Czy spodziewaliście się, że Putin posunie się do takiego kroku jak wojna?
Wywiad amerykański ostrzegał nas przed groźbą inwazji na pełną skalę, dawał nam plany z kierunkiem ataków. Wiedzieliśmy, że te informacje są prawdziwe, ale do końca mieliśmy nadzieję, że Putin się nie odważy. Ukraina jest jednak ogromnym krajem w centrum Europy, bardzo jasno dawała do zrozumienia, że nie chce pozostać w obszarze zainteresowania Rosji i chce dołączyć do Europy. Dla Rosji to było dziwne, że robimy to z chęcią. Ale nie lekceważyliśmy ostrzeżeń. Przygotowane były rezerwy strategiczne, algorytmy działania na wypadek wojny, plecaki alarmowe, schrony przeciwbombowe. Według amerykańskiego wywiadu 16 lutego to pierwsza ogłoszona data inwazji. 17 lutego miało się odbyć wielkie wydarzenie, które zorganizowałam – koncert ku pamięci jednego z pierwszych muzyków rockowych na Ukrainie. Przed położeniem się do łóżka w nocy z 16 na 17 lutego, wyprasowałam swoją czerwoną suknię wieczorową i jednocześnie spakowałam bieliznę termiczną i odzież sportową do plecaka alarmowego. Nie wiedziałam, w co się ubrać rano.
Gdzie byłaś, gdy dowiedziałaś o wojnie? Co wtedy czułaś? Co czuli Twoi bliscy?
Byłam z przyjaciółmi pod Kijowem. Usłyszałam wybuch i natychmiast się obudziłam. Była 5 rano. Włączyłam mobilny Internet i na ogólnym czacie ekipy radiowej zobaczyłam, że wszyscy piszą o wybuchach. Ręce mi się trzęsły. Chciałam pojechać do radia i coś zrobić, ale nie mogłam. Nie mam samochodu i byłam uzależniona od znajomych. Mówili: "Nie bądź głupia, nie wracaj, jedźmy w głąb kraju, zrobisz tam coś pożytecznego". Moja siostra napisała do mnie: "Jak się masz?" Odpowiedziałam: "Jestem z przyjaciółmi". Ona na to: "Poczekaj kilka godzin, może to tylko prowokacja i wtedy zdecyduj". Moja siostra rozmawiała z rodzicami, ponieważ byli zbyt roztrzęsieni. Czekaliśmy kilka godzin i pojechaliśmy dalej.
Pisałaś, że jesteś aktualnie w bezpiecznym miejscu. Jak tam dotarłaś - czy było trudno?
Jechaliśmy z Kijowa do Winnicy (miasto w centralnej Ukrainie). Jechaliśmy długo, nie autostradą, bo istniało ryzyko trafienia rakietami. Zamiast 4 godzin podróży zajęło to 8. Ale kiedy przyjechaliśmy do rodziców koleżanki w rejonie Winnicy, znajomi uznali, że bezpieczniej będzie pojechać do Polski. Mają tam przyjaciół, którzy obiecali schronienie. Ja postanowiłam zostać na Ukrainie - najpierw pojechać do rodziców w obwodzie chmielnickim, potem do Tarnopola, gdzie mieszka moja siostra. Póki co jestem z rodzicami. Międzymiastowa komunikacja miejska nie kursuje - nie mogę wyjechać bez samochodu. 300-kilometrowa podróż - z wioski rodziców mojego przyjaciela do moich rodziców - trwała 16 godzin. Zaczęli ustawiać punkty kontrolne, na drodze było wiele pojazdów, sprzętu wojskowego...
Jak Twoja rodzina, znajomi z Kijowa? Uciekli? Zostali? Co robią?
Moi rodzice mieszkają na wsi. Są gotowi na wypadek, gdyby przybyli do nas okupanci. Oboje są na emeryturze. Moja siostra jest w Tarnopolu. Pracuje tam, chodzi gotować dla naszego wojska, pomaga starszym sąsiadom, wspiera wojsko finansowo. Nigdzie nie wyjedzie, w razie potrzeby będzie bronić miasta. Ja też tam będę. Znajomi z Kijowa - to zależy. Niektórzy nie wyjechali, niektórzy udali się do krewnych i przyjaciół w zachodniej części kraju, inni za granicę. Część dzieci została w Kijowie. Moja kuzynka w Kijowie, jej mąż, syn i brat pojechali dołączyć do obrony terytorialnej, ale jest już komplet. Dlatego organizują ochronę swojego domu i piwnic. Moja koleżanka została ze swoim synkiem w mieście, bo jej mąż jest w obronie terytorialnej, a bez niego nie pójdzie. Bliski przyjaciel jest w Wasylkowie pod Kijowem, gdzie znajduje się lotnisko wojskowe i gdzie wybuchła składnica ropy. Nigdzie się nie wybieram - bo to moja ziemia. Jestem zaangażowana w przeciwdziałanie fejk-informacjom - demaskuję rosyjskie, nieprawdziwe informacje. Jedna z moich redaktorek jest w rozpaczy - poszła zapisać się do obrony terytorialnej i nie została przyjęta, nie wydano jej broni, nie ma benzyny do koktajli Mołotowa, oddano też już wystarczającą ilość krwi - nic nie jest potrzebne. Jest zrozpaczona, że na nic nie może się przydać. A jest ich dużo. Wszyscy są gotowi do działania, ale teraz nie zawsze potrzebne są wolne ręce kobiet.
