"W sobotni wieczór wybrałam się z mężem do mieleckiej galerii. Kolejnego dnia mieliśmy wesele najbliższych znajomych i potrzebowaliśmy dokupić jeszcze ostatnie drobiazgi.
Do środka galerii weszliśmy parę minut po 19.00. W pierwszych dwóch sklepach kupiliśmy kartkę z życzeniami, bukiet kwiatów oraz symboliczne wino, czyli prezenty dla Państwa Młodych, wybraliśmy również gotówkę, by włożyć ją do koperty.
Postanowiliśmy jeszcze wstąpić do sklepu, by dokupić koszulę w razie "w". Gdy podeszliśmy do kasy, przed nami w kolejce stały dwie osoby. O dziwo, przy drugim stanowisku kasjerka już liczyła dzisiejszy utarg. Odruchowo spojrzałam na zegarek, była 20:30, szepnęłam do męża: "Czy nie za wcześnie na podliczanie już kasy?". Machnął ręką i powiedział, że się czepiam, "przecież druga kasa jest czynna, to możesz zapłacić normalnie". Sytuacja powtórzyła się w kolejnym sklepie.
Może się i czepiłam, ale po drodze spodobała mi się sukienka na wystawie, niby miałam już przygotowaną w domu na poprawiny, ale tak mi wpadła w oko, że postanowiłam ją kupić. Weszliśmy do środka, od razu znalazłam ją pomiędzy wieszakami, poszłam przymierzyć, pasowała jak ulał. Idąc w kierunku kasy, ekspedientka już zbiła mnie z tropu: "Nie sprzedam Pani już dzisiaj tej sukienki, niestety kasę już mamy policzoną. Mogę ją pani odłożyć do poniedziałku".
Stanęłam jak wryta. Z jednej strony miałam kasjerkę, która liczyła pieniądze, po drugiej stronie sklepu pracownica sklepu już opuszczała rolety. Myślę, chwila, chwila, która jest godzina? Spojrzałam na zegarek, była 20:50. Serio? 10 minut przed zamknięciem i już nic nie wolno kupić? Pomyślałam przez chwilę, żeby wezwać kierownika sklepu, ale pewnie i tak go nie było już w pracy, a z drugiej strony takie same sytuacje były we wszystkich sklepach mieleckiej galerii.
Zostawiłam sukienkę na ladzie, podziękowałam, nie omieszkałam zaznaczyć, że w poniedziałek nie będę miała jak podjechać.
Zdziwiłam się tą całą sytuacją, a jeszcze bardziej zniechęciłam do zakupów w galerii w Mielcu. Nie wiem, czy mój list coś zdziała i poprawi się tam kultura pracy, ale myślę, że niejedna osoba podpiszę się rękami i nogami pod tym, co napisałam. Po prostu musiałam wylać swoje żale na papier".
Cóż, sytuacja wydaje się trochę dziwna, zwłaszcza że wyraźnie napisane są na witrynach godziny otwarcia. Czy w takim razie one nie są prawdziwe? Przesłaliśmy kopię tego maila do rzeczników sklepów w galerii. Czekamy na odpowiedź.
A co wy myślicie o całej tej sytuacji? A może mieliście podobne zdarzenie? Piszcie w komentarzach bądź na [email protected]
Komentarze (0)
Wysyłając komentarz akceptujesz regulamin serwisu. Zgodnie z art. 24 ust. 1 pkt 3 i 4 ustawy o ochronie danych osobowych, podanie danych jest dobrowolne, Użytkownikowi przysługuje prawo dostępu do treści swoich danych i ich poprawiania. Jak to zrobić dowiesz się w zakładce polityka prywatności.