mieleckiego biura ROWES są wszędzie tam, gdzie tych przedsiębiorców można spotkać: na targach pracy, forach biznesowych, spotkaniach rozmaitych fundacji zrzeszających przedsiębiorców.
Pani Kinga znalazła też osiemdziesięciu sześciu mieleckich milionerów...
Na razie fizycznie ich nie znalazłam. Skorzystałam tylko z danych urzędu skarbowego.To tylko liczby, nie konkretni ludzie...
A jak przekonać, żeby pomagali? Przecież nie każdy czuje taką misję...
Pomoc może się opłacać. To jeden z argumentów, który należy przedstawiać przedsiębiorcom. A mamy sporo do zaoferowania: dofinansowania, pomoc prawną, pomoc księgową, marketingową, doradztwo. Są spore kwoty i ułatwienia dla tych, którzy zechcą zatrudnić osoby defaworyzowane na rynku pracy.
Są jednak i tacy przedsiębiorcy, którzy po wielu latach prowadzenia swojego biznesu dochodzą do wniosku, że jedyna rzecz, jaką stworzyli, to biznes, który przynosi pieniądze. A chcieliby czegoś więcej. Na przykład chcą pomagać, prowadzić działalność charytatywną.
I udaje się ich znaleźć?
Są tacy przedsiębiorcy, którzy chcą prowadzić przedsiębiorstwa społeczne. Wśród mieleckiej społeczności są też filantropii, którzy przekazują darowizny na rzecz organizacji pozarządowych.
Trzeba jednak zaznaczyć, że rolą animatorów z ROWES jest łączenie ludzi, a nie wychodzenie z inicjatywą i szukanie chętnych do tej inicjatywy. Oczywiście, możemy wychodzić z pomysłami, ale ich nie realizujemy. Badamy zasoby i stwarzamy okazję, by ci, którzy potrzebują pomocy i ci, którzy mogliby przyjść z pomocą, spotkali się ze sobą, na przykład u nas, w inkubatorze ROWES. I kiedy już się spotkają, musimy się umiejętnie wycofać i zostawić im możliwość napisania ich własnego scenariusza.
Czy są jakieś sukcesy, którymi mielecki ROWES może się już pochwalić?
Są, czego dowodem jest spotkanie, na które oczywiście zapraszamy.