Czy jest jeszcze dostęp do sklepów? Jedzenia? Co z internetem? Telefonami?
Jesteśmy wdzięczni naszym operatorom telefonicznym i internetowym. Nie rozłączali i pozwalali dzwonić i pisać nawet przy ujemnym saldzie konta. Operatorzy komórkowi zezwalają nawet na rozmowy za granicę za darmo. Pierwszego dnia były straszne kolejki do tankowania. Przed stacjami stało po 40-50 samochodów. Potem się ustabilizowało. Pojawiła się benzyna. Ale rząd prosi nas, aby nie wydawać benzyny na potrzeby cywilne, aby jak najwięcej zostało na potrzeby wojska i ochotników. W sklepach jest wszystko. Pierwszego dnia w dużych miastach wybuchła panika. Teraz w większości jest tam wszystko. Proszą, żeby nie kupować dużo na raz, żeby myśleć o innych. Duże supermarkety zapewniają ludziom schronienie w swoich piwnicach, przygotowują darmowe jedzenie dla obrońców. Niektórzy restauratorzy przestawili produkcję na całodobowe gotowanie dla naszej armii i obrony terytorialnej. Apteki pracują. Nie ma w nich wszystkiego, przede wszystkim są duże problemy ze zwykłymi lekami - przeciwzapalnymi, opatrunkowymi, przeciwbólowymi. I to jest największe zapotrzebowanie – lekarstwa dla obrońców i rannych.
Staracie się "normalnie" żyć? Ponoć cały czas są naloty. Syreny wyją, a ludzie uciekają do schronów. Jak to wygląda u Ciebie?
Trudno jest normalnie żyć. Wszyscy jesteśmy w stanie stresu. Wszyscy rozumieją, że trwa wojna i jeśli nie będziemy bronić naszego kraju, nie będziemy mieli dokąd pójść. Chcemy działać, pomagać. Kolejki w urzędzie poboru wojskowego ciągną się kilometrami. Kolejki do oddawania krwi - przez całą dobę. Inspirujemy się nawzajem. Moi przyjaciele i ja nie możemy normalnie żyć. Czytamy wiadomości, chowamy się przed nalotami, pracujemy na froncie informacyjnym, obalamy dezinformację. Czasami ktoś załamuje się emocjonalnie - bo napięcie jest szalone. Dlatego ważną misją jest rozmawiać, wyciszać się, wspierać, pytać "Jak się masz?". Ludzie mieszkają w schroniskach, razem z małymi dziećmi i zwierzętami. Inni przygotowują zupę lub sprzątają mieszkania po atakach rakietowych, ponieważ daje im to poczucie kontroli nad własnym życiem. Mój przyjaciel z Bałaklii w obwodzie charkowskim właśnie powiedział, że ledwo udało mu się wyrwać swoją 9-letnią córkę z wybitego okna, kiedy została zdmuchnięta przez rakietę, która uderzyła w centrum miasta. Koleżanka przestała schodzić do schronu z powodu alarmu lotniczego, bo mieszka na 9 piętrze, windy nie działają, a mama nie chodzi. Matka zaczęła mówić, że czuje się źle, bo jej córce grozi niebezpieczeństwo przez nią. Powiedziała, że z tego powodu chce popełnić samobójstwo. Więc przytulają się, siedzą na korytarzu i czekają na alarm. Nie da się żyć jak zwykle. Mamy stan wojenny, a w czasie wojny może wlecieć rakieta w każdy dom. Nawet w centrum kraju, daleko od granicy.
Jak z Twoją stacją radiową? Pracujecie normalnie?
Moje radio jest głównym radiem w kraju, nadawcą publicznym. To ukraińskie radio. Teraz działa w całym kraju przez całą dobę, jest retransmitowany przez wszystkie niegdyś rozrywkowe stacje radiowe w kraju. Radio Ukraińskie jest nadawcą publicznym, częścią Państwowej Spółki Telewizyjno-Radiowej Ukrainy i jest przedsiębiorstwem strategicznym. Do wczoraj rano transmisja była z Kijowa, z centrum miasta. Dziś ze studia rezerwowego na zachodzie kraju.
Co dalej? Jak myślisz, co się stanie? Ile to może trwać? Co mówią na ulicach?
