reklama

Bracia z Podborza. Dom prawie ukończony! [ZDJĘCIA]

Opublikowano: Aktualizacja: 
Autor:

reklama
Udostępnij na:
Facebook

Przeczytaj również:

Wiadomości Już jutro wielu z nas będzie cieszyć się prezentami mikołajkowymi. Bracia Dziekanowie z Podborza otrzymali o wiele większy dar - przepięknie odremontowany i odnowiony rodzinny dom. A wszystko to dzięki pomocy ludzi dobrej woli!
reklama

Po raz pierwszy o braciach pisaliśmy w majowym numerze Korso. W Podborzu, w starym, stuletnim, bardzo podupadającym domu mieszkało dwóch braci - Eugeniusz i Michał Dziekanowie. Dziś każdy, kto wejdzie do środka, przeciera oczy ze zdumienia - wnętrze domu zmieniło się nie do poznania!

 Kiedy odwiedzaliśmy braci w maju, niewiele było w ich domu udogodnień: z kranu leciała tylko zimna woda,  nie było ani łazienki, ani ubikacji.

- Kąpiemy się w balii, w pralce pierzemy łachy, mamy tylko zimną wodę, ale nabieramy ją w baniaki i grzejemy na piecu - relacjonował nam pan Eugeniusz. - Jak się woda zagrzeje, to w tej wannie się kapiemy - dodaje, pokazując na metalową balię.  - Dobrze, że jest ta woda, dawniej, jak jej nie było, w latach osiemdziesiątych, to trzeba było chodzić do rzeki. A teraz? To jest wielka wygoda.

Dach nad głową


W pokojach całe  ściany i sufit  były spękane, wilgotne, zagrzybione. Widać było, że jeśli wkrótce nie przeprowadzi się gruntownego remontu, to dom może już długo nie przetrwać. Nie zniszczyły go wichry historii, ale podda się latom zaniedbania i braku właściwej troski.

Stary dach pokryty był niebezpiecznym dla zdrowia eternitem, do tego był kompletnie nieszczelny i po każdym większym deszczu w pokojach tworzyły się kałuże.

Woda nie była jedynym grożącym braciom żywiołem. W każdej chwili dom mógł też paść na pastwę płomieni,  bo na stryszku zalegało stare siano. A bracia palili jeszcze w piecach kaflowych. Wystarczyła jedna iskra, by doszło do prawdziwej tragedii. Stary komin również był w opłakanym stanie.

Teraz jednak panowie mogą już cieszyć się nowym, solidnym i bezpiecznym dachem.

- Blacha jest kolorowa, ale ważne, że się na głowę nie leje - podkreśla pan Eugeniusz. - Dobrze, że dach zmieniony, bo był cały zgniły.

 Zdrowie i bliscy najważniejsi


W jednym z pokoi bracia śpią na dwóch wersalkach. Na ścianach królują święte obrazki. Jest też kalendarz z OSP Podborze.

-  W Boga wierzymy, do kościoła chodzimy, do Zgórska, zabieram się z sąsiadami - opowiada pan Eugeniusz.

Do sklepu mają kilometr, więc po zakupy chodzi osobiście pan Eugeniusz. To on jest również odpowiedzialny w domu za gotowanie.

- W polu nie robimy, bo ziemie są nisko, niedrenowane, mało kto robi i w większości pola pozarastane są drzewami. Kiedyś mieliśmy gospodarkę, 3,5 ha, ale oddaliśmy  w dzierżawę,  cieszymy się, że ziemia  nie zarasta. Wystarczy, jak trochę ziemniaków sobie kupimy, pomidorów, ogórków - opowiada. - Na nas dwoje, jak cztery ziemniaki oskrobiemy, to starczy.  Pomagają dobrzy ludzie - na przykład pani z Padwi Narodowej przywiozła całą paczkę jedzenia, konserwy. Kupujemy też dla piesków, daję im karmę, mleko, porcję rosołową. Na jedzenie nie ma sobie co żałować, trzeba odżywiać się dobrze.

