Mielczanie mieli okazję spotkać się z niezwykłą postacią związaną z polskim Kościołem, ale i show-biznesem. Szymon Hołownia jest znanym katolickim dziennikarzem, chociaż szeroką popularność zdobył dzięki telewizyjnemu programowi ,,Mam talent” i innym produkcjom medialnym. Na spotkaniu w Mielcu, prowadzonym przez Tomasza Łępę, opowiadał na pytania dziennikarza radia ,,Leliwa”, ale najwięcej uwagi poświęcił fundacji, którą wraz z ks. Biskupem Konradem Krajewskim prowadzi w Afryce.
Kościół jako szpital polowy
Pytany, dlaczego śmierć Jana Pawła II, tak przez Polaków opłakiwana, niczego w nas nie zmieniła, odpowiedział, że wcale go to nie dziwi, że to ludzkie, normalne. Po wstrząsie, jakim była jego śmierć, ludzie wrócili do dawnego życia. Nie to jest problemem, mówił Hołownia. Katolicyzm jest zrytualizowany, to jest problem. Kiedy przyjeżdża z pielgrzymką papież, wszyscy garną się ku niemu, kościoły są wypełnione, chociaż tak naprawdę wierzący mają w kościele na co dzień kogoś o wiele ważniejszego niż biskup czy papież – Pana Boga. Hołownia przypominał, że te kościoły otwarte podczas wielkich uroczystości przez całą dobę z czasem się zamykają, a więc otwarte są tylko podczas mszy i uroczystości kościelnych. Pretekstów jest wiele: że trzeba je ogrzać, posprzątać, bo jeśli nie zamkniemy, wejdą bezdomni… A dlaczego nie mają tam wejść bezdomni? – pytał Hołownia. Przecież – jak mówi papież Franciszek – Kościół to szpital polowy dla potrzebujących. Naszym wrogiem, wrogiem Kościoła, nie jest liberalizm, jak często słyszymy, lecz my sami, mówił dziennikarz. Pytany o to, co nam zostało, oprócz wadowickich kremówek, w naszych sercach po papieżu Polaku, Hołownia odpowiedział refleksją biografa Jana Pawła II George’a Weigela: to pokolenie, które go znało, nie doceni go, zrobią to dopiero ci, którzy przyjdą po nas.
Więcej w 43 numerze Korso