Wiemy, że to szybko się nie skończy. Nawet jeśli uda nam się przeprowadzić szybkie rozmowy, to wciąż będą sabotażyści, zdrajcy, "zagubieni okupanci"... Przed nami długa droga, by ich wytropić i zniszczyć. Odbudowa tego wszystkiego również nie będzie łatwym zadaniem. Ale ważne są dwie kwestie. 1. Nie wybiegamy myślami w dal. Trudno coś zaplanować. Nawet do jutra rana. 2. Rozumiemy, że jeśli Putin odważył się najechać na Ukrainę, to jest zdolny do wszystkiego. Może faktycznie użyć broni jądrowej, wysadzić elektrownię atomową w Czarnobylu, tamę w Kijowie, która zatopi Kijów i miasta nad Dnieprem oraz inne elektrownie atomowe. To będzie oznaczać zagładę tysięcy ludzi i to nie tylko na Ukrainie. Wiemy, że chce Ukrainy i nie wycofa się tak łatwo. Jednak Ukraina będzie się opierać. Za każdy metr każdy z nas. Tyle czasu, ile potrzeba. Bo to nasza ziemia.
Polacy organizują dla Was pomoc. Spodziewaliście się tego?
Mamy długą tradycję przyjaźni z Polakami. Byliśmy pewni, że Polacy na pewno nas poprą. Ale za każdym razem wzruszamy się do łez – tysiące wieców, odśpiewanie hymnu, zainteresowanie, otwarte granice, lobbowanie w imieniu naszych interesów w społeczności międzynarodowej, pomoc materialna i humanitarna. Za każdym razem jesteśmy wzruszeni i dziękujemy, że w przeciwieństwie do naszego szalonego sąsiada na Wschodzie, mamy tak wspaniałego sąsiada na Zachodzie. Dziękujemy, jesteśmy tak wdzięczni za wszystko, że trudno opisać słowami.
Jak oceniasz postawę Waszego prezydenta?
Nie głosowałam na niego. A przed wojną byłam wobec niego bardzo negatywnie nastawiona. Ale udało mu się mnie zaskoczyć. Okazał się godny, szczery, działa, jak należy. Jestem dumna z mojego prezydenta. Minister Obrony, Minister Spraw Zagranicznych i Naczelny Wódz to naprawdę superprofesjonalni ludzie, którzy zachowują się bardzo dobrze w tej sytuacji. Dzięki ich działaniom i komunikacji jesteśmy spokojni i wierzymy w siebie i zwycięstwo.
Dlaczego zostałaś na Ukrainie?
To jest mój kraj. Muszę tu mieszkać. Tu są moi przyjaciele, krewni, praca. Jeśli będę musiała umrzeć za swój kraj, to zrobię to. Ale chcę żyć dla mojego kraju i w moim kraju. Nikt mnie nie potrzebuje w Europie ani w innych krajach, gdzie będę tylko uchodźcą. Tutaj jestem częścią narodu ukraińskiego, który broni swojej ziemi. Będę tu do końca. Wierzę, że to będzie nasze zwycięstwo.
Większość cywilów ucieka czy zostaje bronić swojego kraju?
To zależy. Ludzie są różni. Ale nasze państwo ma bardzo zdrowe podejście: rób to, w czym jesteś silny, nie ryzykuj życia na próżno. W pierwszej kolejności do obrony terytorialnej trafiały osoby z doświadczeniem bojowym, reszta znajdowała się w rezerwie. Jest więcej ludzi niż potrzeba. Ale są to cywile, którzy po prostu walczyli w 2014 roku lub wcześniej służyli w wojsku. Prezenterzy radiowi, śpiewacy, biznesmeni, bariści, nauczyciele - wszyscy poszli, by bronić swoje miasta. Jedni czekają w kolejce do oddania krwi, inni robią koktajle Mołotowa, inni obalają dezinformację lub rozpowszechniają prawdziwe wiadomości, jeszcze inni pomagają uchodźcom, pakują ciepłe ubrania, przewożą rannych, kopią okopy, stoją na posterunkach, patrolują osiedla, przygotowują jedzenie, piorą ubrania dla żołnierzy, blokują fałszywe kanały informacji i tak dalej. Są tacy, którzy odcięli się od wojny - wyjechali za granicę lub na zachód kraju i starają się żyć tak, jakby nic się nie stało. Są tacy, którzy są zadowoleni z wojny i gotowi do współpracy. Głównie za pieniądze. Sprzedają informacje, panikują i nie tylko. Są tacy, którzy uciekają przed wojną, bo się boją. Ludzie są różni, ale satysfakcjonujące jest to, że mamy wielu, którzy robią rzeczy z godnością. To większość z nas.
Komentarze (0)
Wysyłając komentarz akceptujesz regulamin serwisu. Zgodnie z art. 24 ust. 1 pkt 3 i 4 ustawy o ochronie danych osobowych, podanie danych jest dobrowolne, Użytkownikowi przysługuje prawo dostępu do treści swoich danych i ich poprawiania. Jak to zrobić dowiesz się w zakładce polityka prywatności.