Pan Eugeniusz i pan Michał to bracia przyrodni. Mama pana Eugeniusza umarła przy porodzie, w 1961, a ojciec ożenił się po raz drugi. Wychowała go więc druga matka, która dała mu też młodszego o rok brata. Mama zmarła w 1987 roku, a tata w 1996.

- Całe szczęście, że mamy renty, to jakoś pomalutku żyjemy. Teraz ciężko byłoby do pracy iść na te lata. Nawet młodym ciężko znaleźć pracę - podkreśla pan Eugeniusz. - Na jedzenie starcza, na szczęście nie chorujemy, biorę tylko leki na nadciśnienie. Bogu dzięki, na zdrowie nie narzekamy. Bo najważniejsze jest zdrowie. Jak jest zdrowie, to samo wszystko przyjdzie. Gorzej byłoby, jakby człowiek nie chodził, leżał, nie mówił - to byłby koniec.  Taki już los człowieka, że samotny jest, nie znaleźliśmy dziewczyn, bo nigdzie nie chodziliśmy... Zresztą - różnie to w życiu bywa. Najważniejsze, że się lubimy, bo brat z bratem, siostra z siostrą się muszą lubić. Przedmiot kupi, ale człowieka nie. Ani ojca, ani matki, ani dzieci...


 Ludzi dobrej woli jest więcej


Do braci z Podborza wielu ludzi wyciągnęło już pomocną dłoń.

-  Sąsiedzi pomogli zdejmować eternit, tak samo strażacy, nie wzięli za to ani grosza. Radny Miękoś dał cegłę na komin - relacjonuje pan Eugeniusz. - Firma budowlana z Tuszowa Narodowego wzięła tylko za drzewo, nie liczyli za robociznę. Więc tylko za blachę na dach trzeba było zapłacić. A jedna firma powiedziała: "To są bidne chłopoki, to trzeba pomóc". Dobrzy ludzie dają buty, dywany, Rysiek Zaskalski postarał się o panele, jakiś pan dał kołdrę, ale na razie śpimy pod starymi...

Jeszcze w maju bracia nie mieli wielkich oczekiwań co do tego, jak ma wyglądać ich dom.   Pan Eugeniusz zastanawiał się, czy w pokoju dałoby się wydzielić kąt na łazienkę. Obiecano im też nowe meble. Przydałyby się nowe drzwi, ocieplenie ścian, wylewki, płytki, bo na razie położony jest tylko gumolit...

- Mamy nowe dywany, ale nie rozkładam, bo jakby wylewkę robili, to znów trzeba byłoby je składać - podkreślał z uśmiechem pan Eugeniusz.

  - Bardzo chcielibyśmy, żeby ludzie dobrej woli nam pomogli - prosi pan Eugeniusz. - Chodzi nam tylko, żeby podratować dom. Póki żyję, nie przepiszę go nikomu, tu chcemy zostać, bo to nasze, po rodzicach. Trzeba pomalutku żyć. Żeby nam tylko ludzie pomogli...  Jak tu zrobią, to będzie na medal!


 Jak w programie Dowbor


Niecałe pół roku później, w listopadzie, dom braci Dziekanów przeszedł już ekstremalną metamorfozę. Nie ma dwóch ciemnych pokoi, obskurnej kuchni, walącego się stryszku, zimna... Jest odnowiony, nowoczesny, przytulny domek.

Z jednego z pokoi wydzielono część i wybudowano tam łazienkę.

- Jest już wanna, prysznic, będzie bojler elektryczny - podkreśla inicjator wszelkich zmian, sąsiad braci, Ryszard Zaskalski.

- Wszystkie prace wykonali samoucy, prości ludzie, jak się sami określają.

- Pan z Malinia pokazał nam, się klei karton-gips na ściany, zrobił jeden pokój i zaczął kawałek kuchni. Potem nie miał już czasu - opowiada pan Ryszard. - Jednak ja z Pawłem widzieliśmy, jak się to robi, no i dokończyliśmy już sami!

