Koncesję na budowę linii kolejowej Dębica – Mielec – Rozwadów – Nadbrzezie (prawobrzeżna część Sandomierza, sam Sandomierz leżał już bowiem za granicą – w „Kongresówce”) otrzymało w grudniu 1886 r. Towarzystwo Kolei Galicyjskiej Karola Ludwika (K.K. Priv. Galizische Carl Ludwig-Bahn), a 10 miesięcy później, 30 października 1887 r., przejechał już nią pierwszy pociąg.
Budowa kolei miała przede wszystkim cel militarny, miała pozwolić na szybki transport wojska w przypadku wojny z Rosją. Spełniła jednak trudną do przecenienia rolę gospodarczą i cywilizacyjną dla Mielca i okolic. Drogi dla pojazdów konnych były fatalnej jakości, a po roztopach lub większych opadach w ogóle nieprzejezdne.
Tymczasem pociągiem po wykupieniu biletu w Mielcu, można było dojechać – oczywiście z przesiadkami, ale bez paszportu – nie tylko do Lwowa czy Wiednia ale także niemal do Księstwa Lichtenstein lub na Istrię na zachodzie, po Husiatyń ewentualnie Suczawę na wschodzie. Największym problemem było tylko wyliczenie czasu, o jakiej godzinie dokąd się dojedzie. W Monarchii Austro-Węgierskiej jednolity czas urzędowy wprowadzono dopiero w 7 lat po uruchomieniu mieleckiej kolei. Wcześniej na każdej stacji była inna godzina, uzależniona od długości geograficznej, na jakiej znajdowała się dana miejscowość.
Zatem, jeżeli w Mielcu była godzina 12:00, to wprawdzie w Dębicy czas był identyczny, ale we Lwowie była już 12:10 a w Tarnowie dopiero 11:58. Mimo to pociągi kursowały, chociaż wolno, ale punktualnie. Jeszcze w latach 60. wielu mieszczan mieleckich orientowało czas na podstawie przejeżdżającego pociągu. Mówiono: „jedzie pociąg na wpół do piątej“ albo „na wpół do ósmej“.
Budowa kolei, a później konieczność jej utrzymania sprowadziła do miasta – jednych na krótko, innych na stałe – sporą grupę inteligencji technicznej. Jednym z jej przedstawicieli był Kazimierz Hemmerling (1859-1939), który wprawdzie nie zabawił tu na długo, zdążył jednak sprowadzić z Wiednia dwa niezwykle egzotyczne pojazdy – rowery i spopularyzować jazdę nimi po najbliższej okolicy, tak że aż magistrat musiał zająć się bezpieczeństwem pieszych. Hemmerling upowszechnił także wśród mieleckiej młodzieży jazdę na łyżwach.
Kolej ułatwiła również łączenie w pary ludzi z bardziej odległych rejonów niż sąsiednia wieś, dzięki czemu poprawie uległy nie tylko geny potomstwa z takich małżeństw ale również – co łatwo zaobserwować w księgach parafialnych – pojawiło się w mieście wiele nowych nazwisk.
------------------------------------------------------
Powyższy tekst jest fragmentem przygotowywanego przez Stanisława Wanatowicza "Spacerownika mieleckiego".