Łysakówek w gminie Borowa. A tam niewielki skromny dom przy bocznej uliczce. W domu życie toczy się jak w każdej zwykłej rodzinie. W kuchni gospodyni właśnie odcedza ziemniaki na obiad, korytarzem przebiega wesoła dziewczynka, na fotelu obok lodówki siedzi zamyślona kobieta. To Józefa Mrozik. I to o niej będzie ten reportaż.
Koszmarna dziura
- Moje życie nie różniło się niczym szczególnym od życia innych rodzin, sąsiadów. Pracowałam w Mielcu, tak jak mój mąż. 17 lat pracuje w jednym zakładzie pracy. Mamy dwie córki, Malwinkę i Milenkę – mówi pani Józefa, siadając na swój fotelik obok lodówki. To jej miejsce, jej kącik, w którym czuje się bezpiecznie.
Dowiadujemy się, że mieszkanka Łysakówka nigdy nie prosiła o pomoc. Była nauczona, żeby radzić sobie samej, żeby się nie poddawać. Żyła oszczędnie, nigdy nie narzekała. Potrafiła sobie poradzić ze wszystkim, ale przyszedł moment, że coś w niej pękło.
- To było cztery lata temu we wrześniu. Zaczęła mnie boleć głowa. Pojechałam do naszego lekarza rodzinnego. Początkowo wszystko szło w stronę zatok. Ale inna pani doktor po badaniach natychmiast skierowała mnie do szpitala w Mielcu - opowiada pani Józefa.
Lekarze stwierdzili jednoznacznie, że to nowotwór złośliwy - glejak wielopostaciowy. Jest on najczęściej spotykanym rodzajem nowotworu mózgu u ludzi, a co gorsze, jest bardzo oporny na leczenie i bardzo szybko potrafi się odbudować. Pod wpływem terapii właśnie potrafi stać się jeszcze bardziej agresywny.
Mieszkanka Łysakówka nie została od razu operowana. - Mój mózg był obrzęknięty i operacja groziła jego wylaniem się – mówi, dodając: - Chwilę poleżałam na neurologii, a sama operacja przeprowadzona była na neurochirurgii. Muszę tu pochwalić oddział, neurochirurdzy w Mielcu to wspaniali lekarze.
Więcej w 35 numerze Korso