Wiele serce potrzebującym braciom okazali członkowie Stowarzyszenia Rodzin Katolickich z Padwi Narodowej.

- Nie robimy tego dla rozgłosu, tylko dla ludzi, żeby im pomóc - podkreśla prezes Stowarzyszenia, Helena Surowiec. - W stowarzyszeniu jest 46 osób, i to takich pomocnych, uczynnych, że tylko powiesz - i masz. Dziś jedna z nas nie mogła jechać, bo musiała być w pracy, zadzwoniłam do innej koleżanki, która bez problemu ją zastąpiła.

Panie z Koła przyjechały bowiem do Podborza, by zrobić generalne porządki. Makatki w pokoju, w którym śpią bracia, porządnie wyprane, odżyły kolorami.  Znów patrzą na nas w pełnej krasie - Święta Rodzina i Apostołowie podczas Ostatniej Wieczerzy. W pokoju stoi też metalowy piecyk z fajerką. Bracia będą w nim palić.  Ludzie dobrego serca przyjechali też, by zerżnąć drzewo, ku wielkiej radości braci.

Jedyne, czego jeszcze nie udało się zrobić, to sufity. Zabrakło na nie pieniędzy. Przydałoby się położyć jeszcze kasetony.


Nie ma rzeczy niemożliwych


- Pozbieraliśmy, co kto mógł: pościele, ręczniki, odzież - opowiada pani Helena. - Pościelą, która ludzie podarowali, można by trzy domy obdzielić! Szukałam też zduna, który sklei piec. Dostałam od niepełnosprawnego pana, którym się opiekujemy, numer telefonu. Rozmowa była krótka: "Czy nie skleiłby nam charytatywnie pieca?" - zapytałam. Okazało się, że zna historię braci. Po tygodniu przyjechał, naprawił piec. To funkcjonariusz Policji z Mielca.

Ja już nie wiem, jak mam dziękować. Ludzie są kochani, są dobrzy - mówi pani Helena. - Zdzwoniłam do firmy z Nowej Dęby, czy by nie podarowali nam drzwi. Powiedzieli: "Proszę przyjechać i sobie wybrać: prawe, lewe, ościeżnice". I są. Tak samo było z oknami. Jeden z panów przedsiębiorców powiedział, że nie może wziąć się do pracy, bo gonią go terminy, dał za to dwa tysiące złotych. Gdzie się tylko zwróciliśmy, popłynęła pomoc. Firma pana Zielińskiego z Mielca dała płytki - 75 metrów, które ułożył jego pracownik. Firma Greinplast ofiarowała farby. Organika podała styropiany, siatki, kleje po zaniżonych cenach. Dużo rzeczy dały firmy Arkada i Termico, pomagał pan Procki. Kolejny pan obiecał, że zrobi jeszcze ocieplenie. Pomogli strażacy z OSP, którzy pracowali przy wywózce siana ze strychu, pomogła finansowo parafia. Nie ma rzeczy niemożliwych!

reklama
reklama
Udostępnij na:
Facebook
wróć na stronę główną

ZALOGUJ SIĘ - Twoje komentarze będą wyróżnione oraz uzyskasz dostęp do materiałów PREMIUM.

e-mail
hasło

Nie masz konta? ZAREJESTRUJ SIĘ Zapomniałeś hasła? ODZYSKAJ JE

reklama
Komentarze (0)

Wysyłając komentarz akceptujesz regulamin serwisu. Zgodnie z art. 24 ust. 1 pkt 3 i 4 ustawy o ochronie danych osobowych, podanie danych jest dobrowolne, Użytkownikowi przysługuje prawo dostępu do treści swoich danych i ich poprawiania. Jak to zrobić dowiesz się w zakładce polityka prywatności.

Wczytywanie komentarzy
reklama
reklama