Siatkarz i trener, twórca sukcesów siatkarskiej reprezentacji Polski kobiet, z którą zdobył dwukrotnie złoty medal na mistrzostwach Europy - Andrzej Niemczyk - walczył ze złośliwym nowotworem węzłów chłonnych. Do końca miał nadzieję, że chorobę pokona. Ta jednak pokonała go pierwsza.
Trafił do Mielca
Karierę siatkarską rozpoczął jako zawodnik. Grał najpierw w drużynie Społem Łódź, później w Anilanie Łódź i Stali Mielec. Był reprezentantem Polski juniorów i seniorów. W latach 60. zdecydował, że dalej będzie realizować się jako trener. Zaczął od Mielca. Był tu opiekunem drużyny juniorów Stali Mielec. Po tym kontynuował pracę trenerską z drużynami kobiecymi.
Mistrzostwo i dymisja
Od zera stworzył drużynę siatkarek ChKS Łódź, która awansowała do I ligi. W 1976 roku dziewczęta zdobyły mistrzostwo Polski. Prowadził również drużynę narodową kobiet, ale po mistrzostwach Europy w Finlandii, gdzie jego zespół zajął czwarte miejsce, podał się do dymisji. Wyjechał za granicę. W kwietniu 2003 objął ponownie funkcję szkoleniowca reprezentacji Polski. Awansował ją na mistrzostwa Europy w Turcji, gdzie drużyna narodowa zdobyła złoty medal. W 2006 roku podał się ponownie do dymisji, po słabych występach siatkarek w Grand Prix. W tym samym czasie wygrał walkę z nowotworem węzłów chłonnych. Po zakończeniu kariery trenerskiej był komentatorem i ekspertem siatkarskim. Pisał również felietony.
Najpierw łzy, później niepamięć
W życiu prywatnym nie bardzo mu się układało. Mówiono o nim "kobieciarz". Miał trzy żony, z trzecią kontakt był ciężki, z dwiema ich córkami zresztą też. Kolejna z córek dowiedziała się, że Niemczyk jest jej ojcem dopiero, gdy skończyła 18 lat. Ten kontakt chyba nie był jej do szczęścia potrzebny - nie rozmawiali ze sobą.
Andrzej Niemczyk miał dużą rodzinę, ale ta najwyraźniej nie czuje się w obowiązku, by dbać o jego grób w Alei Zasłużonych na Cmentarzu Doły w Łodzi. Urna spoczęła pod warstwą ziemi przykryta zieloną płachtą. I choć od jego pogrzebu mija właśnie 10. miesiąc, na miejscu pamięci nie stanął grobowiec. Obok prowizorycznego krzyża stoi kilka spalonych zniczy, stara wiązanka z napisem "Chojeński Klub Sportowy" (to drużynę tego klubu Niemczyk w 1976 roku doprowadził do mistrzostwa Polski) - to wszystko. Tak jakby nikt miejsca nie odwiedzał.
Powinniśmy?
Podczas pogrzebu, 14 czerwca, lały się łzy. Jego podopieczne wspominały dobroć trenera, wesołe usposobienie, to, że traktował je jak ojciec. Zdobył uznanie jako trener tysiąclecia i jeden z najwybitniejszych polskich trenerów. Ale co z tego, skoro słowa to jedno, a czyny to drugie. Wydawało się, że pamięć o nim trwać będzie długie lata... I przychodzi taka myśl, czy Mielec powinien czuć się w obowiązku, by przynajmniej w jakiejś części zadbać o grób, zadbać o pamięć, zadbać o szacunek trenera Niemczyka? U nas również śmierć trenera odbiła się szerokim echem.